Wawak: Przywrócić godność myśleniu
„Hannah Arendt” – dzieło niemieckiej reżyserki Margarethe von Trotta, które weszło na ekrany polskich kin 24 stycznia, jest konsekwentnie ignorowane przez największe sieci kinowe. Pomijając oczywiste względy finansowe, warto zauważyć, że nieobecność tego filmu na ekranach większości komercyjnych kin symbolizuje stosunek wielu z nas do poruszanego w nim tematu.
Obraz poświęcony jest jednemu z najciekawszych momentów życia Arendt, to znaczy jej uczestnictwu w procesie Adolfa Eichmanna i kontrowersjom narosłym wobec rezultatu obserwacji i przemyśleń po procesie, czyli rozmowom wokół książki „Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła”. Arendt stawia szokujące tezy nie tylko na temat „mordercy zza biurka”, ale przede wszystkim samego fenomenu zła, które nie musi być tak diaboliczne, jak wyobrażali je sobie chociażby dawni chrześcijanie. Może za to nosić okulary i mieć nudny charakter, połączony z uprzejmością w obyciu. Już takie stawianie sprawy budzi sprzeciw środowiska, w którym obraca się Arendt.
Pisarka dolewa oliwy do ognia, podejmując w książce kwestię oporu Żydów wobec nazistów, w świetle, w którym niewielu chciałoby ten problem rozpatrywać. Podważa optykę patrzenia na Żydów wyłącznie jako na bezbronne ofiary ludobójczych zbrodni.
Ponieważ tezy Arendt wychodziły poza panującą wówczas poprawność w myśleniu o Holocauście, filozofka spotkała się z odrzuceniem w amerykańskim środowisku naukowym oraz, co ją najbardziej bolało, wśród wielu swoich przyjaciół, zarówno w USA, jak i w Izraelu. Jest to więc także film o bardzo popularnej w kulturze zachodniej, choć może nie tak znowu częstej w rzeczywistości, postawie nonkomformizmu i wytrwałości w głoszeniu własnych poglądów. Ani bowiem pogróżki pod adresem Arendt, ani nawet opinie umierającego przyjaciela nie skłaniają jej do choćby złagodzenia dotychczasowego stanowiska.
Ale ani wątek procesu Eichmanna, który przynależy już do coraz odleglejszej historii, ani wątek nonkonformizmu nie wyczerpują przecież tematyki filmu i nie czynią go jeszcze wyjątkowym. Spostrzegawczy widz zauważy, że cała ta opowieść pokazuje znaczenie myślenia dla zachowania przez człowieka jego własnej godności. Spotkałem się z opinią, że film jest nudny, ponieważ tak często główna bohaterka ukazana jest w momentach, gdy nie zajmuje się niczym poza myśleniem. Być może wydaje się to zbytnim gloryfikowaniem tak oczywistej czynności, którą wykonują nie tylko przecież filozofowie, ale czy właśnie myślenie nie jest w tej historii centralnym zagadnieniem?I czy nie było nim zarówno dla Arendt, jak i dla przywoływanego w jej wspomnieniach Martina Heideggera, jej dawnego mistrza, którego wyrafinowane myślenie nie uchroniło wszakże przed świadomym poddaniem się wpływowi brunatnego totalitaryzmu?
Myślenie jest dialogiem z samym sobą. Człowieczeństwa nie można nabyć w samotności. Te dwa cytaty z Arendt (pierwszy pojawia się w filmie, drugi pochodzi z wywiadu z nią dla niemieckiej telewizji) to dwa bieguny, pomiędzy którymi krąży grana przez Sukovą bohaterka. Dzięki umiejętności poprawnego myślenia, przebywania z samą sobą w ciszy, pisze swoją książkę. Dzięki temu, że potrafi inspirować innych ludzi i uczyć się od nich, nie zatraca kontaktu z rzeczywistością, co często zarzuca się filozofom. Myślenie filmowej Arendt jest zgodne z logiką, naznaczone rozumieniem psychicznych uwarunkowań innych ludzi i zgodne z własnym doświadczeniem. Przedmiot tego myślenia, pewnie bardzo odległy od codzienności większości widzów, nie osłabia wcale wyzwania rzuconego im przez główną bohaterkę. Wyzwaniem tym jest myślenie jako rozmowa z samym sobą, nieoddzielona jednak od doświadczenia. Kontekst całej fabuły i wybory samej Arendt są dla widza odległą historią, niezwiązaną z jego własnym życiem, ale fenomen myślenia jako rozumienia zła, które obecne jest niezależnie od kontekstu historycznego, pozostaje wciąż aktualne. Teza o banalności zła jest przecież niezwykle odkrywcza, jeśli przyjrzymy się postaciom, pod jakimi ono często występuje. Najczęstszą z nich jest po prostu brak namysłu nad własnymi czynami – owa bezmyślność, którą cechował się Eichmann, a która przyprawiała Arendt o sarkastyczny śmiech. Bezmyślność nie musi od razu prowadzić do ekstremalnego zła, jakiego przykładem była działalność Eichmanna, ale często dopiero zachowania ekstremalnie złe uwidaczniają nam mechanizmy działające na co dzień. Brak refleksji nad wartościami, jakimi człowiek kieruje się w pracy czy życiu osobistym, jest zawsze banalnym powtarzaniem schematycznych zachowań, jakich się nauczyliśmy i które uważamy za normalne. Nie myślimy wtedy o konsekwencjach, bo myślenie refleksyjne nie jest częścią tego schematu. A refleksja jest zawsze wyjściem poza schemat; skierowaniem myśli do wewnątrz samego siebie, a jednocześnie na zewnątrz sytuacji, w której człowiek się znajduje. Takiego myślenia, przywracającego to, co najbardziej ludzkie, uczy bohaterka.