Odczarujmy politykę!
Karolina wyjechała do Włoch, aby opiekować się starszymi ludźmi. Damian zdecydował się na pracę na londyńskiej budowie. Kamil wkrótce dołączy do starszego brata, który zdążył się już całkiem nieźle ustawić w Norwegii. Głęboko za medialną kurtyną nasi milusińscy politycy ukryli największy z grzechów III RP: jej niezdolność do zatrzymania w kraju własnych dzieci.
W tekście inaugurującym działanie naszego portalu Krzysztof Mazur pisał, iż dzisiejsze pokolenia 20- i 30-latków są pokoleniami przyblokowanych szans. Od problemów z pracą, przez kwestię zakupu mieszkania, po perspektywę przyszłych śmieciowych emerytur. W artykule pt. „Emigracyjny efekt domina” opublikowanym na łamach „Newsweeka” Karolina Święchowicz przytacza wyniki badań, według których jedynie 17 na 100 dorosłych Polaków nie rozważa emigracji. A ci, którzy się już na nią zdecydowali, ani myślą do kraju wracać.
Czy w tych ponurych okolicznościach my – nieszczęśni, którzy w Polsce jeszcze siedzimy – mamy przed sobą jakąś alternatywę?
Na przekór wielu etatowym defetystom i czarnowidzom uważamy, że przyszłość wciąż znajduje się w naszych rękach. Dopóki nam na niej zależy.
Krok pierwszy – uniwersytet
Śmieciowe dyplomy, pseudowykształcenie zdobyte dzięki krzywo wydrukowanym skryptom, korytarze zapełnione studentami oraz wykładowcami, którzy nigdy nie powinni przekroczyć murów uniwersytetu. Listę grzechów współczesnej akademii może uzupełnić chyba każdy z nas, ale nie chodzi tutaj o to, aby fiksować się na słusznej skądinąd krytyce.
Zamiast tego sumiennie przygotowujmy się do tych nielicznych wartościowych zajęć, które przez pięć lat studiów napotkamy. Czytajmy książki polecane przez ich prowadzących, które powiedzą nam coś ważnego o nas samych i otaczającym nas świecie, dadzą inspirację do dalszego działania. Sięgajmy po „Pressje”, „Rzeczy Wspólne”, „Teologię Polityczną”, „Frondę”, „Christianitas”, „Czterdzieści i cztery”, „Nowego Obywatela”, „Kontakt”, „Kulturę Liberalną”, „Nową Konfederację” czy „Nową Europę Wschodnią”. To właśnie na łamach tych czasopism toczą się prawdziwie frapujące dyskusje, podejmuje się tematy istotne dla Polski i polskości, wykuwa się idee, które będą wyznaczały lub już wyznaczają ramy naszego życia intelektualnego. Potrzebujemy bardziej szczegółowej i analitycznej wiedzy? Od tego są raporty Instytutu Sobieskiego, Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej, Ośrodka Studiów Wschodnich czy Instytutu Obywatelskiego. Chodźmy na konferencje i seminaria, organizowane przez pojedyncze koła naukowe, traktujące swoje misje w poważny sposób. Piszmy doktoraty, jeśli mamy coś ciekawego i ważnego do powiedzenia. I przede wszystkim
znajdźmy ludzi podobnych do nas, którzy pomimo bezsilności oraz blokowanej chęci działania nie kupili dotychczas biletu do Londynu. I jak najszybciej uciekajmy wspólnie poza uczelnię, póki mamy jeszcze na to siłę.
Krok drugi – organizacja pozarządowa
Obok celów edukacyjnych najważniejszym wymiarem akademii był jej komponent wychowawczy. Budowanie wspólnoty opartej na określonym etosie, kształtowanie postaw, wypracowywanie wartości, wyznaczanie horyzontów sięgających dalej niż czubek własnego nosa. Współczesny uniwersytet, duszący się nadmiarem studentów, doktorantów, profesorów i sal wykładowych, już dawno zrezygnował z tych formacyjnych zadań.
Zdając sobie oczywiście sprawę, iż wyznaczone przez nas cechy są tylko ideałem, któremu rzeczywistość nigdy nie sprosta, apelujemy: angażujmy się w działanie organizacji i wkraczajmy w środowiska stawiające sobie podobnie ambitne cele! Studiujemy w Warszawie? Zakręćmy się wokół „Teologii Politycznej”. Mieszkamy w Krakowie? Udajmy się do siedziby Klubu Jagiellońskiego bądź Instytutu Tertio Millenio. Los rzucił nas do Poznania, Wrocławia, Katowic? Zgłośmy się do lokalnych oddziałów Stowarzyszenia KoLiber.
Fundamentalnym celem pozarządowej aktywności powinno być wypracowanie własnej podmiotowości – zdolności do tworzenia odważnych wizji, gromadzenia wokół nich ludzi i jak najefektywniejszej ich realizacji.
