Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jakub Wojas  25 lutego 2014

Wojas: Wykorzystajmy naszą szansę

Jakub Wojas  25 lutego 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Rewolucja na Ukrainie to jak dotąd najważniejsze wydarzenie polityczne XXI wieku w naszym regionie. Zrozumienie tego zjawiska nie jest proste, a obraz, który do Polski dociera, mimo niestrudzonej pracy wielu korespondentów często jest zniekształcany.

Z Euromajdanu wróciłem trzy tygodnie temu. Przybyłem tam, gdy padli pierwsi zabici w czasie walk na ulicy Hruszewskiego. Pracowałem jako wolontariusz w sztabie rewolucji, konkretnie w centrum prasowym, przez krótką chwilę byłem również sotnikiem 15. sotni Samoobrony Majdanu. Pomimo, że od dłuższego czasu interesowałem się wydarzeniami na Ukrainie, dopiero na miejscu zdałem sobie sprawę, że wyobrażenia na temat Euromajdanu często daleko odbiegają od rzeczywistości.

Nowa Sicz Zaporowska

Jeżeli szukać historycznej analogii do obecnego ruchu majdanowego, najtrafniejszą wydaje się Kozaczyzna. Majdan na Siczy był miejscem zgromadzeń kozaków zaporoskich, gdzie podejmowano najważniejsze decyzje. Podobnie jest teraz w Kijowie. To nie Kliczko, Jaceniuk, Tiahnybok czy Tymoszenko są przywódcami rewolucji, lecz ludzie gromadzący się pod sceną. Tu nie ma jednego wodza, tu wszyscy są wodzami. Każda decyzja opozycji musi zostać skonsultowana z protestującymi, zgromadzonymi na placu. Bez tego opozycjoniści stracą i tak niezbyt silny mandat. Wśród rewolucjonistów jest bowiem powszechnym zjawiskiem brak zaufania do polityków wszystkich opcji. Wielu wskazuje na to, że nawet po zwycięstwie rewolucji Euromajdan powinien trwać dalej, aby weryfikować realizację jego postulatów.

Niewątpliwie przyczyną zjawiska jest rozczarowanie Pomarańczową Rewolucją. Dochodzi do tego fatalny stan państwa oraz trwająca już kilkadziesiąt lat kompromitacja elity politycznej. Choć są to niewątpliwie zjawiska negatywne, to jednak przyczyniły się do wytworzenia społeczeństwa obywatelskiego na niewyobrażalną skalę. Przed rozpoczęciem pacyfikacji Majdan był świetnie zorganizowany. W obrębie Placu Niepodległości i kilku najbliższych ulic działały punkty medyczne, żywnościowe, rozdające odzież. Co dwie godziny określone sotnie dokonywały zmiany wart na barykadach, które otaczały obszar zajęty przez demonstrantów. Wydawane były gazety, działał darmowy Internet (choć jego jakość nie zawsze była idealna). W obawie przed prowokacją, a także ze względów bezpieczeństwa, ograniczano dostęp do niektórych miejsc m.in. magistratu, sztabu czy położonej najbliżej pozycji Berkutu barykady, na ulicy Hruszewskiego.

Organizacja Majdanu pochłaniała olbrzymie koszta. W tym celu na Ukrainie zaczęto organizować zbiórki na rzecz rewolucji. Jednak większość środków finansowych pochodziła od prozachodnich oligarchów, a być może także tych zorientowanych na wschód. W mniejszym stopniu Euromajdan był wspomagany przez instytucje unijne, takie jak Europejski Fundusz na Rzecz Demokracji, czy państwa szeroko pojętego Zachodu, np. przez Polskę, Niemcy, USA, ale też Turcję.

Wolni Ukraińcy

Często w komentarzach „ekspertów” w Polsce pojawia się twierdzenie, że ruch Majdanu nie ma szerokiego poparcia społecznego. Niegdyś bowiem gromadził miliony, a na początku pacyfikacji było tam góra kilkanaście tysięcy ludzi. Trudno jednak wymagać, żeby na Placu Niepodległości koczowało przez kilka miesięcy, dzień w dzień, kilka milionów osób. Aktywiści, którzy w większości pochodzili spoza Kijowa, musieli przecież wrócić do pracy i rodzin. Na Euromajdan jednak codziennie przybywali nowi ludzie. Zostawali góra na kilka dni, stawali się członkami sotni, budowali barykady, stali na warcie, a po ich odjeździe przybywali następni. W ten sposób, mimo że stała liczba demonstrujących była relatywnie niewielka, po tych kilku miesiącach ilość osób, które przewinęły się przez Majdan, szła w miliony. Co ważne, byli to ludzie ze wszystkich części kraju i choć zdecydowanie dominowały osoby z zachodniej i centralnej części kraju, wyraźnie widać, że „zachodnia” Ukraina sięga już coraz głębiej na wschód.

