Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
dr Michał Dulak  6 kwietnia 2014

Miasto tysiąca wspólnot

dr Michał Dulak  6 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 5 min
Miasto tysiąca wspólnot facebook.com

Z czym kojarzą się środowiska republikańskie w Polsce? Z pojedynczymi nazwiskami, za którymi stoją nazwy fundacji, organizacji lub partii. Znacznie ciężej jest powiązać te grupy z konkretnymi pomysłami na zmianę rzeczywistości społecznej i politycznej.

Wizje oraz poglądy Przemysława Wiplera i Stowarzyszenie Republikanie, Janusza Korwin-Mikke i Kongresu Nowej Prawicy, Jarosława Gowina i Polski Razem zlewają się w monotematyczny przekaz, w którym słowa wolny rynek, religia, niskie podatki, konserwatyzm obyczajowy są odmieniane przez wszystkie przypadki. Taki mix prostych haseł może uwieść co najwyżej licealistów i studentów. Jednak do wywarcia presji na kształt otaczającego nas świata są one zupełnie niewystarczające. Czyżby więc środowiska republikańskie dopadła impotencja ideowa? 

Braku świeżości koncepcji opisywanych środowisk można doszukiwać się po pierwsze, w źle dobranych strategiach zmiany społeczeństwa. Dotychczas najczęściej podejmowano próby wywierania wpływu na system z zewnątrz . Polegało to na wycofaniu się z oficjalnego obiegu dyskusji i życia społecznego do świata Internetu. Działania z wnętrza systemu środowiskom republikańskim po prostu nie wychodziły. Nie powstała, i najwyraźniej w najbliższym czasie nie powstanie, żadna licząca się partia w tej części sceny politycznej. Sukcesem, jednak o ograniczonej skali, były działania oddolne mające na celu budowanie organizacji społecznych reprezentujących republikańskie poglądy. „Marsz przez instytucje”, który jest elementem tej strategii zatrzymał się jednak zanim na dobre wyruszył. Trudno doszukiwać się dzisiaj w jakiejkolwiek instytucji w Polsce środowiska podobnego do tzw. „pampersów” z lat 90.

Drugą przyczyną braku atrakcyjności środowisk republikańskich jest zjawisko deficytu elit w Polsce. Bardziej precyzyjnie zarzut ten można sformułować w taki sposób: liderzy środowisk republikańskich sami nie są elitą i takiej elity jak na razie nie wychowali. Nadal nie ma grona społecznych autorytetów zajmujących się sprawami publicznymi, które

Wytwarzałaby pewną praktykę polegającą na funkcjonowaniu niezależnej od władzy hierarchii społecznej” oraz „(…) wzmacniałoby poczucie wolności, możliwości formułowania krytycznych opinii niebędących elementem rywalizacji politycznej o władzę”.

Czy zatem młodsze pokolenia osób chcących działać na rzecz dobra wspólnego skazane są na sfatygowane schematy, które proponują im starzy liderzy? Nie! Istnieje alternatywa. Jest nią tzw. zwrot miejski. Część środowisk republikańskich skupiła swoje zainteresowanie na sferze lokalnej, gdzie ich głos będzie bardziej słyszalny. Skoncentrowanie działań w miejscach, które są najbliższe Polakom, czyli w miastach i miasteczkach, stanowi w obecnym momencie najbardziej atrakcyjną ofertę zaangażowania w sferę publiczną.

Skupienie uwagi na politykach miejskich wymaga jednak przełamania „monopolu staruszków”- skamieniałych intelektualnie osób i grup związanych z aparatem administracyjno-politycznym na poziomie lokalnym. Środowiska republikańskie mogą tego dokonać przedstawiając śmiałe i pozbawione kompleksów propozycje rozwoju miast. Jednym z takich tematów, który może zostać zagospodarowany jest budżet partycypacyjny, zyskujący w Polsce coraz większą popularność. Ośrodek Studiów o Mieście (OSOM) działający przy Klubie Jagiellońskim w Krakowie wyszedł z propozycją nie tylko wprowadzenia rzeczywistego budżetu partycypacyjnego, czyli budżetu obywatelskiego, ale także z całościową reformą organizacji miasta.

Partycypacyjny charakter budżetu nie zwiększa w rzeczywistości realnego uczestnictwa mieszkańców w procesie zarządzania miastem. Niezbędne jest, aby decydowanie o środkach budżetowych przez mieszkańców odbywało się nie tylko poprzez „głosowania przy urnie”, ale żeby partycypacja prowadziła do rzeczywistego zaangażowania obywatelskiego. Miasta nie potrzebują, żeby mieszkańcy uczestniczyli w kolejnym z plebiscytów wyborczych. Potrzebują ich realnego zaangażowania we lokalną wspólnotę polityczną, świadomą swoich praw i obowiązków.