Bogatsi o wartościową wiedzę, zdobyte umiejętności interpersonalne, nowe kontakty, zrealizowane projekty społeczne czy napisane artykuły, możemy śmiało wkraczać w świat polityki – ostatni etap, który powinien stać się zwieńczeniem dotychczasowych wysiłków, a zarazem początkiem nowej drogi.
Krok trzeci – polityka
Wskazanie na politykę nie wynika w żadnym wypadku z jej aksjologicznej wyższości. Po prostu inne obszary, w których moglibyśmy wcielać w życie wypracowaną podmiotowość – jak uniwersytet czy własna firma – w mniejszym bądź większym stopniu zależne są od państwa. Dlatego też, jeśli zależy nam na poważnej zmianie otaczającej nas rzeczywistości, nie ma dla nas innej opcji niż polityczne zaangażowanie.
Dobitnie potwierdza to wywiad z profesorem Marcinem Królem, jednym z intelektualnych ojców III RP i prawdziwym antywzorem intelektualisty. W rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim, opublikowanej kilka tygodni temu w Magazynie Świątecznym „Gazety Wyborczej”, były naczelny „Res Publiki” stwierdził wprost, że głupotą ze strony przeważającej części ówczesnych intelektualistów, w tym jego, było legitymizowanie transformacji gospodarczej. Po tej publicznej samokrytyce pozostaje jednak pewien niesmak wynikający z tego, że swoje wyznania Król czyni z głębi podwarszawskiego domu, głosem, w którym wciąż pobrzmiewa niczym nie uzasadniona wyższość inteligenta. Fałszywa wyższość człowieka, który mając możliwość wejścia do rządu Tadeusza Mazowieckiego, nie był w stanie wziąć realnej odpowiedzialności za swoje państwo, a dziś zamknięty w wieży z kości słoniowej odgradza się od rzeczywistości mądrymi książkami.
Jednym z największych zwycięstw dzisiejszej klasy politycznej jest przekonanie nas, że polityka jest czymś brudnym, czymś, od czego powinniśmy trzymać się z daleka.
Symbolicznym uwieńczeniem tego procesu były billboardy Platformy Obywatelskiej z poprzedniej kampanii wyborczej: „Nie róbmy polityki, budujmy boiska”. Dla tych nielicznych młodych, którzy pomimo tego postanowili wejść do polityki, partyjni szefowie stworzyli organizacje młodzieżowe – zbyt często przybierające postać ordynarnych kuźni posłusznych kadr, utrzymujących pożądane status quo. Ci sami politycy, publicznie ubolewając nad mizerną frekwencją wyborczą, w zaciszu gabinetów cieszą się z politycznej bierności młodego pokolenia. Tymczasem, jak przekonuje Krzysztof Mazur, nasze interesy są ściśle związane z interesami Polski. A na nie skutecznie wpływać możemy tylko za pomocą narzędzi politycznych.
Jacek Kuroń mówił, że nie należy palić komitetów, tylko zakładać własne. Wprowadzając w życie jego słowa, poszukujmy ludzi nam bliskich i kandydujmy ze wspólnych list do rad dzielnic, miasta, gminy.
Samorząd jest idealnym sposobem wejścia w politykę i skutecznej walki z partyjnymi molochami.
Mrzonka? Popatrzmy na postać Marcina Ociepy, 29-letniego wiceprzewodniczącego Rady Miasta Opole, do której wprowadził kilku radnych z własnego komitetu, a wcześniej stworzył rady dzielnic w tym mieście. Niech wzorem dla nas będzie postać Tomasza Merty – znakomitego intelektualisty i publicysty, jednego ze współtwórców środowiska Warszawskiego Klubu Krytyki Politycznej, który w momencie śmierci w katastrofie smoleńskiej pełnił funkcje podsekretarza stanu w Ministerstwie Kultury Dziedzictwa Narodowego oraz Generalnego Konserwatora Zabytków.
Angażujmy się w politykę już w trakcie studiów, kiedy mamy czas na zdobywanie pierwszych szlifów i naukę przywództwa. Bądźmy asystentami, sekretarzami, wolontariuszami. I co ważniejsze, nie rezygnujmy z tego po ukończeniu nauki!
Zróbmy wszystko, aby naturalna potrzeba zarobku nie uniemożliwiła nam politycznego zaangażowania i wzięcia odpowiedzialności za lokalną wspólnotę, w której na co dzień żyjemy.
Wielu zarzuci nam pewnie idealizm pomieszany z buńczucznością. Tymczasem według nas jest to może i trochę patetyczny, ale wciąż brutalny realizm. W naszym przekonaniu tylko poprzez politykę będziemy w stanie sprawić, że znajomi nie będą z Polski uciekali. Jeszcze nigdy w historii III RP interes młodych nie był tak zbieżny z interesem państwa. Nie zmarnujmy tej okazji.
Spodobał Ci się ten artykuł? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 4 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Klub Jagielloński
Nr konta: 16 2130 0004 2001 0404 9144 0001
W tytule: „darowizna na cele statutowe: jagiellonski24”
Dziękujemy!
Paweł Grzegorczyk
Piotr Kaszczyszyn