Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Pawlik  24 kwietnia 2014

Trzeba było zostać dresiarzem

Marcin Pawlik  24 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 3 min

Piotr Szmidt, jadący na przyczepie w klipie z początku XX stulecia, pewnie nie przypuszczał, że dwanaście lat później szelest ortalionu znajdzie się w orbicie jego socjologicznych zainteresowań. Ewolucja zaprowadziła artystę do płyty „Trzeba było zostać dresiarzem”… czyli gdzie?

Dzisiaj już nikt chyba nie dziwi się hip-hopem. Panowie z tygodników poświęcają im nawet całe okładki, o hashtagach słyszała większość młodych ludzi, a i samym raperom wypada mieć horyzonty szersze od nogawek w spodniach, bo zainteresowania przydają się w licznych wywiadach. Gdzieś wśród nich funkcjonuje Ten Typ Mes, uznawany za jednego z najlepszych (będę się upierał, że najlepszego) raperów nad Wisłą. Wszystkim znającym jego wcześniejsze dokonania nie trzeba mówić o tym, iż twórczość ta była przede wszystkim autobiograficzna. Można nawet pokusić się o zdiagnozowanie pewnego „mesocentryzmu”. Wszystko zostało dodatkowo podlane Charlesem Bukowskim i specyficznym stylem ubioru, przynajmniej jak na rapera. Powoli Mes w powszechnym odbiorze stawał się karykaturą tego, czym chciał być. Polski Chinaski? Na całe szczęście nie.

W 2011 roku wydał płytę „Kandydaci na szaleńców”. Mniej więcej wtedy należy upatrywać końca ery kapeluszy i cygaretek w jego wykonaniu. Od tamtej pory czekano na nowe muzyczne dziecko. Zeszłoroczną płytę „Ten Typ Mes i Lepsze Zbiki” trudno nazwać w pełni jego; była to bardziej prezentacja nowych nabytków wytwórni.

Zapowiedzi „Trzeba było zostać dresiarzem” budziły sporo emocji – single dawały sprzeczne sygnały co do całości materiału na płycie. W 100% rapowo-blokowy singiel „Trze’a było” mówił, że płyta będzie bardziej uliczna niż sam tytuł. Później światło dzienne ujrzały „Loveyourlife” na pokręconym klubowym podkładzie i „Tul petardę”, w którym pojawia się gościnnie Olaf Deriglasoff, znany głównie fanom cięższych brzmień. Niepewności było więc sporo.

„Trzeba było zostać dresiarzem” okazało się być bardzo dobrą płytą. Piotr Szmidt zmienił orientację tekstów i wreszcie urósł do roli, do której predestynował go talent. Mes jest na tej płycie poetą opisującym Polskę, tę minionego wieku i tę dzisiejszą, ale nie z perspektywy „artysty” w wielkim mieście, tylko człowieka siedzącego na ławce w parku, w centrum jego zainteresowań wreszcie stanęli inni ludzie. Ta płyta to zbiór felietonów ubranych w liryczny strój. Wszystkie obserwacje, choć czasem szersze w zakresie, dotyczą w dużej mierze błahostek, bardzo wąskich wycinków rzeczywistości. „Ikarusałka”, autobusowy lovesong, zawstydza klimatem większość polskich piosenek o życiowych miłościach ze studniówki. Flow Piotra w „Nudzie” wpędza w kompleksy całą polską hip-hopową scenę. Sinusoida emocjonalna trwa przez cały odsłuch, ale nie zmienia wydźwięku całości: to z pewnością najbardziej pogodna płyta w dorobku Typa. Muzycznie jest absolutnie wiosenna i nie świadczy o tym tylko świetne „Będę na działce”, które na pewno stanie się wakacyjnym grillowym hymnem. Najlepszym przykładem pozytywnego wydźwięku jest „Ponagla mnie”, bardzo refleksyjne, trochę gorzkie, a przecież bijące optymizmem.

Do warsztatu Mesa trudno się przyczepić: poprawie uległ i tak dobry na poprzednich płytach śpiew. Do tego dochodzą kombinacje z akcentem, brzmieniem wyrazów, liczne gry słowne. Nie sposób dostrzec wszystkiego po kilku odsłuchaniach. Operację na formie można uznać bezsprzecznie za udaną. Wszystko gra, chciałoby się rzec, szczególnie w czasach wszechobecnej tekstowej bylejakości. To z pewnością najlepsza płyta Mesa, której elementy składowe są spójne, przemyślane i dopracowane w najmniejszych szczegółach. Jeśli ktoś chce się przekonać jak brzmi nowoczesny hip-hop bez nachalnego dubstepu, elektorniki, czy hashtagów ale z trąbką rozbrzmiewająca w tle, niech wkłada płytę do odtwarzacza.