Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Suskiewicz  13 kwietnia 2014

Suskiewicz M: Renesans zwykłych rzeczy

Marcin Suskiewicz  13 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 3 min

Przyzwyczailiśmy się do otaczających nas zewsząd zwykłych przedmiotów i brakuje nam takiego nad nimi zachwytu, jaki był udziałem rozbitków odkrywających o świcie na plaży kawałek sznurka lub krzesło przywleczone skądś przez fale, mające się stać ich jedynym dobytkiem.

Jeśli jakieś przedmioty traktujemy jeszcze z uwagą, to nowe modele rozmaitych urządzeń i inne zdobycze techniki. I oczywiście słusznie. Ale chyba gdyby urządzenia techniki znane nam były od zawsze – gdyby, na przykład, rosły na drzewach – a zwykłe, przestrzenne przedmioty, takie jak książka czy biurko, trzeba było stopniowo wynajdować, witalibyśmy z entuzjazmem te drugie. Łatwo można sobie wyobrazić drogę do książki w świecie, w którym istnieją z początku tylko e-booki: najpierw odkryto by zwykły papier jako „jednorazową”, ale tanią i wygodną wersję papieru elektronicznego (tak jak odkryto papierowe chusteczki jako jednorazową wersję zwykłych chusteczek), potem drukarkę, wreszcie ktoś wpadłby na pomysł, by drukować książki w sposób profesjonalny, na odpowiednim papierze i w artystycznym opracowaniu. Droga od elektronicznego pulpitu do biurka byłaby pewnie dłuższa, bo trzeba by przełamać myślowe nawyki i wyobrazić sobie, że gdy „pulpit” się zapełni, można piętrzyć „pliki” w wysokie stosy lub kłaść je na podłodze pod spodem; innymi słowy, trzeba by najpierw odkryć zalety realnej trójwymiarowej przestrzeni.

Przedmioty takie jak biurko mają w stosunku do „przedmiotów” wirtualnych nie tylko tę przewagę, że posiadają spód. Przede wszystkim można używać ich na niemal niezliczoną ilość sposobów i w niezliczonych celach. Biurko może nam posłużyć nie tylko jako biurko, lecz także jako stół do obiadu, krzesło podczas nocnej rozmowy o sensie życia, opał do kominka, przedmiot badań historyka mebli i troski renowatora-amatora, źródło cząsteczek do rozmaitych doświadczeń chemicznych i fizycznych itd. „Przedmiotów” wirtualnych można tymczasem używać w tym tylko celu, w jakim zostały stworzone. I nawet jeśli cel ten jest bardzo szeroki – jeśli umożliwia np. pisanie i używanie nowych programów, których projektant „przedmiotu” nie przewidział – pozostaje ograniczony w stopniu, w jakim obiekty bardziej tradycyjne ograniczone nie są. Świat komputerowych programów, bazując na matematyce, działa na zasadzie formalnych procesów, podczas gdy rzeczywistość zawsze jest bogatsza niż każda „formalizacja”. Proces na komputerze może przebiegać według równania y=x2, ale każdy proces rzeczywisty, który będzie – nawet w sposób doskonały – realizował taką samą funkcję, będzie realizował też nieskończenie wiele funkcji, a poza tym będzie je raczej „realizował” niż realizował. Bo co to znaczy, że spadające komuś na głowę jabłko, z całą swoją soczystością i czerwoną barwą, z niebezpiecznie twardą w kontakcie z głową konsystencją – realizuje funkcję matematyczną? Wśród „obiektów przestrzennych” są i takie, które bardziej lub mniej sprzyjają dużej liczbie zastosowań. Chesterton pisał kiedyś o wielu zastosowaniach noża, laski i kominka, a stosunkowo niewielu nowoczesnych urządzeń w rodzaju azbestowego pieca. Nowoczesność była w jakimś stopniu zmierzaniem w kierunku specjalizacji przedmiotów, aż do stworzenia całkowicie wyspecjalizowanych „przedmiotów” wirtualnych. Teraz jednak ten proces się powoli odwraca.

Michael Skapinker pisał jakiś czas temu w „Financial Times”, że złudzeniem jest przekonanie, że nowe technologie wypierają stare. Dowodem jest dla niego renesans winyli, jaki obserwuje się ostatnio w Wielkiej Brytanii: według prognoz w tym roku ma się ich sprzedać 700 tysięcy. Podobnie wzrastającą popularnością cieszą się inne, z pozoru przestarzałe, „technologie” – teatry i kina. Wniosek Skapinkera jest ciekawy. Każda technologia – może oprócz kaset magnetofonowych i VHS – jest na swój sposób wyjątkowa i nie da się jej tak po prostu zastąpić inną, spełniającą pozornie tę samą funkcję. Jednocześnie często to właśnie nowe technologie sprawiają, że odkrywamy potencjał starych i je udoskonalamy tak, by mogły zagospodarować właściwą im niszę. Choć teza Skapinkera jest bardzo ogólna i łatwo ją sfalsyfikować, wydaje się, że coś w niej tkwi. Na przykład, paradoksalnie, to chyba rzeczywiście kino sprawiło, że odkryliśmy wartość żywego kontaktu z aktorem i że teatr przemienił się z taniej rozrywki – spójrzmy na dziewiętnastowieczne powieści, gdzie do teatru chodzi się właściwie tylko w celach towarzyskich, częściej spoglądając na sąsiednie loże niż scenę – w najwyższych lotów artystyczne misterium.

Moja hipoteza jest następująca: w podobny sposób, wraz z rozwojem techniki, odkryjemy wartość „zwykłych” przedmiotów: biurka, książki, gazety czytanej do śniadania, doniczek z kwiatkami, w ogóle odkryjemy bogactwo zwykłej, niewirtualnej rzeczywistości – i cielesnych aspektów naszego istnienia. Ten proces już się chyba zaczął: w parkach można spotkać ludzi chodzących po linie, drugą młodość przeżywają gry planszowe i sztuka kulinarna, siłownie pękają w szwach, wojny też toczą się znów, niestety, o ziemię.