Orzeł: Wielka Emigracja Podatkowa
Kiedy 1 maja 2004 roku wchodziliśmy do Unii Europejskiej, otworzyła się przed nami bogata paleta możliwości. Polacy mogli masowo rozpocząć szturm rynków pracy w Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Szwecji, a dwa lata później również Włoch oraz Hiszpanii. W związku z tym od niedawna mamy na szerszą skalę do czynienia ze zjawiskiem Wielkiej Emigracji Podatkowej.
Słynna ucieczka firmy LPP, właściciela marek Reserved i Cropp, jest niczym innym aniżeli czystą optymalizacją podatkową – ucieczką od systemu wadliwego do systemu prostszego, bardziej przejrzystego i przede wszystkim wyposażone w niższe stawki.
Jeśli chodzi o sektor mikro, małych i średnich przedsiębiorstw to prawda jest znacznie bardziej złożona i jednocześnie bardzo symptomatyczna – w większości przypadków ucieczka jest walką o przetrwanie i wynika z chęci uniknięcia przez drobnych wyrobników oraz freelancerów działania w szarej strefie. Raporty Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości z lat ubiegłych wskazują, że udział MŚP w tworzeniu polskiego PKB utrzymuje się na poziomie ok. 48 procent, co jednoznacznie wskazuje na wagę tego sektora dla całości naszej gospodarki.
Jednym z najpopularniejszych kierunków emigracji drobnych firm z całej Polski jest Wielka Brytania, choć przedsiębiorcy z południa kraju dosyć często wybierają również Słowację czy Czechy – w razie ewentualnej kontroli mogą oni argumentować, że pracują u sąsiadów w weekendy. Unikanie płacenia składek ZUS w Polsce możliwe jest na podstawie unijnego rozporządzenia w sprawie koordynacji systemów ubezpieczenia społecznego (zwalnia z płacenia składek w kraju macierzystym, w razie ubezpieczenia w innym kraju UE). W związku z tym osoby prowadzące działalność gospodarczą lub zatrudnione nawet na najmniejszą część etatu zagranicą nie są zobowiązane do płacenia składek ubezpieczenia społecznego w Polsce – z czego nasi rodacy coraz częściej i chętniej korzystają.
Kiedy grafik-freelancer, kurier-podwykonawca lub inna osoba chce lub ma odgórnie narzucony warunek prowadzenia działalności gospodarczej i zakłada ją po raz pierwszy, jest zobowiązana płacić tzw. „Mały ZUS”- składki na ubezpieczenia społeczne i składkę zdrowotną w łącznej wysokości 431,18 zł miesięcznie. Przez kolejne dwa lata Titanic którym jest firma, zbliża się do góry lodowej pod nazwą „Duży ZUS”, który wynosi 1042,46 zł i w większości przypadków (80% przedsiębiorstw upada do dwóch lat) zatapia firmę dryfującą po rynkowej tafli. Tymczasem w „raju podatkowym dla MŚP”, jak często nazywana jest Wielka Brytania, obowiązkowa składka na ubezpieczenie wynosi 2,70 funta tygodniowo, co przy obecnym kursie funta daje kwotę 55 złotych w skali miesiąca! Pozostała część składek uzależniona jest od poziomu dochodów i płatna jest dopiero od dochodu w wysokości 7,555 funtów w wysokości 9% (później dochodzi jeszcze 2% od przychodów powyżej 41,450 funtów).
Nawet uwzględniając wyższą stawkę podatku CIT, która w Zjednoczonym Królestwie wynosi 28% i jest wartością o 9% większą niż w Polsce, granica opłacalności jest dosyć wysoka – zwłaszcza dla jednoosobowych działalności gospodarczych, które płacą podatek PIT. Przede wszystkim jednak taka konstrukcja systemu składek na ubezpieczenie społeczne pozwala na rozwój zwłaszcza mikro i małych przedsiębiorstw – na starcie i w razie braku lub niskich dochodów odprowadzasz za swoją działalność dosłownie grosze.
Niestety nie widać na horyzoncie żadnych, nawet najmniejszych wolnorynkowych zmian, które miałyby sprawić, że obecna sytuacja ulegnie zmianie. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że impulsem do rozwoju przedsiębiorczości, a co za tym idzie redukcji bezrobocia (zwłaszcza wśród młodych, posiadających ikrę i inicjatywę) jest obarczenie tych „braci najmniejszych” opłatami jeśli nie możliwie niskimi, to dostosowanymi do ich statusu materialnego. Jak długo w naszym kraju będą rządzić ignoranci pokroju Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i jej słynnego zdania „podniesienie składki (rentowej) może spowodować ożywienie gospodarki i wtedy powstaną nowe miejsca pracy”, nie ma jednak co liczyć na progres.