Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Tomasz Uthke  15 kwietnia 2014

Uthke: Budujemy polskie drony

Tomasz Uthke  15 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 5 min

Pod koniec marca Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zapowiedziało opracowanie Narodowego Programu Budowy Bezzałogowców. Wśród celów jego istnienia wymienia się skomunikowanie potencjalnych odbiorców dronów z producentami i badaczami. Daje to pewną nadzieję, że kolejny sukces polskiej techniki nie utonie w grymasach MON.

Koncepcja

Dron, czyli bezzałogowy statek latający. Jego nazwa nie znajduje się jeszcze w słowniku PWN, lecz od kilku lat często pojawia się w przekazach medialnych. Od innych statków powietrznych wyróżnia go sterowanie: zdalne lub autonomiczne. Pod pojęciem drona może czaić się maszyna stworzona z różnym rozmachem – od pełnoprawnego samolotu po wiatrakowiec z wymiarami rzędu poniżej metra.

Zadania stawiane przed dronami również są zróżnicowane: samolot RQ-4 Global Hawk przeznaczony jest do rozpoznania strategicznego (jako następca słynnego U-2), MQ-1 Predatora (ogólnego przeznaczenia) stosuje się jako samolot szturmowy. RQ-2 Pioneer wykonuje najbardziej typowe zadanie – taktyczne rozpoznanie powietrzne, gdzie alternatywę dla dronów stanowią samoloty wielozadaniowe, z oczywistych względów marnujące swój potencjał; dla samego rozpoznania kluczowy jest bowiem system wizyjny na pokładzie maszyny.

Pioneer osiągnął masę 123 kg. Nie potrzebuje lotniska, a przy użyciu katapulty może wystartować z miejsca.

Samolot wszedł do produkcji w 1985 roku, obecnie jest wyjątkowo „toporny” w swojej klasie. 123 kg zamiast F-16!

Ze strony wojska

Takie właśnie maszyny stanowiły temat konwersatorium zorganizowanego przez Stowarzyszenie Euro-Atlantyckie oraz Instytut Mikromakro 20 marca. Spotkanie przyjęło dumną nazwę: „Dlaczego systemy bezzałogowe są wizytówką polskiej nauki i gospodarki?”. Dumną w dużej mierze zasłużenie –

obecnie na wyposażeniu naszej armii znajdują się już (i pozostają w gotowości operacyjnej) drony w całości stworzone w Polsce.

MON o zakupach i planach względem bezzałogowców informuje skąpo albo wcale, chociaż nie jest też konsekwentny w traktowaniu sprawy jako tajnej. Zainteresowanie takim sprzętem pojawiło się ok. 2005 roku. Można podejrzewać, że na skutek współpracy z USA w Afganistanie w kontekście wykorzystania bezzałogowców do zadań rozpoznania bliskiego (małe drony). W tym samym roku zakupiono pierwsze egzemplarze na potrzeby wojsk specjalnych (czego nie można traktować jako normalne wyposażenie armii), kolejne dwa lata później już dla Wojsk Lądowych (na potrzeby Polskiego Kontyngentu Wojskowego Afganistan). W obu wypadkach wybrano ofertę izraelskiej firmy Aeronatics, posiadającej ogromne doświadczenie na rynku. W międzyczasie przewinęły się pojedyncze drony Boeinga (podarunek od USA, dyslokacja niejawna), próby zakupu kolejnego sprzętu z Izraela (niewywiązanie się dostawcy z umowy). Ostatecznie doświadczenia w użyciu zaowocowały trwałym (i wciąż rosnącym) zainteresowaniem MON w kwestii wykorzystania dronów w polskiej armii.

Ze strony przemysłu

W 2010 roku polskie, całkowicie prywatne przedsiębiorstwo WB Electronics zaprezentowało swoją propozycję w temacie. FlyEye, dron bliskiego rozpoznania, waży 11 kg, a start wykonuje „z ręki”. Jego atutami są pełna integracja z systemami dowodzenia wojsk (będących dotychczas głównym obszarem działalności WB), patent ze zrzutem modułu użytecznego oraz dobra dzielność względem warunków atmosferycznych. Firma nie ujawnia motywów podjęcia kwestii dronów, podobnie jak źródeł zastosowanych rozwiązań – wygląda na to, że produkt został zaprojektowany od zera.

Faktem jest, że projekt zyskał uznanie w Polsce, potwierdzone kilkoma nagrodami. O ile użycie tych maszyn w wojskach specjalnych pozostaje utajnione, o tyle wiadomo o ich sukcesie w niedawnych ćwiczeniach 23. Śląskiego Pułku Artylerii, gdzie żołnierze chwalili współpracę dronów z resztą elektroniki użytej do precyzyjnego kierowania ogniem. Sukces produktu skłonił WB do stworzenia pierwszego w Europie centrum szkolenia dla operatorów bezzałogowców. WB zmobilizował również kilka innych firm do stworzenia konsorcjum mogącego sprostać większym wyzwaniom.

