Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Marcinkowski  27 lutego 2014

Marcinkowski: Europejskie nacjonalizmy służą Rosji

Bartosz Marcinkowski  27 lutego 2014
przeczytanie zajmie 3 min

Ostatnie wydarzenia na Ukrainie pokazały, jak Rosja może wykorzystać zagraniczny nacjonalizm do promocji własnego punktu widzenia. Wyolbrzymianie obecności nacjonalistów na kijowskim Majdanie przez rosyjskie media miało na celu osłabienie proukraińskich sympatii wśród Polaków.  Manewr ten się nie udał – większość obywateli stanęła za walczącymi o wolność Ukraińcami. Wśród polskich elit politycznych na ogół panował podobny konsensus co do tego, kogo należy wesprzeć.

I Kosowo, i Rosja!

Przenieśmy się na chwilę do Serbii, gdzie kampania wyborcza trwa w najlepsze. O miejsca w Skupsztinie 16 marca będzie walczyć m.in. nacjonalistyczna Serbska Partia Radykalna (SRS), której liderem jest Vojislav Szeszelj, przebywający obecnie w Hadze, gdzie toczy się przeciw niemu proces w sprawie popełnienia zbrodni wojennych. Jedno z haseł SRS głosi „I Kosowo, i Rosja!”; partia otwarcie nawołuje do zwrotu w polityce zagranicznej ku Rosji. Wyborców przekonać ma do tego nieustępliwa postawa w kwestii Kosowa. Jednakże zerwanie rozmów z Prisztiną oznaczałoby koniec negocjacji z UE i stoczenie się z powrotem w objęcia Kremla. I tutaj coś ewidentnie zawodzi, bowiem nic nie wskazuje na to, by radykałowie mieli przekroczyć próg wyborczy.

Moskwa żeruje na konserwatywnych przekonaniach tych społeczeństw, cynicznie nagłaśniając najskrajniejsze przypadki europejskiego zepsucia: aborcji, eutanazji czy małżeństw homoseksualnych.

Ten sam schemat powtarza się w innych państwach, które kiedyś znajdowały się w orbicie sowieckich wpływów, a dziś aspirują do UE i NATO. Mówił o tym były prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili w znakomitym przemówieniu na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ we wrześniu zeszłego roku. Zwrócił on uwagę, iż Moskwa żeruje na konserwatywnych przekonaniach tych społeczeństw, cynicznie nagłaśniając najskrajniejsze przypadki europejskiego zepsucia: aborcji, eutanazji czy małżeństw homoseksualnych. To, o czym mówi się w Rosji, skutecznie zniechęca kraje takie jak Armenia do integracji z zachodnimi strukturami politycznymi. W tym miejscu zaczyna się rola Polski jako przeciwwagi dla takich przekazów. Pomimo unijnych zakazów sprzedaży stuwatowych żarówek (których i tak mało kto używał, bo były za mocne) i innych dziwnych dyrektyw nikt nas nie zmusił, byśmy zalegalizowali jednopłciowe związki lub eutanazję. Nie to jest bowiem istotą funkcjonowania UE.

Skrajna prawica w UE

Z drugiej strony mamy skrajną prawicę wewnątrz Unii, przy czym nie chodzi tutaj o PiS, lecz o eurosceptyczne, sprzeciwiające się rozszerzeniu wspólnoty partie w Europie Zachodniej. Sprzeciw wobec przyjęcia nowych państw w szeregi UE to niewyartykułowany postulat, by pozostawić je w rosyjskiej strefie wpływów. Nie sądzę, by wszystkie te ruchy były sterowane bezpośrednio z gabinetu Putina, a Nigel Farage co tydzień otrzymywał zapisane cyrylicą teksty przemówień, należy jednak zwrócić uwagę, że programy polityczne nacjonalistów i interesy Federacji Rosyjskiej często można sprowadzić do wspólnego mianownika. Błędem byłoby przyjęcie Ukrainy do UE dziś, co do tego nie ma wątpliwości. Nie ma również takiej możliwości – proces akcesyjny trwa, a wypełnienie kryteriów kopenhaskich zajmuje lata, lecz po zamknięciu ostatniego rozdziału negocjacji wejście do UE następuje niejako „z automatu”. W imię czego więc odmawia się Ukrainie czy jakiemukolwiek innemu państwu Partnerstwa Wschodniego możliwości wstąpienia na drogę reform, których zwieńczeniem jest członkostwo w UE? Warto obserwować tę narrację przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Dwa nacjonalizmy

Jak widać na przykładach Ukrainy, Serbii, Kaukazu i Europy Zachodniej, nacjonalizm może służyć Rosji w dwojaki sposób. Dla potrzeb tekstu wyróżniam więc dwa różne, choć „grające do tej samej bramki”, nacjonalizmy: negatywny i pozytywny. Negatywny nacjonalizm objawił się na Ukrainie i nieudolnie próbował zdyskredytować prozachodnie idee, by „odsłonić” prawdziwe, brunatne oblicze Euromajdanu. W Polsce ofiarą takiego nacjonalistycznego zaszufladkowania padł m.in. Lech Kaczyński, przez co łatwo było skompromitować jego osiągnięcia w polityce międzynarodowej. Pozytywny nacjonalizm z kolei podsuwa proste, aczkolwiek fałszywe, rozwiązania rzeczywistych problemów nękających społeczeństwa Francji, Wielkiej Brytanii czy Serbii. Odwołuje się ponadto do patriotyzmu, wiary i innych cnót, dzięki czemu może zdobyć szeroką popularność i ostudzić prozachodnie nastroje w narodach hołdujących tradycji. Za dużo imigrantów? Ograniczyć ekspansję UE i NATO. Kosowo z powrotem w macierzy? Odwrócić się od zachodu.

Błędem byłoby przyjęcie Ukrainy do UE dziś, co do tego nie ma wątpliwości.

W kontekście Ukrainy widoczne są już skutki oddziaływania tych idei we Francji. Jak podają tamtejsze media 65% Francuzów nie popiera pomocy finansowej dla Ukrainy, a jeszcze więcej nie chce widzieć Ukrainy w UE. Laurent Fabius był jednym z ministrów spraw zagranicznych UE, którzy wraz z Radosławem Sikorskim aktywnie działali na rzecz zażegnania ukraińskiego kryzysu; był także w Kijowie przy podpisaniu porozumienia Janukowycz-opozycja. Obecność przedstawiciela Francji z pewnością podniosła rangę tego wydarzenia i zwiększyła znaczenie misji Sikorskiego. Patrząc jednak na stosunek Francuzów do Ukrainy, można mieć wątpliwości czy Fabius podtrzyma swoje zainteresowanie naszym sąsiadem. Jeśli nie, może to mieć bardzo złe konsekwencje dla stabilizacji za naszą „wschodnią miedzą”.