Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Maciej Madey  30 kwietnia 2014

Madey: Masłowskiej spryt i sznyt

Maciej Madey  30 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 3 min

Nie potrafi śpiewać ani robić muzyki, ale wydała płytę. Zaangażowała do tandetnie surrealistycznego teledysku światowej sławy topmodelkę. Napisała świetne teksty i znów sprowokowała, dzieląc odbiorców. Jakie to wszystko, cholera, ciekawe!

Dorota Masłowska w towarzystwie kilku kolegów, ale przede wszystkim w zaciszu własnej garderoby, w której Marcin Macuk zainstalował mikrofon, nagrała płytę. Nie wydała kolejnej powieści, nie stworzyła teatralnego dramatu. Masłowska nagrała płytę. Szok? Raczej frapująca niespodzianka, nie pierwsza i pewnie nie ostatnia.

Autorka m. in. osławionej „Wojny polsko-ruskiej” czy „Pawia Królowej” zechciała upchnąć świat małych polskich społeczności i rodzin w słodko-gorzką pigułkę. Znów opisać rzeczywistość – smutną, uwierającą, ale też intrygującą, po raz kolejny czyniąc to w charakterystycznym (i pewnie już niezmiennym) prześmiewczym stylu.

Akurat w tej kategorii można bez większego kłopotu wskazać innych polskich wykonawców, którzy czynią to w sposób zdecydowanie bardziej profesjonalny, a na pewno nie mniej zaangażowany i, nazwijmy to, lepiej przyswajalny. Ot, na przykład przedstawiciele polskiej sceny hip-hopowej (na czele z OSTRym czy ostatnimi dokonaniami Sokoła i Marysi Starosty) czy Dr Misio – grający „rock’n’roll bez przebaczenia” do tekstów Marcina Świetlickiego i Krzysztofa Vargi. Ale…

…ale ocena Mister D. ulega diametralnej zmianie, gdy nie patrzymy na nową płytę jak na pełnoprawne dzieło muzyczne.

Bo takowym nie jest w żadnym wypadku. Wystylizowany wokal, domorosłe bity i chałupnicza produkcja są wyraźnym sygnałem, że całe przedsięwzięcie jest kpiną, próbą ironicznego podglądania otaczającej rzeczywistości. Masłowska robi wiele, by uchwycić nie tyle społeczne dramaty i patologie, co język, za pomocą którego przedostają się one do społecznej świadomości. Wykazuje się poczuciem humoru, próbą zrozumienia młodszego od niej pokolenia, ale też niesłusznie odrzucanych (poruszająca „Córka”!). Świadczy to przede wszystkim o jej niezwykłej wrażliwości na rodzimy język i kontekst, w jakim jest stosowany. Jako pisarka już nie musi tego udowadniać, więc wybrała inny środek wyrazu.

Pejzaż nakreślony przez pisarkę w „Społeczeństwo jest niemiłe” jest gorzki i dotyka niemal każdej klasy społecznej czy grupy wiekowej. Poczynione obserwacje trafiają w sedno, co zapewne wielu może uwierać. Słowa wypluwane beznamiętnie przez Masłowską stają się wyrzutem sumienia każdego z nas. Owszem, nie brakuje hiperbolicznych, wybujałych metafor zestawionych z językiem ulicy, co często daje efekt karykaturalny. Ale Dorota Masłowska zastosowała taki właśnie przepis na tę sowizdrzalską płytę, chcąc przy okazji zapewnić odbiorców, że ma zamiar być nieszkodliwym dla przemysłu fonograficznego frantem. Bez aspiracji dostarczania zwykłej, powszechnej rozrywki czy też poruszania się w sferze muzycznej publicystyki i pisania ku pokrzepieniu serc (lub ich opamiętaniu).

Jak to w przypadku tej autorki bywa, odbiorcy podzielili się na skrajne obozy.

Powiedzieć, że ocena płyty „Społeczeństwo jest niemiłe” to rzecz gustu, jest zbyt proste. Chodzi bowiem o umiejętność przedarcia się przez zasieki „dresiarsko-lirycznego” języka Masłowskiej i dotarcie do sedna intencji. Ale również o odpowiedni dystans do całego przedsięwzięcia, poczucie humoru, wrażliwość na problemy dotykane w tekstach. I naturalnym, wręcz oczywistym jest, że nie każdy musi powyższe warunki spełniać, a tym samym nie jest zobligowany do wyrażenia uznania wobec płyty Masłowskiej. Zwłaszcza, że jej umiejętności wokalne i barwa głosu pozostawiają wiele do życzenia, a warstwa muzyczna może wprawiać w irytację. Niemniej zastrzegam – nie są to powody, by na Masłowską się zżymać. Wprost przeciwnie; życzyłbym sobie tej wrażliwości na słowo i umiejętności narracji wśród atakujących nas zewsząd gwiazd popu czy w szeroko rozumianej muzyce rozrywkowej.

Mister D. spowodowała u niżej podpisanego kilka szczerych wybuchów śmiechu i chwilę refleksji. Teraz zapewne, na jakiś czas, pójdzie w odstawkę. Choć nie w całkowite zapomnienie – bo o tym przedsięwzięciu warto będzie pamiętać. Choćby po to, by konfrontować je z wieloma produktami rodzimej „alternatywy”, które alternatywne są jedynie z nazwy (bo do czego są opozycją – tego nie wie nikt). Zamiast tego często są zapatrzonymi w zachodnią scenę epigonami, nieudolnie powtarzającymi te same muzyczne frazy, za którymi nie idzie treść wyrażona tekstem.

W tym miejscu dochodzimy do clue performance’u pod nazwą Mister D. Masłowska nie siliła się na bycie odkrywczą czy oryginalną. Napisała bardzo sprawne, na swój sposób socjologiczne teksty, do których dołożyła podkłady muzyczne, sklecone naprędce w domu. I choć w żadnym razie nie twierdzi, że to sztuka wysoka, potrafiła sprowokować i zmusić – choć w minimalnym stopniu – do myślenia. Sprytne, prawda?