Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Rafał Gawlikowski  4 kwietnia 2014

Gawlikowski: Połączyło ich wspólne grillowanie

Rafał Gawlikowski  4 kwietnia 2014
przeczytanie zajmie 3 min

Było nas trzech. W każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel za kilka lat mieć u stóp cały świat. Wszystkiego w brud, alpagi łyk i dyskusje po świt. Niecierpliwy w nas ciskał się duch. Refrenem „Autobiografii” Perfektu możemy rozpocząć historię próby powrotu do wielkiej polityki Giertycha, Kamińskiego i Marcinkiewicza. Jeżeli uznalibyśmy, że środowisko Instytutu Myśli Państwowej, które stworzyli miało jakiś cel. W sensie instytucjonalnym nie miało żadnego. Chodziło tylko o formalną reanimacją trzech politycznych trupów.

Polski rynek NGO nie jest zbyt rozrośnięty. Na poziomie instytucjonalnym dopiero raczkuje w porównaniu do USA lub krajów Europy Zachodniej. Grupa komentatorów i uważnych obserwatorów trzeciego sektora wiązała pewne nadzieję z powstaniem IMP. Przede wszystkim część nazwisk wchodzącym w skład tej instytucji budziła wyrazy uznania. Były premier, były wicepremier, a obecnie wpływowy adwokat, kilku znanych polityków i sędziwy, ale kultowy geopolityk Leszek Moczulski.

Jednak jeżeli ktoś liczył na to, że po prawej stronie trzeciego sektora pojawił się poważny gracz, który będzie miał znaczny wpływ na polski rynek idei, to mocno się zawiódł.

Zawód to chyba jednak złe słowo, bo patrząc na działalność IMP możemy co najwyżej unieść brwi, wzruszyć ramionami, a na końcu parsknąć głośnym śmiechem.

Moment narodzin IMP jest kluczowy dla zrozumienia roli, którą miał odegrać. Instytut został powołany do życia dwa miesiące przed dymisją z funkcji ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Musimy pamiętać, że okres grillowania Gowina i konserwatystów w PO trwał już w najlepsze. Pytanie, które stawiali sobie wszyscy nie brzmiało czy trzech tenorów konserwatywnego skrzydła opuści Platformę, tylko kiedy to uczyni.

Wydawałoby się, że Kamiński, Giertych i Marcinkiewicz rozpoczęli zawoalowaną kampanię wyborczą, której ostatecznym celem jest stworzenie nowego środowiska politycznego albo wsiąkniecie w środowisko, które już istnieje.

Twórcy Instytut nie ukrywali swojej dezaprobaty wobec polityki PiS-u, jednocześnie nie rzucając kotwicy ratunkowej Gowinowi. Giertych odnosił się do działalności ówczesnego ministra raczej ambiwalentnie, podkreślając jego wady w kontekście nieposiadania przez byłego ministra wykształcenia prawniczego.

W określeniu afiliacji politycznych Giertycha, Macierewicza i Kamińskiego może pomóc nam stosunek do nich takich mediów jak TVN czy Gazeta Wyborcza.

W ciągu ostatniego roku mogliśmy zaobserwować znaczące ocieplenie stosunków między trzema samozwańczymi liderami nowej, bliżej ideowo nieokreślonej prawicy, a dużymi liberalno-lewicowymi ośrodkami medialnymi.

Rozpoczął się proces ocieplania wizerunku, który z góry skazany był na porażkę. Czytelnik Wyborczej i widz TVN-u kojarzy Giertycha z hailującymi członkami Młodzieżą Wszechpolską czy „mundurkową rewolucją”. Kamiński, były członek Narodowego Odrodzenia Polski, który nazywał marsze równości „marszami pedałów” też  nie może być zaakceptowany przez środowisko Wyborczej i TVN-u. Marcinkiewicz budzi skojarzenia z IV RP. Co prawda jest uznany za sympatycznego Kazia – nauczyciela z Gorzowa, jednak sterowanego przez emanację politycznego Mordoru –  „Kaczafiego”.

Wizerunek tych trzech postaci może wskazywać jednoznacznie, że zostali wciągnięci w medialną grę, którą jednoznacznie zaakceptowali.

Grę, w której stają się medialną efemerydą potrzebną do kąsania PiS-u. Realnym sprawdzaniem na ile ta strategia może im cokolwiek dać będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Jeżeli okaże się, że Michał Kamiński jest w stanie przejść polityczny Rubikon i trafić na stałe do politycznego mainstreamu to będzie to zielone światło dla Giertycha i Marcinkiewicza.

Największe rozbawienie budzi jednak nieukrywana fasadowość IMP. Fasadowość, która objawia się brakiem jakiegokolwiek zaangażowania w debatę publiczną. Natrafienie na informacje medialne związane z działalnością Instytutu graniczą z cudem. Takich wiadomości po prostu nie ma, a jeżeli są, to wydaje się, że twórcy Instytutu bardzo skrupulatnie je ukrywają. Sam Instytut również nie ułatwia znalezienia takich informacji. Minął już ponad roku od jego powstania, a wciąż nie powstała strona internetowa relacjonująca jego bieżącą działalność. Jedynym źródłem informacji o działaniach IMP jest fanpage posiadający 514 fanów. Jednocześnie nie znajdziemy na nim żadnych informacji o konferencjach, kongresach  czy analizach przygotowanych przez Instytut. Mamy wyłącznie do czynienia z linkowaniem materiałów prasowych czy telewizyjnych, w których ludzie IMP, jednocześnie nie reprezentując tej instytucji, udzielają wywiadów czy komentarzy. W marcu na fanpage’u pojawiły się dwa linki. Jeden do wywiadu z Romanem Giertychem dla Wyborczej, drugi to materiał video z „Kropki nad i” , gdzie wystąpił Michał Kamiński. W tym pierwszych Giertych reprezentuje tylko i wyłącznie siebie, a Kamiński Platformę. Łączną liczba lajków – zero.

Jeżeli można pokusić się o jakąś tezę, która częściowo wyjaśniałaby dlaczego tacy, a nie inni ludzie tworzą IMP,  będzie nią wspólnie grillowanie. I nie chodzi tu tylko o metaforycznie grillowanie PiS-u, ale także o to jak najbardziej realne. Twórcy IMP to po prostu dobrzy znajomi, którzy postanowili wspólne spotkania towarzyskie i wyjazdy wakacyjne sformalizować w formie Instytutu. Przyszłość pokaże czy trzem tenorom pozostanie tylko wspólne zajadanie się grillowaną kiełbaską czy uda im się ponownie zaistnieć w poważnej polityce.