Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Krzysztof Adamaszek  7 maja 2014

Adamaszek: Ta straszna przyjaźń

Krzysztof Adamaszek  7 maja 2014
przeczytanie zajmie 6 min

Niedawno w mediach pojawiła się sensacyjna dla wielu wiadomość: niemiecki koncern zbrojeniowy szkolił rosyjskich żołnierzy. Informacja ta może zaskakiwać jedynie osoby nieinteresujące się bieżącą polityką międzynarodową – bądź osoby nie będące za pan brat z historią najnowszą.

Łatwo w tym temacie, szczególnie w naszym kraju, wpaść w pułapkę polegającą na snuciu prostych i schematycznych koncepcji geopolitycznych lub w nieprzyjemny nałóg skamlenia, jak to nasi obecni sąsiedzi są straszni i niemoralni. Za o wiele ciekawszy komentarz uważam przypomnienie podobnych, bardziej spektakularnych sytuacji z przeszłości – które nasuwają się w tej sytuacji same – a następnie próbę odpowiedzenia na pytanie, czy między faktami historycznymi a wspomnianym newsem istnieją jakieś analogie.

Rapallo. Pakt Rathenau-Cziczerin

Badając dzieje sojuszy niemiecko-rosyjskich, na pierwszy przypadek przyswojenia przez Rosję elementów niemieckiego systemu militarnego trafiamy już za czasów cara Piotra Wielkiego. Nie miał on jednak dwustronnego, „symbiotycznego” charakteru. O takim przykładzie możemy mówić dopiero w XX wieku, w roku 1922, kiedy to oba niedawne mocarstwa od trzech lat są europejskimi outsiderami. Niestabilna, „poczwarkowata” Republika Weimarska i kiełkująca, groteskowa czasem Rosja Sowiecka stanowiły zdegenerowane pozostałości po Cesarstwie Niemieckim oraz Imperium Rosyjskim.

Jako przegrani wojny światowej oba państwa były skazane na ostracyzm dyplomatyczno-polityczny: pierwsze z nich jako uznane za winne tego konfliktu, a drugie przez rewolucyjny charakter rządów i przejęcia władzy. Okazało się, że wspólna niedola jest w stanie związać te twory pod pewnymi względami trwalej, niż to kiedykolwiek miało miejsce w historii ich prekursorów.

W 1922 roku do Genui zaproszono 34 państwa, w tym Niemcy i Rosję, by ustalić sprawy ekonomiczne związane m.in. z reparacjami wojennymi. W jej trakcie, ku zaskoczeniu reszty zaproszonych korpusów dyplomatycznych, doszło do podpisania układu dwustronnego między Niemcami a Rosją, rękoma ministrów spraw zagranicznych Walthera Rathenaua i Gieorgija Cziczerina (16 kwietnia). Ministrowie anulowali wzajemne roszczenia i ustalili szereg pól, na których miała się odbywać współpraca w celu wspólnej odbudowy dawnej potęgi. Jednym z podstawowych aspektów restauracji siły była oczywiście wojskowość.

Ambicje dwóch „kopciuszków”

Od razu po ratyfikacji paktu rozpoczęły się niejawne rozmowy pomiędzy Reichswehrą a Armią Czerwoną, które dotyczyły ścisłej współpracy kształceniowej połączonej z wyraźnym obchodzeniem ustaleń traktatu wersalskiego. 11 sierpnia 1922 roku podpisano porozumienie o współpracy wojskowej. Stronę sowiecką zobowiązywał on do udostępnienia Niemcom nadwołżańskich poligonów w celu eksperymentowania z zakazanymi dla Republiki Weimarskiej rodzajami broni pancernej, gazowej i lotniczej. Za tę „przyjemność” Berlin miał odwdzięczyć się bronią, amunicją, pomocą w rozbudowie rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego dzięki niemieckim specjalistom oraz stosunkowo przystępnymi kredytami. Zaczęto również uskuteczniać wymianę doświadczeń bojowych i wiedzy militarnej między państwami poprzez cykle wykładów i szkoleń na wojskowych uczelniach.

