Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Sawicki  8 lutego 2014

Sawicki: Kiedy Dawid spotyka Goliata

Bartosz Sawicki  8 lutego 2014
przeczytanie zajmie 3 min

W okresie Zimnej Wojny wielkie imprezy sportowe, zwłaszcza te koncentrujące uwagę masowego widza, traktowane były jak obszar zmagań między dwoma wrogimi blokami. Jedną z najsłynniejszych rywalizacji okresu zimnowojennego, kiedy zawodom sportowym towarzyszyła polityka, był mecz hokejowy między USA a ZSRR na Igrzyskach w Lake Placid.

Rok 1980 roku zapowiadał się jako kolejny ciężki okres dla polityki Zachodu. Związek Radziecki, w razie ewentualnego konfliktu zimnowojennego w Europie, posiadał liczebną i taktyczną przewagę nad siłami NATO. Dominował również na arenie światowej. Rok wcześniej miała miejsce agresja na Afganistan, w tym czasie Stany utraciły kontrolę nad Iranem. W oczach przeciętnych Amerykanów ZSRR coraz bardziej zagrażał ich ojczyźnie.

Rok 1980 to także rok olimpiad: zimowej w amerykańskim Lake Placid i letniej w Moskwie – kolejne areny zimnowojennych zmagań. Zimowe Igrzyska poprzez sukcesy amerykańskich sportowców miały pobudzić zniechęconych obywateli do wiary w siłę ich kraju.

 Solą każdej zimowej olimpiady jest hokej na lodzie. W roku 1980 Amerykanie nie mogli wystawić jeszcze zawodowców grających w NHL; ich drużyny olimpijskie składały się z zawodników lig uniwersyteckich, przeważnie amatorów. W złożoną naprędce ekipę nikt nie wierzył. Mimo, że Amerykanie byli gospodarzami, mało kto przypuszczał, że „chłopcy z college’u” będą w stanie jak równy z równym walczyć z drużynami ze Starego Kontynentu, głównie z obozu wschodniego. Tymczasem fazę grupową przeszli jak burza. Rozgromili różnicą czterech bramek drużynę czechosłowacką, uchodzącą wówczas za jedną z trzech najsilniejszych reprezentacji. Jedyne punkty stracili, remisując ze Szwedami. Wraz z nimi awansowali do fazy medalowej turnieju. Z drugiej grupy wyszli, odnosząc komplet zwycięstw, hokeiści ZSRR oraz Finowie. Grający w tej grupie Polacy zajęli ostatecznie miejsca 7-8 na spółkę z drużyną rumuńską. Taki wynik dzisiaj wydaje się być kompletną abstrakcją.

W pierwszym meczu grupy medalowej los skojarzył młodych, robiących furorę „Jankesów” z reprezentantami niezwyciężonej „Sbornej”. Amerykanów z góry skazano na porażkę. Radzieccy hokeiści dominowali na tym turnieju – ogrywali rywali tak wysoko, jak tylko było to możliwe. Sportowcy z ZSRR grali ze sobą w niezmienionym składzie od kilku lat, hokeiści ze Stanów mieli ledwie skończone 20 lat. Wynik takiej konfrontacji wydawał się oczywisty. Do tego dochodziła bezlitosna statystyka: ostatni raz USA pokonały ZSRR dwie dekady wcześniej, podczas igrzysk w Squaw Valley.

Spotkanie określano mianem pojedynku Dawida z Goliatem. Na napiętą atmosferę wpływ miała oczywiście polityka. Hokeiści dostawali listy od kibiców z treścią „dowalcie Ruskim” czy „wyrzućcie ich z Afganistanu”. Kiedy w decydującym meczu zawodnicy wychodzili na taflę, słuchać było ogłuszające okrzyki – to nie był tylko doping, to brzmiało jako manifestacja polityczna. Spotkanie przebiegało wyrównanie i brutalnie zarazem. Nie było chwili, by ktoś nie lądował na ławce kar, wielokrotnie kije hokejowe nie służyły do gry, lecz do ataku na przeciwnika. Takie mecze z głębokim podtekstem politycznym oraz historycznym, określane jako „mała wojna”, są pamiętane przez następne pokolenia.

Amerykanie po niesamowitym spotkaniu wygrali 4:3. Mimo, że nie był to mecz o złoto, zapamiętany został jako największe wydarzenie tych igrzysk. Pozwolił uwierzyć Amerykanom w siebie, w to, że podobnie jak w sporcie, tak i w polityce międzynarodowej może nastąpić przebudzenie. Rok później nastąpiła epoka rządów Regana, kiedy USA odzyskały inicjatywę na świecie. Znamienne w tym kontekście są słowa nieżyjącego już trenera ówczesnej drużyny hokejowej, Herberta Brooksa, który wspominając tamten mecz miał powiedzieć:

Na oczach całego świata grupa młodych ludzi dała swojemu narodowi okazję do spełnienia marzeń, ale i okazję do odzyskania wiary.