Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Maciej Madey  11 kwietnia 2014

Madey: Pętla Janowicza

Maciej Madey  11 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 3 min

Swoim zachowaniem i zajętym stanowiskiem wywołał burzę – głos w sprawie jego wypowiedzi zabrali sportowcy, politycy, dziennikarze i przede wszystkim kibice. I wszyscy byli podzieleni. To jak: Jerzy Janowicz ma rację czy traci kontakt z otaczającą rzeczywistością?

Internet, taka już jego natura, był bezlitosny. Sieć została błyskawicznie zalana falą prześmiewczych memów, komentarzy, opinii. Niektóre ukierunkowane były jedynie na to, by zaistniałą sytuację wykpić. Inne na to, by poważnie zabrać głos w sprawie najlepszego polskiego tenisisty i stanąć w jego obronie lub – co częstsze – skrytykować.

Janowicz jest w tej chwili niekwestowanie najlepszym polskim tenisistą i choćby z tego względu z jego zdaniem należy się liczyć. Inna sprawa, że specjalnej konkurencji nie ma (Przysiężny i Kubot mają za sobą dobry rok, ale zmierzają już ku końcowi przygody z kortem), a na koncie ani jednego zwycięstwa w turnieju rangi ATP. Póki co jego siła i atencja, jaką się cieszy, wynikają bardziej z pozycji medialnej i wartości marketingowej aniżeli dyspozycji sportowej. Bo ta, delikatnie mówiąc, ulega systematycznej obniżce i nie widać oznak poprawy.

To, co stało się na konferencji prasowej po spotkaniu w ramach Pucharu Davisa, mogłoby przemknąć bez specjalnego echa. Bo Janowicz – w kwestii oceny warunków do rozwoju polskich sportowców – miał sporo racji. Problem leży w tym, że uległ modnej, irytującej manierze krytykowania dziennikarzy i, co jest dla sportowca karygodne, własnych kibiców. W ten sposób robi wszystko, by stracić pozycję w mediach, na którą nie mógł narzekać.

Odwrócił się od wszystkich tych, którzy mimo nadwątlonego ostatnio dorobku sportowego wystawiali go na piedestał.

Janowicz nie mógł narzekać na zainteresowanie dziennikarzy, wsparcie fanów czy atrakcyjne propozycje reklamowe, które dają asumpt do tego, by szlifować formę w odpowiednich, profesjonalnych warunkach. Na Torwarze sprawiał wrażenie zatraconego w beznadziei swojej formy sportowej, kompletnie bezradnego wobec zasadnych argumentów przedstawicieli mediów. Pozostał w defensywie, imając się argumentów społecznych i ekonomicznych; błądził dokładnie tak, jak na korcie w niemal każdym występie minionego półrocza. I okrutnie się zagalopował. Najgorszy we wszystkim był kontekst przekazanej treści – obraza, krzyk, nieustanne strojenie fochów i gromy ciskane w dziennikarzy. Wszystko w myśl irracjonalnej zasady: „jak Ty, krytyku, możesz oceniać moje filmy, skoro nie jesteś filmowcem?”.

Żeby jednak całkowicie nie wybielać mediów… Wspomniałem o racji Janowicza w kontekście złych warunków do treningu czy braku stypendiów. Natychmiastowo w prasie pojawiły się zdjęcia obiektu wybudowanego za 10 milionów złotych z państwowej kasy, na której łódzki sportowiec ćwiczy forehand.

Niestety, z dziennikarską etyką ma to niewiele wspólnego, więcej – jest zwyczajnym świństwem. Bo gdy tenisista przebijał się do masowej świadomości paryskim turniejem Masters czy późniejszym półfinałem Wimbledonu, media rozpisywały się na temat dramatycznej historii Janowicza i jego ojca. O żebraniu wśród sponsorów, zbieraniu jałmużny na zagraniczne wyjazdy, wyprzedawaniu rodzinnych interesów. Wszystko po to, by ziściły się marzenia o karierze syna.

Wówczas, gdy biedny Janowicz odniósł heroiczny sukces na przekór życiowym trudnościom, był bohaterem. Dziś, gdy podniósł z kortu uczciwie wypracowane pieniądze i wspomina tamte trudności, zwracając uwagę na problemy innych młodych ludzi (nie tylko w sporcie), jest… zdrajcą i hipokrytą.

Jak widać wyżej, starałem się „Jerzyka” zrozumieć. Mimo że zawiódł mnie nie tylko sportowo. Mając na uwadze jego niezaprzeczalny talent, zwyczajnie się o naszego tenisistę martwię. Bo ostatnie wydarzenia to niekoniecznie objaw „sodówki”, ale raczej zatracenia w świecie oczekiwań, presji i coraz niższej formy sportowej. Janowiczowi należy pomóc – starannie poprowadzić go na korcie, w mediach i wewnątrz psychiki. Ostatni z warunków wydaje się być najtrudniejszym.