Leszkiewicz: Dzieci Heraklesa
„Dzieci Heraklesa” Eurypidesa, jeden z mniej znanych dramatów ateńskiego klasyka, są – czy też powinny być – rzeczą o Polsce, Ukrainie i Rosji; o tym, że Polska powinna mieć swojego Demofonta, być jak idealizowane przez Eurypidesa Ateny.
Dramatopisarz chciał, żeby wielkość Aten polegała na ujmowaniu się za pokrzywdzonymi przez wrogie potęgi – i żeby nawet pośród wojennych upokorzeń (a takich właśnie Ateny doznawały, bo był to początek wojny peloponeskiej) umiały zachowywać się szlachetnie i wielkodusznie. Dla niektórych pewnie szkoda, że nie da się Eurypidesa oskarżyć o zaczadzenie polskim romantyzmem i mesjanizmem. Dziwne, że w polityce niemal zawsze chęć pomocy innym deprecjonowana jest – przez tych, którzy mienią się „realistami” i „racjonalistami” – jako kierowanie się uczuciami, a zatem coś z gruntu błędnego. Jakby poczucie sprawiedliwości i miłosierdzie nie mogły być nigdy rozumne. Jako „niedojrzałość” (której, owszem, nie brak) wyśmiewa się to, że Polacy, być może jako ostatni w Europie, próbują – od dawna i z różnym skutkiem, najczęściej tragicznym – być chrześcijańskim narodem. Nie tylko sumą „chrześcijańskich jednostek”, ale właśnie narodem, który wobec innych narodów przyjmuje chrześcijańską postawę (nawet jeśli w dużej części jest już raczej postchrześcijański). Piszę to, mając na uwadze przede wszystkim owych prorosyjskich prawicowych doktrynerów: legalistów, ultrakonserwatystów, monarchistów, trochę też naszych nowoendeków i narodowców – i kogo tam jeszcze – bo oni wszyscy właśnie do chrześcijaństwa chętnie się przyznają. (Zostawiam na boku drugą stronę, wśród której znajdują się osoby tak zakochane w rewolucyjnym ludzie, że posuwają się do stwierdzenia – sam to słyszałem z ust dziennikarki znanej stacji radiowej – że Ukraińcy używają sztandarów UPA bezrefleksyjnie, nie wiedząc, co one oznaczają. Miało być usprawiedliwienie, a wyszła obraźliwa, arogancka wypowiedź w najgorszym kolonialnym stylu).
U Eurypidesa Herold (wysłannik Eurysteusa, to jest Putina) naśmiewa się ze zwracającego się o pomoc do Aten Ijolaosa:
Myślisz, żeś tutaj znalazł piękne miejsce
I sprzymierzeńców w tym mieście – pomyłka!
Nie ma nikogo, kto by twoją słabość
Kładł wyżej niźli siłę Eurysteja.
I teraz wydaje się, że nie ma nikogo, kto by słabość Ukrainy kładł wyżej niźli siłę Putina. Kiedyś, jak sądzę, gdy w podręcznikach znajdzie się opisanie procesu upadku czy rozpadu Unii Europejskiej, ukraiński kryzys będzie jednym z ważniejszych punktów: kiedy pusząca się retoryką „praw”, „godności” i „wartości” Unia musiała otwarcie przyznać, że to tylko frazesy – „ideolo” ułatwiające zarządzanie wewnętrznymi ludami, ale już nie składowa prawdziwego misjonizmu i prowadzenia polityki za limesem; szczególnie takiej polityki, która utrudniałaby kolekcjonowanie pieniędzy. O tym wszystkim się oczywiście wiedziało, ale teraz to powiedziano wprost.
Wracam do Eurypidesa. Ci, którzy pragną pomocy, otrzymają ją, jeśli ktoś złoży w ich intencji ofiarę ze swego życia. Tak chcą bogowie. Nikt oczywiście nie chce tego uczynić – co spotyka się zresztą ze zrozumieniem błagalników – i wreszcie decyduje się na to jedna z nich, Makaria, córka Heraklesa. Tę śmierć mogliśmy oglądać na żywo albo w powtórkach, wyświetlaną przez ekrany komputerów i telewizorów.
Kolejny charakterystyczny fragment. Herold obcego mocarstwa przemawia – jakżeby inaczej – w imieniu rozumu:
PRZODOWNIK CHÓRU
Bezbożna dla miasta to sprawa –
Błaganie obcych odtrącić.
HEROLD
Ale też dobrze w cudze się nie mieszać,
A rozum radzi brać stronę silniejszych.
Jakby znajoma skądinąd alternatywa: albo rozumne bezbożnictwo, albo boże szaleństwo. Mickiewicz? Mickiewicz przefiltrowany przez Rymkiewicza? Nie, to Eurypides: wieszcz Aten, stolicy ludzkiego rozumu.