Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Filip Micuła  16 czerwca 2014

Micuła: Za dużo pytań, za mało odpowiedzi

Piotr Filip Micuła  16 czerwca 2014
przeczytanie zajmie 5 min

W kontekście opublikowanych nagrań pomiędzy urzędnikami państwowymi często przywoływane jest znane powiedzenie Otto von Bismarcka, który stwierdził, że politykę i kiełbaski łączy to, iż lepiej nie być w miejscu, w którym powstają. Część oburzenia opinii publicznej wynika właśnie z tego, że zobaczyliśmy, jak uprawiana jest polityka – politycy spotykają się knajpach, handlują głowami innych polityków i nie posługują się, nomen omen, sienkiewiczowską polszczyzną. Tymczasem zamiast spijania Schadenfreude nad tym, że rządowi grunt pali się pod nogami, warto się zastanowić, ile z uzyskanych dzięki taśmom informacji może okazać się rzeczywiście użytecznych.

Wiemy to, co powiedziano podczas siedmiu minut rozmowy pomiędzy Markiem Belką, Bartłomiejem Sienkiewiczem i Sławomirem Cytryckim. Mamy sporo plotek, mamy notatki publikowane przez biuro prasowe NBP. Zaczynając więc od początku – prezes NBP stoi na stanowisku, że bank centralny w Polsce powinien mieć uprawienia podobne do tych, które posiada m.in. amerykańska Rezerwa Federalna, czyli możliwość zakupu skarbowych papierów wartościowych (SPW) na rynku wtórnym. Na rynku wtórnym, czyli zakupu pośredniego, bo bezpośrednie finansowanie długu państwa przez bank centralny jest zakazane nie tylko w Polsce przez Art. 220 Konstytucji RP, lecz także przez Art. 123 Traktatu o funkcjonowaniu UE. Żeby jednak to robić, najpierw musiałyby się zmienić przepisy ustawy o Narodowym Banku Polskim. Z rozmowy pomiędzy Belką a Sienkiewiczem wynika, że zmian tych nie chciał zaakceptować Jacek Rostowski, ówczesny minister finansów. Zgodnie z opublikowanym w niedzielę komunikatem NBP Rostowski nie chciał również zaakceptować pomysłu powołania Rady Ryzyka Systemowego, organu sprawującego kontrolę nad transakcjami realizowanymi przez różne podmioty rynku finansowego.

Marek Belka spotyka się więc z Bartłomiejem Sienkiewiczem, który reprezentuje tutaj Donalda Tuska. (Cytrycki nie wydaje się tutaj aż tak istotny). Wiele wskazuje na to, że opublikowany fragment rozmowy jest końcem dobijanego targu – ustawa o NBP zostanie znowelizowana (być może przejdzie także pomysł z RRS), minister Rostowski straci stanowisko i zostanie zastąpiony kimś z tylnego szeregu, a przy okazji NBP – posiadając narzędzia do finansowania długu – podtrzyma prosperity w kraju. Ostatni argument mógł przecież paść wcześniej podczas rozmowy nawet z ust samego Marka Belki, który chciał wykorzystać go jako argument wspierający, przekonujący premiera do przyspieszenia prac nad nowelizacją ustawy. Być może był wspomniany wcześniej podczas rozmowy, a może pojawił się podczas zupełnie innego spotkania?

Mamy się oburzać, że partia rządząca odpowiadając za sprawy kraju bierze też pod uwagę konieczność utrzymania władzy? Przecież tak się robi kiełbaski, nie tylko w Polsce.

Wiemy więc już, że nagrania uderzają w dwie bardzo ważne osoby w państwie – prezesa NBP oraz szefa MSW. Nie wiemy natomiast, na którego z nich dokładnie atak został przypuszczony, a któremu z nich oberwało się jedynie rykoszetem.

Póki co większym przegranym okazuje się być Marek Belka – dla niego szykowany jest już wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu.

Być może we wtorek, gdy odbędzie się jednodniowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, Belka pożegna się z Radą, przeprosi prof. Hausnera i złoży rezygnację z funkcji prezesa NBP.

Natomiast ewentualna dymisja Bartłomieja Sienkiewicza będzie oznaczała jedynie, że wróci on do roli, w której od zawsze czuł się najlepiej – szarej eminencji i trzeciego oka premiera.

Może to także oznaczać zakończenie prac nad niektórymi reformami szykowanymi przez Sienkiewicza, gdy jego stanowisko premier obsadzi jakąś mniej wyrazistą postacią, która nie narobi szkód wizerunkowi Platformy przynajmniej do wyborów parlamentarnych w 2015 r.