Dla Reichswehry układ pozwalał na szkolenie lotników, czołgistów i innych wyspecjalizowanych żołnierzy mimo zakazów nałożonych przez przedstawicieli ententy – dla dość amatorskiej (na tym etapie) Armii Czerwonej oznaczał on dostęp do nowych technologii przemysłowo-militarnych oraz zastrzyk pieniężny.

Sytuacja ta wywołała poważne zaniepokojenie w Polsce, a także liczne znane nam skądinąd „wyrazy oburzenia” nadciągające z Europy Zachodniej. Porozumienie między Niemcami a Rosją Sowiecką oznaczało planową i totalną współpracę, w tym wojskową, dwóch rozpoczynających rozwój polityczny państwowości. Zatem pod względem wagi środków i determinacji zdawało się przewyższać późniejszy układ Ribbentrop-Mołotow, o którym za chwilę.

Od podpisania przez Niemcy, Wielką Brytanię i Francję traktatu z Locarno (1925) stosunki weimarsko-sowieckie zaczęły się stopniowo ochładzać.

Formalnie umowa z Rapallo obowiązywała do 1933 roku, kiedy zerwali ją naziści. Kolejne zbliżenie Berlina z Moskwą miało nadejść sześć lat później – i również przybrało formę współpracy na polu wymiany osiągnięć militarnych.  

Moskwa. Pakt Ribbentrop-Mołotow

O ile zapomniany raczej układ w Rapallo wymagał nakreślenia przyczyn i charakterystyki, o tyle o układzie Ribbentrop-Mołotow napisano tyle, że tłumaczenie jego kontekstu uważam za zbyteczne. Pakt ten dotyczył spraw politycznych, gospodarczych i militarnych. Te ostatnie miały szczególne znaczenie. Ze strony Niemiec kluczową przyczyną ścisłej współpracy z ZSRS była nieuchronna wojna na zachodzie z Francją i z Anglią. Stabilizacja sytuacji na wschodzie oraz ugruntowująca ją niedawna współpraca przy rozbiorze II Rzeczypospolitej czyniło tę opcję szczególnie pożądaną przez Hitlera i Ribbentropa. Jeszcze kilka lat wcześniej nikt by się nie spodziewał, że symbioza niemiecko-radziecka (państw ideologicznie w pewnym sensie przeciwstawnych) mogłaby pójść tak daleko, jak to się stało w okresie 1939-1940. Najważniejszym spójnikiem paktu dwóch potęg był wspólny wróg – Imperium Brytyjskie.

Kriegsmarine wśród lodów

Hitler, mogący pochwalić się ogromnym postępem tworzonej armii, miał w tym względzie jeden kompleks: flotę. Führer wciąż obawiał się, iż Niemcy mogą nie sprostać Anglikom na wodach. Postanowił więc wystąpić o pomoc w tej sprawie do nowych sojuszników na wschodzie. Józef Stalin z dużą gorliwością przystąpił do spełniania próśb III Rzeszy. Zaczął od udostępnienia Kriegsmarine portu w Murmańsku (nieopodal niego założono wkrótce bazę niemieckich okrętów).

Odtąd praktycznie 90% wysuwanych przez Ribbentropa pomysłów związanych z flotą było przez sowiecki sztab akceptowanych i wdrażanych w życie.

Dotyczyły one np. przebudowy jednostek niemieckich (motorowiec Iller został przekształcony w krążownik pomocniczy), zaopatrywania u-bootów w paliwo czy udostępnienia Kriegsmarine szlaku morskiego biegnącego nieopodal wybrzeża syberyjskiego.