Aby dokonać prawdziwej zmiany, potrzebne jest wprowadzenie już nie budżetu partycypacyjnego, ale właśnie obywatelskiego. Wymaga on jednak całościowej zmiany wizji zarządzania miastem, a tym samym obowiązujących przepisów prawnych w zakresie samorządu terytorialnego.

Propozycja opracowana przez OSOM odnosi się do realiów krakowskich. Jednak zaproponowany w niej model odpowiada tak naprawdę na problemy dotykające także inne większe miasta w kraju. Na czym więc polega ta propozycja?

W 800 tysięcznym mieście funkcjonuje 18 dzielnic, z których każda liczy średnio ok. 50 tys. mieszkańców. Są one na tyle zróżnicowane, że często radni dzielnic prezentują partykularne interesy, walcząc o środki tylko dla swoich osiedli czy wspólnot. Co więcej, od kilku lat znaczenie dzielnic jest stopniowo deprecjonowane m.in. poprzez systematyczny spadek środków przekazywanych z budżetu miasta na ich działania. Aby w takim układzie budżet partycypacyjny nie był kolejnym pozbawionym znaczenia narzędziem bezmyślnego redystrybuowania pieniędzy konieczne są zmiany.

Po pierwsze, niezbędne jest podzielenie Krakowa na 150 jednostek funkcjonalnych, z których każda będzie liczyć ok. 5 tys. mieszkańców (podział ten pokrywa się z liczbą szkół podstawowych, których jest obecnie 150).

Przy tej wielkości istnieje szansa nawiązania bezpośrednich relacji pomiędzy ludźmi; mówiąc obrazowo, jednostka funkcjonalna powinna być tak duża, aby matka była w stanie przejść z jednego jej końca na drugi podczas spaceru z dzieckiem. Ważna uwaga- nie rezygnujemy przy tym z podziału na jednostki pomocnicze miasta, czyli dzielnice.

Po drugie, w każdej ze 150 jednostek funkcjonalnych mieszkańcy powołują stowarzyszenie, odpowiadające za zarządzanie danym obszarem.

Przy założeniu średniej statystycznej aktywności obywatelskiej na poziomie ok. 2%, w działanie każdego ze stowarzyszeń przy uwzględnieniu wyłącznie osób pełnoletnich zaangażować może się ok. 60-70 mieszkańców, ale do stworzenia stowarzyszenia wystarczy już 15 aktywnych obywateli. Szczegółowe rozwiązania znajdują się w dokumencie OSOM.

Po trzecie, miasto przekazuje jednostkom funkcjonalnym ok. 20% swojego budżetu do rozdysponowania przez stowarzyszenia.

Przekazanie powinno mieć formę zadań zleconych, w postaci partnerstwa publiczno-społecznego, dającą JF dużą autonomię w zakresie doboru sposobów realizacji zadań. W praktyce władze miejskie powinny przekazać stowarzyszeniom zarządzanie częścią usług publicznych w następujących kategoriach: opieka przedszkolna i edukacja podstawowa, pomoc społeczna, gospodarka komunalna, bezpieczeństwo, kultura, sport).

W kolejnych etapach możliwe będzie stworzenie Społecznej Rady Miasta, do której każda jednostka funkcjonalna wybierać będzie swojego delegata. Rada ta będzie miała m.in. możliwość opiniowania budżetu w zgodzie z założeniami strategii rozwoju miasta, możliwość zwołania referendum, a także nominowania kandydatów w wyborach do Rady Miasta oraz na fotel prezydenta miasta. Ustalenie minimalnej liczby jednostek funkcjonalnych na poziomie np. 25, od których kandydaci będą musieli uzyskać nominację pozwoli na ograniczenie problemu partykularyzmów oraz utrudni partiom politycznym narzucanie tzw. spadochroniarzy.

W przypadku powodzenia wyżej opisanej reformy można pójść dalej i pozostawić powszechny wybór jedynie w przypadku prezydenta, a Radę Miasta wybierać w głosowaniu pośrednim poprzez wykorzystanie mocnej legitymizacji Społecznej Rady Miasta. 

Przedstawiona propozycja zyska z pewnością wielu przeciwników, ale trudno odmówić jej świeżości pobudzającej do myślenia w nieco inny sposób niż próbuje się nam dzisiaj narzucać. Proces realizacji budżetu partycypacyjnego w Polsce jest tylko pretekstem, aby podobnych koncepcji zmiany rzeczywistości społecznej w miastach pojawiło się więcej. Zwrot miejski w środowiskach republikańskich jest szansą dla nowych pokoleń do zaprezentowania swojej wizji Polski. Jeżeli ten głos będzie na tyle głośny i jednolity to, przy odrobinie pracy organizacyjnej i intelektualnej, ma szanse na poziomie lokalnym powstać nowa elita miejska, która przez najbliższe dziesięciolecia będzie wpływać na kształt naszego kraju.