Orzeł: Za biedni na oszczędzanie
Warszawa podjęła decyzję o zakupie 10 nowych elektrycznych autobusów marki BYD. To ogromny cios dla polskiego konkurenta startującego w przetargu – firmy Solaris, która wydała z tego powodu specjalne oświadczenie.
Firma wyraża w nim troskę o stan polskiej gospodarki, jej innowacyjność oraz o jakość chińskich produktów – nie da się ukryć, że słusznie. Mocno odpowiedział prezes polskiego przedstawiciela azjatyckiego koncernu, Arkadiusz Miętkiewicz, w niektórych akapitach „Listu do Solarian” sugerując nawet proces sądowy. Pisze on także, że BYD jest jednym z potentatów w produkcji akumulatorów – warto jednak zadać pytanie, w czym Chińczycy nie są dzisiaj potentatami i czy zwiastuje to coś jeszcze poza niską ceną?
Bez wspierania rodzimej innowacyjności i kapitału w żadnej dziedzinie nie będziemy w stanie stawać w szranki z najlepszymi: Niemcami, Francuzami czy Brytyjczykami. To chyba całkiem oczywiste i zrozumiałe dla wszystkich. Tymczasem wolimy pompować azjatycki budżet badań i rozwoju.
Przykre jest również to, że urzędnicy nie wyciągają wniosków z błędów własnych czy swoich kolegów i nadal hardo uważają, że to, co ma najniższą cenę na metce, rzeczywiście będzie najtańsze. Niezrozumienie zasady „nie stać mnie na kupowanie najtańszego” odbiło się czkawką w Gdańsku, gdzie kilka lat temu skuszony ceną przewoźnik zakupił białoruskie MAZy – dziś prawdopodobnie wszyscy już się nimi golimy, bo dawno zostały przerobione na żyletki. Okres eksploatacji autobusu miejskiego trwa dziś przeciętnie 7-10 lat, czasem nawet więcej, a gwarancja obejmuje okres trzech lat. Jestem w stanie się założyć, że krótko po zakończeniu udzielonej rękojmi BYDy będą stały bezużytecznie na terenie zajezdni, gdyż koszt utrzymania ich w stanie pozwalającym na jazdę będzie dużo wyższy niż 6 milionów złotych zaoszczędzonych przy przetargu. No chyba, że Warszawę, w przeciwieństwie do Hamburga czy Klagenfurtu, stać na wymianę autobusów na nowe po tak krótkim okresie.
Szkoda, że tam, gdzie trzeba, nie czerpiemy ze wzorców zachodnich.
A jeśli nie daj Bóg z powodu niskiej sprzedaży importer BYD przestanie istnieć, to ZTM Warszawa może mieć olbrzymi problem nawet z kupnem części zamiennych, takich jak lampa czy szyba. Problem ten raczej odpada w przypadku będącego niejako „na miejscu” Solarisa. Dziwne jest to, że posiadając tak wiele pojazdów z Bolechowa, nie podjęto decyzji o większej unifikacji taboru, co znacznie ułatwia wiele spraw dotyczących obsługi i zmniejsza koszty.
Odniosę się do jeszcze jednego zdania z listu Miętkiewicza – My wyprodukowaliśmy różnych pojazdów (…) miliony. Proszę spojrzeć na pojazdy, które wytwarza BYD. Czy one nam czegoś nie przypominają?
Zamiast wesprzeć rozwój polskiej lub chociaż europejskiej firmy, zwiększyliśmy (do tego własnym kosztem) innowacyjność przedsiębiorstwa, które żeby znaleźć się na obecnym poziomie technologicznym, na potęgę kradło projekty europejskim i japońskim firmom. I mimo że jest ono potentatem w produkcji pojazdów, wcale nie przekłada się to na jakość ani na podbicie rynków zachodnich samochodami osobowymi BYD.
Póki żyjemy w państwie, w którym urzędnicy wydają nasze pieniądze, mamy prawo się domagać, żeby wspierały one nasz narodowy interes, także ten ekonomiczny. Cena na metce nie jest w końcu jedynym kosztem ani zyskiem. Za parę lat niestety obudzimy się z tego powodu ręką w nocniku. Oczywiście chińskim nocniku.