Wśród rewolucjonistów nie było wielkich dysproporcji pomiędzy określonymi grupami społecznymi. W sotniach można było spotkać zarówno profesora wyższej uczelni, jak i małorolnego chłopa. Jak mówili sami rewolucjoniści, po przejściu „szkoły Euromajdanu” człowiek staje się milszy, bardziej kulturalny – „europejski”.

Widmo Banderyzmu

Często w Polsce pojawiają się głosy o dominujących w ruchu majdanowym tonach nacjonalistycznych, banderowskich czy wręcz antypolskich. W zestawieniu z rzeczywistością opinie te brzmią, łagodnie mówiąc, niemądrze. Owszem, w obrębie Majdanu da się zauważyć symbolikę nacjonalistyczną czy banderowską, ale bez wątpienia nie jest to czynnik dominujący. Co więcej, nawet wśród najbardziej radykalnych grup, jak Prawy Sektor czy Wspólna Sprawa (notabene ich siłę poparcia społecznego można porównać z polskim ONR), nie było cienia niechęci do Polski.

Odwoływanie się do tradycji UPA przez niektóre ruchy Euromajdanu jest oparte na walce tej organizacji z Armią Czerwoną. Wielu rewolucjonistów nie ma nawet pojęcia, że UPA w czasie II wojny światowej dokonywała na Polakach bestialskich rzezi. Ponadto ruchy skrajnie prawicowe nie mają większych szans, by zdobyć rząd dusz na Ukrainie. Im dalej na wschód, tym niechęć do „faszystów” większa, a dla jedności kraju jest to rzecz niezwykle ważna.

Nie można także utożsamiać sotni Samoobrony Majdanu jedynie z organizacjami skrajnej prawicy. Rzeczywiście, to dzięki nim powstały pierwsze tego typu formacje, potem jednak wątek nacjonalistyczny się zatarł. Na czele Samoobrony Majdanu stanął deputowany Batkiwszyzny Andrij Parubij, a zastępcą komendanta został… Polak mieszkający na Ukrainie, Andrzej Gabrow.

Wojna z imperium

Głównym wrogiem Majdanu, poza Witorem Janukowyczem, bez wątpienia jest Władimir Putin. Cały czas wśród rewolucjonistów i dziennikarzy krążyły informacje, że pośród Berkutowców słychać „nieukraiński” język rosyjski, a snajperzy, którzy niedawno strzelali do demonstrujących, to tak naprawdę żołnierze rosyjscy.

Między innymi takie informacje potęgowały przeświadczenie, że usunięcie Janukowycza to tylko etap, że chodzi tutaj o wyrwanie się Ukrainy z „braterskiego” uścisku Putina, co doprowadzi do upadku całego jego neoimperium, że zmiany sięgną samej Rosji.

Co ciekawe, przewijające się na Majdanie wątki antyputinowskie, czyli skierowane przeciw mocarstwowym zapędom współczesnej Rosji, powodują, że powoli wśród rewolucjonistów rodzi się mit Rzeczpospolitej Trojga Narodów – państwa sojuszu polsko-litewsko-ukraińskiego, które wspólnie stawiało czoła imperializmowi sąsiada.

Nie bez znaczenia jest tutaj fakt, że wśród rewolucjonistów powszechna jest obecnie sympatia i wdzięczność dla Polski za jej zaangażowanie w sprawy Ukrainy. Zdarzały się nawet takie sytuacje, że do polskiego punktu w centrum prasowym przybywali zwykli Ukraińcy tylko po to, żeby podziękować naszemu krajowi za wsparcie w ich walce o wolność. Na Ukrainie mamy obecnie spory kapitał poparcia i to nie tylko wśród elit, ale wśród zwykłych ludzi, którzy dziś decydują. Warto to wykorzystać dla dobra obydwu narodów.