Obecnie w polskiej armii służy łącznie 62 sztuk FlyEye – polski produkt jest w naszym wojsku dominujący.

Ze strony badań

Oprócz wdrożenia FlyEye, w temacie dronów widać duże zainteresowanie polskich uczelni – przykładem może być projekt bezzałogowca zasilanego ogniwami paliwowymi na wodór, realizowany przez AGH, Politechnikę Rzeszowską i dwie firmy z Krosna i Boguchwały. Ograniczono emisję ciepła i hałasu (a tym samym wykrywalność) przy zbliżonej masie napędu, niestety kosztem zasięgu maszyny. Powstał nawet pierwszy prototyp, projekt jednak nie nadaje się jeszcze do wdrożenia. Z kolei cele podobne do WB realizuje Wydział Mechaniczny, Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Dostępne środki zrównały z ziemią ambicje budowy średniej maszyny taktycznej (wzorem amerykańskiego Predatora), dlatego postawiono na klasę mini (tak jak FlyEye). Prototyp o nazwie Samonit wzbił się już w powietrze, jednak również nie nadaje się jeszcze do wdrożenia.

Nad kolejnymi konstrukcjami pracują Instytut Techniczny Wojsk Lotnicznych, który przedstawił już dwa prototypy klasy mini. Z kolei Politechnika Poznańska przygotowała samolot Proteus (klasa poniżej mini), dedykowany dla bezpieczeństwa wewnętrznego; eksperymenty prowadzi też Wojskowa Akademia Techniczna. W marcu 2013 na wystawie w Warszawskim Muzeum Techniki zaprezentowano – łącznie z projektami kół studenckich i komercyjnymi – 40 (!) polskich konstrukcji różnego rozmachu.

Warto zwrócić uwagę na to, że wysiłków badawczo-rozwojowych jest dużo, lecz pozostają rozproszone. Jednocześnie przedstawiciele przemysłu skrytykowali spore pieniądze, jakie wyłożono na tę działalność (głównie ze środków Ministerstwa Nauki), jako że żaden z projektów nie przyniósł użytecznego – zdatnego do produkcji – rozwiązania. W tym czasie WB rozwinęło FlyEye samodzielnie i zdążyło wdrożyć go do produkcji. Badaczy dla odmiany drażni polityka MON: koszty zakupów w Izraelu i brak zainteresowania rodzimymi wysiłkami. Tworzy to obraz znacznego chaosu w polskiej branży dronów.

Program koordynacji

Należy pamiętać, że głównym użytkownikiem dronów zawsze będą instytucje państwowe.

Po armii drugim predysponowanym użytkownikiem jest MSW – drony mogą pracować dla jednostek policji, straży granicznej, straży pożarnej; zasadniczo w celach rozpoznawczych. Monitoring stanu rzek czy powietrza też można zakwalifikować jako zagadnienia bezpieczeństwa.

Sytuację, w której te instytucje państwowe nie wspierają, ba, nawet nie potrafią jednoznacznie określić swoich oczekiwań względem ośrodków badawczych – dostarczających rozwiązań niejako na siłę – można określić jako kuriozalną. Warto tu przypomnieć historię maszyny szeroko zaprezentowanej w mediach jako pierwszy całkowicie polski czołg od czasów II RP. Wielozadaniowa Platforma Bojowa „Anders” jako niepowtarzalna konstrukcja modułowa mogła stać się nowoczesną podstawą większości typów pojazdów w wojskach zmechanizowanych. MON jednak nie wykazał zainteresowania, projekt trafił do szuflady. Projektanci dronów od lat narzekają na enigmatyczne oczekiwania wojska. Podejście to mogłoby grozić losem Andersa, na szczęście ostatnie wypowiedzi m.in. ministra obrony narodowej dają nadzieję na los odmienny. Zapowiedziany przez BBN Program Budowy Dronów zdecydowanie tę nadzieję wzmacnia. Jak zauważył szef BBN, istotne dla bezpieczeństwa będzie posiadanie kompletnej technologii dającej możliwość w pełni niezależnej produkcji i rozwoju. Wyjątkową szansą jest fakt, iż budową dronów zajmowały się na większą skalę tylko wspomniane wcześniej USA i Izrael – kraje Europy Zachodniej nie mają większych doświadczeń od Polski. Jeżeli więc skoordynuje się wysiłki naukowców i przemysłu oraz oczekiwania wojska, po czym zapewni się rozsądne finansowanie – uzyskana synergia pozwoli uzyskać efektywny produkt, mogący zaspokoić potrzeby własne i sąsiadów. Możliwe, że po 25 latach od transformacji pierwszy polski produkt militarny powstanie w sposób systemowy – z głową.