Tajne plany III Rzeszy jadą na wschód

III Rzesza okazała się nie tylko lojalnym, ale i hojnym partnerem ZSRS. By potwierdzić szczerość zamiarów i całkowite zaufanie, udostępniono specjalnej komisji moskiewskiej część strzeżonych tajemnic militarno-technicznych. Przekazano m.in. plany pancernika Bismarcka i jednego z czołgów, a także lokomotywy, silniki, laboratoria, materiały wybuchowe i wiele innych nowatorskich akcesoriów. Był to w pewnym sensie specjalny prezent dla samego Stalina, który u schyłku 1939 roku wyraził chęć rozpoczęcia nauki o osiągnięciach niemieckich wspólników, zwłaszcza w dziedzinie wojskowego uzbrojenia. Generalissimus doczekał się owej „edukacji” także w dosłownym znaczeniu: specjaliści niemieccy zapewnili sowieckiej Marynarce Wojennej fachową konsultację – szczególnie w kwestii wieżyczek artyleryjskich na okrętach.

Pakt Putin-…?

Nietrudno zauważyć, że aktualna kontrowersja związana ze szkoleniami m.in. specnazu organizowanymi przez niemiecki koncern nie ma charakteru międzypaństwowego.

Mamy w tym przypadku do czynienia z konfiguracją państwo-koncern/branża.

Nie jest to zjawiskiem nowym – wiele państw, mniej lub bardziej budzących pozytywne skojarzenia, zaopatruje się w broń czy zamawia szkolenia w renomowanych instytucjach związanych z przemysłem zbrojeniowym. Mimo to nałożenie się tegoż zjawiska na dzisiejszy „konflikt ukraiński” wywołuje specyficzny niesmak. I niestety, jak skonstatował Tomasz Szatkowski, żadne z państw Paktu Północnoatlantyckiego nie jest w stanie wykonać w tej sprawie żadnego ruchu.

Przejdźmy więc do analogii. Podobnie jak w latach 1922-1933 czy 1939-1941, w Rosji lat 2008-2011 odżył duch snów o potędze. Nie ryzykuję w tym miejscu oceny mentalności kremlowskich włodarzy czy nawet społeczeństwa rosyjskiego; uważam, że ów „duch” ma charakter polityczno-pragmatyczny. Konfrontując lansowaną do niedawna opinię o „zardzewiałej armii rosyjskiej” z oceną bardziej optymistyczną, zdecydowanie bardziej przemawia do mnie druga opcja. Rzeczywiście, kampania gruzińska dała duży impuls dla rozwoju wojsk Federacji. Ponadto nacisk kładziony przez rząd rosyjski na szkolenia i doskonalenie techniczne oddziałów zdaje się być potwierdzony przez najnowsze odkrycia wywiadu amerykańskiego. Różnicą między latami międzywojennymi a dziś jest z pewnością pewne lekceważenie przemysłu w Rosji.

Ukrócenie swobody koncernów zbrojeniowych w określonych sytuacjach powinno być podstawowym zadaniem państw NATO najbliższych czasów.

Oczywiście, dalekowzroczny polityk dawno zauważyłby niebezpieczeństwa płynące z takich procederów, jakie oglądamy na terenie Rosji. Wymieniana dotąd jako jedyny przykład takiego przywódcy na zachodzie Europy Angela Merkel pozostała w tej sprawie kilka kroków za Władimirem Putinem. Ten ostatni zdaje się być dziś jedynym rozgrywającym na naszym kontynencie. Niestety, kiedy przy szachownicy siedzi tylko jeden pretendent do tytułu, zazwyczaj wygrywa walkowerem. Putin w ten sposób wygrał Krym – i gra dalej. Nie chodzi o to, by za wszelką cenę zniszczyć petersburskie wcielenie zła, jak to się zdaje sugerować większa część polskiej elity politycznej; raczej o szybkie ujawnienie się skutecznych polityków zachodnich, zdolnych utrzymać równowagę w Europie. Stary Świat nie przetrwałby, gdyby oprócz Hitlera i Stalina nie było w nim choć jednego Churchilla.