Pacek: Honorowy prawnik
Matka i syn idą cmentarną aleją i mijają nagrobek z napisem: Tu leży dobry prawnik i człowiek honoru. Chłopiec przeczytał napis, spojrzał na mamę i spytał: Mamusiu, dlaczego pochowali tu dwóch mężczyzn?
To jeden z setek, jeśli nie tysięcy współczesnych kawałów o prawnikach. Ich jakość jest lepsza lub gorsza, ale teza zawsze pozostaje ta sama – juryści to szczególny gatunek człowieka, wyjątkowo pazerny i chciwy, przebiegły i nikczemny. Łotr, jakich mało. Nawet jeśli żadna z historii przytaczanych w tych dowcipach (popularnych we wszystkich krajach, gdzie jacyś prawnicy występują) nie jest prawdziwa, to przedstawiony w nich obraz musi być silnie zakorzeniony w świadomości społecznej. Co więcej, nie jest to wcale obraz nowy, o czym niech świadczy anegdota sprzed siedmiu wieków. Wtedy to bowiem na grobie niejakiego Iwo z Bretanii, franciszkanina, wikariusza sądu biskupiego, który całe życie miał otaczać opieką ludzi ubogich, wyryto inskrypcję: Sanctus Ivo erat Brito/ Advocatus et non latro/ Res miranda populo, czyli: Święty Iwo był Bretończykiem, adwokatem, a nie bandytą – rzecz zadziwiająca dla ludzi.
Zdziwienie jednak, jak widzimy, nie przeszło. I na nic to, że Iwo został świętym Kościoła katolickiego, że patronuje licznym organizacjom, związkom i stowarzyszeniom prawników, którzy wciąż pro bono pomagają ludziom potrzebującym. Przy czym oczywiście pomoc ta nie jest ograniczona do członków Kościoła, czy nawet szerzej, wyznawców danej religii. I to właśnie, moim zdaniem, że tej bezinteresownej pomocy jest tak dużo, powinno budzić większe zdziwienie, niźli to, że ona czasem się w ogóle zdarza.
Przyczynkiem do powstania tego krótkiego tekstu był opis działania poradni prawnej, jaką wraz z grupą radców prawnych udało się otworzyć w mojej parafii. Okazało się bowiem, że w lokalnym środowisku wystarczyło kilka maili i telefonów do ludzi, którzy nawet wcześniej niemal się nie znali, by każdy z nich zaoferował swój czas, by spotykać się na wyznaczonych dyżurach z zagubionymi (najczęściej), nieporadnymi (zazwyczaj) i biednymi ludźmi, nie biorąc za tę pracę żadnego wynagrodzenia. Nasza poradnia działa już trzeci rok i z czterech prawników „zrobiło się” nas dwa razy tyle, bo wciąż ktoś jest chętny do pomocy. Przy tym przekrój prawników jest równie zaskakujący: są z nami zarówno byli ministranci, jak i „wierzący niepraktykujący”, ale też jawni ateiści, którym szczęśliwie przyparafialna afiliacja nie przeszkadza.
Tak samo jak w naszej poradni nie ma ograniczenia do praktykujących katolików, tak tym bardziej widać tę różnorodność, ale nade wszystko powszechność, w skali całego kraju. Niedawne badania fundacji INPRIS i prowadzonego przez nią projektu na temat poradnictwa prawnego pokazuje, że
Obecnie w Polsce jest około pięciu tysięcy instytucji czy punktów prowadzących jakąś formę udzielania porad prawnych, począwszy od biur poselskich, przez organizacje pozarządowe, na uniwersyteckich poradniach prawnych skończywszy.Symptomatyczne jest przy tym to, że raport nie wskazuje choćby jednej działającej przy jakiejkolwiek parafii czy kościele.
Do tego dochodzą różnorakie konkursy i plebiscyty, jak „Prawnik Pro Bono” czy „Kryształowe Serce radcy prawnego”, którego laureatami są osoby o najróżniejszej proweniencji, przynależności, zapewne też wyznaniu czy wierze („w inne wartości”). Jest tego w każdym razie na tyle dużo, że definicje określenia pro bono czy pro publico bono niemal automatycznie kojarzą je z działalnością prawników, a jeśli nawet dostrzegają zaangażowanie innych profesji, to jako niemal odrębną kategorię (by odwołać się tylko do definicji tego pojęcia na polskiej i angielskiej Wikipedii).
To ciekawe o tyle, że tak opisana działalność niemal idealnie wpisuje się w sformułowaną na łamach „Pressji” antropologię trynitarną. Wszak tworzenie poradni, udzielanie wyjaśnień i informacji, poza narażaniem się urzędowi skarbowemu (poprzez świadczenie nieopodatkowanej, nieodpłatnej usługi), stanowi klasyczne ofiarne budowanie dobra szerszego niż własne, które wszak ma być przecież niczym innym jak naśladowaniem doskonałego boskiego wzorca. To dzięki tego typu aktywności człowiek ma stać się sobą, gdyż pokazuje to, iż potrafi naśladować Ducha Świętego, który jest bezinteresowną miłością i darem. Idąc dalej, prawnik udzielający się pro bono to przykład homo reciprocans – człowieka wzajemnego, który wchodzi w relacje z innymi, kierując się nie tylko własnym zyskiem, ale także dobrem wspólnot, których jest członkiem.
Ale przecież trudno posądzać wszystkich prawników, że czytali „pressjantów”, tym bardziej że pomoc pro bono funkcjonuje dłużej, niż ci ostatni piszą… To oczywiście podejście humorystyczne, ale też w jakiś sposób pokazuje, że postulat ekonomii trynitarnej co najwyżej opisuje zjawiska, które już funkcjonują i które zostały już opisane. Tyle tylko, że tym razem robi to, używając szczególnego zasobu pojęć, odwołań i analogii, które w efekcie wprowadzają więcej chaosu niż porządku. Przede wszystkim zaś zgadzam się z tymi krytykami, którzy poddają w wątpliwość nie tylko słuszność przeciwstawiania sobie człowieka relacyjnego i homo oeconomicus, co w ogóle posługiwanie się tym ostatnim pojęciem, którego powinien zastąpić raczej misesowski homo agens.
Niemniej wydaje mi się, że jest w tym wszystkim jedna spójna rzecz, która łączy i prawników udzielających się charytatywnie, i dogmatykę chrześcijańską, niekoniecznie jednak objawiającą się tylko w Trójcy Świętej. Co to takiego? Wielka tradycja naukowa prawa rzymskiego – jak głosił biskupa Tadeusz Płoski podczas 29. Pielgrzymki Prawników Polskich do Częstochowy w 2008 roku – z którą sam Kościół katolicki był bardzo mocno związany w ciągu całych swoich dziejów i która pozostawiła dziedzictwo, wobec którego nie może pozostać obojętny żaden prawnik, niezależnie od tego, jaką szkołę reprezentuje. Tak samo też kilka lat wcześniej Jan Paweł II w przemówieniu do członków Międzynarodowej Unii Prawników Katolickich wskazywał:
Oczywiście niejedną paremią żyje prawo rzymskie i nie ona tylko została tak owocnie zaadoptowana na gruncie myśli katolickiej. Jest to jednak przykład ciekawego, bo wspólnego, powszechnego fundamentu dla wszelkich działań pro bono. To dobre pole do szukania źródeł i inspiracji dla bezinteresownej pomocy. Jeśli zaś zostaje przetworzone przez naukę Kościoła, to tylko może to przynieść pozytywne efekty, w tym zachętę dla niezdecydowanych. I zdziwienie dla obserwatorów. Że prawnik, a nie łotr.