Geodecki: To nie jest kraj do inwestowania
Zastanawiając się nad kształtem, jaki powinna przybrać polska gospodarka, stanąłem przed elementarnym dylematem: czy należy skupić się na promocji narodowych marek i związanych z nimi transnarodowych korporacji, które pozwalałyby na ich rozprzestrzenianie po świecie, czy może postawić, podobnie jak Niemcy, na sektor MŚP? A może właściwa droga biegnie pomiędzy tymi rozwiązaniami?
Innowacje znacznie częściej pojawiają się w dużych przedsiębiorstwach niż w średnich i małych, co potwierdzają statystyki we wszystkich krajach (dla porównania: wyniki Community Innovation Survey, prowadzonego, co dwa lata badania innowacyjności firm w UE). Nie wydaje się, żeby fundamentem wzrostu niemieckiej gospodarki były MŚP – Niemcy mają jeden z większych odsetków dużych przedsiębiorstw na 1 mln mieszkańców. Ale to nie oznacza, że nie szanują działalności firm średnich i małych ani potencjału gospodarczego i społecznego, który jest w nich ucieleśniony. Zresztą większość firm dużych była kiedyś mała – tworząc stabilne ramy dla rozwoju przedsiębiorczości w ogóle, zwiększamy prawdopodobieństwo, że przetrwają firmy małe i średnie i że wykiełkują z nich wielkie korporacje.
Z kwestią rozwoju gospodarczego mocno związana jest innowacyjność. Czytałem artykuł, w którym stwierdzono, iż Kraków zajmuje 9. miejsce na świecie wśród najbardziej atrakcyjnych miast do inwestycji outsourcingowych. Z drugiej strony mamy koncepcję „pułapki średniego dochodu”, która mówi, iż państwo, aby się rozwijać w dłuższej perspektywie, musi przejść na gospodarkę innowacyjną. Czy sektor outsourcingu nie staje tej innowacyjności na przeszkodzie?
Pytanie, jaka jest alternatywa? Młodzi, dobrze wykształceni ludzie nie pracują w firmach outsourcingowych, ponieważ w nich się spełniają, tylko, dlatego, że pracę odpowiednią do ich kwalifikacji i aspiracji ciężko jest w Polsce znaleźć. Dlatego jesteśmy tak atrakcyjną lokalizacją, bo za mniejsze pieniądze można zatrudnić inteligentnego człowieka władającego biegle językiem angielskim, niż w Niemczech osobę ze średnim wykształceniem o słabszych kwalifikacjach – takie osoby dominują na tym rynku w Niemczech. Gdyby tylko powstało w Polsce więcej „dobrych miejsc pracy”, zaraz najlepsi znaleźliby zatrudnienie gdzie indziej. Centra outsourcingowe pomagają utrzymać nasz najcenniejszy kapitał – intelektualny – w kraju z nadzieją, że najlepsi nie uciekną i że pomogą w przyszłości zbudować nasz potencjał przemysłowy. Złote czasy outsourcingu w Polsce, zatem to nie przyczyna czy też przeszkoda, ale raczej symptom tego, że tworzy się u nas relatywnie mniej miejsc pracy dobrej, jakości niż w krajach zamożnych.
W jaki sposób państwo mogłoby wpłynąć na wzrost wydatków polskich firm na innowacyjność? Programy rządowe? Obniżenie kosztów zatrudnienia pracowników?
Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy programy rządowe rozumiane np. jako wsparcie alokacyjne badań w sektorze publicznym przynoszą pozytywne efekty w postaci zwiększonych nakładów sektora przedsiębiorstw, czy też powodują wypieranie wydatków prywatnych. Mamy między innymi udane przykłady wsparcia publicznego dla rozwoju technologicznego w USA czy Korei. Z pewnością jednak dostrzec można, że Polska ma od lat jedną z niższych stop inwestycji – znacznie niższą niż kraje na naszym poziomie rozwoju. Oznacza to brak skłonności do inwestowania naszych przedsiębiorców. Czyżby nie wiedzieli oni o pożytkach z rozwoju własnych przedsiębiorstw? Oczywiście, że wiedzą, ale w większym stopniu niż w innych krajach źródłem ryzyka jest samo państwo i jego wadliwe funkcjonowanie. Mamy słabe wskaźniki praworządności czy efektywności administracji. Znajomy przedsiębiorca opowiadał mi kiedyś, że brak rozporządzenia wykonawczego, które nie zostało wydane na czas, skłonił go do wstrzymania inwestycji. Nie mógł bowiem podjąć ryzyka, że będzie sprzedawał swoje produkty wg stawki VAT 22% zamiast 7% (to było jeszcze przed podwyższeniem stawek), bo byłby niekonkurencyjny, kiedy inni będą sprzedawali, stosując 7%. A jak zastosowałby 7% bez tego rozporządzenia, to byłoby ryzyko, że narazi się na sankcje aparatu skarbowego. Inwestycja została wstrzymana.
Niedawno mówiono o taniej metodzie produkcji grafenu opracowanej przez polskich naukowców. Państwowa firma Nano Carbon już ruszyła z jego sprzedażą, a w planach jest tworzenie innowacyjnych produktów. Czy tego typu kooperacja między światem nauki a państwem to przykład nowej polityki przemysłowej, którą postulujecie wraz z zespołem? Mówię o raporcie „Konkurencyjna Polska. Jak awansować w światowej lidze gospodarczej?” pod redakcją prof. Jerzego Hausnera.
Polityka przemysłowa, akceptowana na zasadzie światowego konsensusu, odnosi się raczej nie do poszczególnych sektorów gospodarki, ale do ogólnych ram funkcjonowania wszystkich sektorów. Na przykład polityka energetyczna wpływa na konkurencyjność pozostałych gałęzi gospodarki. Nie oznacza to, że poszczególni silni gracze nie są skłonni chronić interesów partykularnych sektorów, ale np. w Unii Europejskiej jest to utrudnione. Dlatego programy wzmacniania kooperacji przemysłu i nauki to jeden z przykładów akceptowanej formy wsparcia krajowego przemysłu i de facto polityki przemysłowej.
Dużo mówi się także o potrzebie większej współpracy między uczelniami a biznesem. Czy ostatnio zaprezentowany przez rząd pomysł tzw. doktoratów przemysłowych, umożliwiających przedsiębiorcom zamawianie prac doktorskich, których wyniki miałyby zostać wykorzystane do rozwiązywania problemów ich firm, to krok w dobrym kierunku?
Tak, to krok w dobrym kierunku. Jedna z instytucji tworzących środowisko, w którym pracuję – Małopolska Szkoła Administracji Publicznej – prowadziła kilka lat temu z powodzeniem program zamawianych prac magisterskich. Niestety sama polityka uniwersytetów często nie promuje systemowej współpracy szkół wyższych z otoczeniem. Biurokracja i narzuty uczelniane często skutecznie osłabiają skłonność naukowców do występowania w barwach uczelni w pracy na rzecz gospodarki, w ramach projektów realizowanych z przedsiębiorstwami.
Rozmawiał Piotr Kaszczyszyn
Piotr Kaszczyszyn
dr Tomasz Geodecki