Jest także dodatkowy argument za tym, że uderzenia dokonano przede wszystkim w Belkę – projekt nowelizacji ustawy o Narodowym Banku Polskim miał być omawiany podczas posiedzenia Rady Ministrów w ub. wtorek 10 czerwca. Jego omówienie zostało przesunięte na kolejne posiedzenie, podczas gdy taśmy opublikowano zaledwie cztery dni później. Komu zależało na tym, aby skompromitować prezesa NBP i skoncentrować uwagę opinii publicznej na proponowanych zmianach w ustawie o NBP?

Wciąż także nie wiemy, od kogo pochodzą opublikowane nagrania. Od soboty krąży plotka, że oferowano je również innym redakcjom. Koło godziny 13.00 „Rzeczpospolita” opublikowała tekst o ujawnieniu przez „Wprost” nagrań z podsłuchów, który z niewiadomych przyczyn został później usunięty z Internetu.

Wachlarz podsłuchanych osób zdaje się sugerować, że jest to materiał zdobyty przez ABW. Ich wyciek oznaczałby jednak, że premier, który zgodnie z prawem nadzoruje ABW, a także minister spraw wewnętrznych, który w praktyce je kontroluje, dali się wpuścić w maliny jakiejś „trzeciej sile”.

Nie jest też tajemnicą, że w KPRM spoczywa już przyjęty przez rząd projekt reformy służb specjalnych. Zgodnie z jego założeniami ABW ma przejść pod kontrolę szefa MSW, a także ma zostać powołany Komitet Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Państwa. Nie wygląda to jednak na intrygę wycelowaną w ministra Sienkiewicza, który nie posiada silnego zaplecza i nigdy nie stanowił konkurencji w wewnętrznych rozgrywkach Platformy. Czy w przypadku opublikowanych w sobotę taśm chodzi więc tylko i wyłącznie o Belkę?

Nie zostaje wiele ponad pokorne wyczekiwanie kolejnych materiałów, pozostałej części rozmowy Belka–Sienkiewicz–Cytrycki oraz dotyczących spotkań Prezesa NIK z Kulczykiem i wicepremier Bieńkowskiej z szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wyczekiwać również należy konferencji Donalda Tuska, która ma się odbyć w poniedziałek o 15.00. Być może po ruchu premiera będzie można „wyczuć”, o jaką stawkę prowadzona jest prawdopodobnie ta gra.

Ruch premiera pokaże również, z jakiego kalibru sprawą mamy do czynienia – choć nie liczyłbym raczej na powołanie komisji śledczej, ucieczką do przodu może okazać się dymisja rządu i skrócenie kadencji Sejmu.

Przy dość wyrównanej walce PO-PiS może się udać jeszcze wygrać te wybory, zrekonstruować rząd z PSL/SLD i kupić kolejne cztery lata. Ale to scenariusz, gdyby okazało się, że taśm na ważne osoby w państwie jest znacznie, znacznie więcej.

Niestety krecią robotę w oddzielaniu ziaren prawdy od plew wykonuje tygodnik „Wprost”, który od soboty dozuje informacje opinii publicznej w taki sposób, że kolejne ujawnianie wypowiedzi z taśm zaciemniają pełny obraz tej dość poważnej sprawy. Fragmentarycznie przekazywane stenogramy z rozmów powodują, że wiele wypowiedzi okazuje się być po prostu wyrwanych z kontekstu. Oczywiście wiadomo, iż dla tygodnika o tak fatalnych wynikach sprzedaży jak „Wprost” jest to sposób na podbicie czytelnictwa i obrotów na stronie internetowej.

Ciężko jednak o trzeźwą ocenę sytuacji i rzeczywistego stanu naszego państwa, gdy przekazywane opinii publicznej informacje są dobierane tak, aby podtrzymać suspens, rozśmieszyć gawiedź na Twitterze oraz dać rządowi czas na przygotowanie linii obrony.

A może to również w tym również tkwi coś, o czym jeszcze nie wiemy?

Ps. Celowo pomijam sprawę rozmowy Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafinowiczem. W przypadku Nowaka prokuratura prowadzi już śledztwo w sprawie afery zegarkowej. Premier, być może przezornie, zdymisjonował go jeszcze w ubiegłym roku i „zlikwidował” jego miejsce pracy obsadzając Bieńkowską na stanowisku „superministry”. Taką, dość racjonalną, linię obrony przyjmie zapewne jutro premier.