Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Krzysztof Bieda, Arkady Rzegocki  17 stycznia 2014

Rzegocki: Nie jesteśmy pasożytami

Krzysztof Bieda, Arkady Rzegocki  17 stycznia 2014
przeczytanie zajmie 6 min

W ostatnim tygodniu w mediach pojawiło się sporo informacji na temat ograniczenia praw imigrantów na Wyspach Brytyjskich. Miałoby to dotknąć szczególnie Polaków, jako jednej z najliczniejszych mniejszości. Próbowali skorzystać z tego polscy politycy, również PR-owo, interweniując u Davida Camerona. Czy takie próby jak te Tuska czy Kaczyńskiego mogą coś w tej sprawie zmienić?

Problem jest oczywiście bardzo głęboki. Po otwarciu granic Wielka Brytania okazała się jednym z najatrakcyjniejszych miejsc docelowej imigracji dla obywateli Europy Środkowej i Wschodniej. Również z tego powodu, że z siedmioletniego okresu przejściowego skorzystały m.in. Niemcy czy Austria. Wielu komentatorów czy ekspertów na Wyspach ocenia, że była to bardzo słuszna decyzja, że gospodarka brytyjska tylko na tym zyskała. Z kolei wielu niemieckich ekspertów krytykowało swój rząd, twierdząc, że poprzez zwlekanie z otwarciem wschodniej granicy Niemcy straciły bardzo wiele.

Natomiast z drugiej strony mamy do czynienia w Wielkiej Brytanii z wieloma popularnymi, antyimigracyjnymi hasłami, które wynikają właśnie z dużej otwartości tego społeczeństwa, z obecności wielu nacji, z innych cywilizacji czy kultur, mam tu na myśli szczególnie muzułmanów, a w konsekwencji ze zmian w mentalności Brytyjczyków. Wystarczy spojrzeć na Londyn, w którym według statystyk Anglicy stanowią już mniejszość. Z jednej strony można poniekąd zrozumieć te nastroje, a więc grę na nucie antyimigracyjnej, z drugiej jednak wydaje się, że jest to działanie nierozsądne. Pamiętajmy, że ta sprawa dotyczy nie tylko Camerona, ale również przywódcy labourzystów, Eda Milibanda, którego rodzinne korzenie tkwią w Łodzi.

Często mówi się, że na Wyspach Polacy są głównymi beneficjentami świadczeń socjalnych. Według wielu badań nie jest to jednak prawda. W końcu, nadal przez wielu, uważani jesteśmy za świetnych fachowców, a sam Cameron przyznał nie tak dawno, że „jest pełen uznania dla Polaków”. Z czego zatem wynika ten negatywny obraz Polaków?

Jedna rzecz to media, a zupełnie inna to badania opinii publicznej. Z wielu z nich wynika, że Brytyjczycy postrzegają Polaków, których spotykają na co dzień, jako przedstawicieli zwyczajnego narodu, którzy różnią się od nich tylko większą pracowitością. Ten stereotyp pracowitego Polaka wydaje się być tu nadal bardzo silny. Jednocześnie jest gdzieś w głowach to poczucie, że wielu imigrantów pojawia się w ich kraju właśnie ze względu na korzyści socjalne. Rzeczywiście częste są sytuację, gdy ktoś posiada rodzinę w Polsce, a pracuje w Wielkiej Brytanii, gdzie przysługują mu dodatki rodzinne na każde dziecko. Jeżeli chodzi o tę kwestię, to Polacy, owszem, są w czołówce. Porównując jednak podatki zostawiane przez Polaków nad Tamizą i korzyści, które otrzymują od brytyjskiego państwa, to z całą pewnością znacznie więcej wnosimy do brytyjskiej gospodarki niż z niej czerpiemy. Szczególnie wyraźnie widać to w statystykach korzystania z NHS, a więc z brytyjskiej służby zdrowia.

Zarzuca się także Polakom, że nie są skorzy do socjalizowania się czy integrowania ze społeczeństwem brytyjskim. Żyją w swoistych narodowych gettach. To prawda? A jeśli tak to, jakie widzi Pan tego przyczyny?

Polska społeczność na Wyspach liczy między 800 tys. a milion osób. Dodatkowo jest to społeczność niezwykle zróżnicowana i oczywiście część z tych osób słabo włada językiem angielskim. Część jest bardzo mocno patriotyczna i mocno kultywuje polskie tradycje. Jest z kolei i znaczna grupa, która niezwykle szybko się asymiluje, do tego stopnia, że stara się być bardziej angielska od samych Anglików. Gdybyśmy porównali naszych rodaków z innymi grupami społecznymi, to znów Polacy jako ci, którzy w większości dość skutecznie się asymilują, wypadają lepiej. Są zdecydowanie grupą stwarzającą stosunkowo mało problemów mieszkańcom Wysp. Ale oczywiście przez media, szczególnie te bulwarowe, nagłaśniane są wszystkie przypadki kontrowersyjne czy przypadki związane z jakimiś przestępstwami – i to działa na wyobraźnię.

Pamiętając o zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz o rosnącej w siłę UKIP, czyli Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, nasuwa się wniosek, że konserwatyści „przytulają się” do eurosceptycznego elektoratu. Czy można założyć, że antypolska narracja Davida Camerona to tylko populizm, który wygaśnie wraz z ogłoszeniem wyników wyborów do Europarlamentu?

Jeżeli okaże się skuteczna, to nie wygaśnie, tylko będzie kontynuowana, a wyraźnie Cameron i Miliband grają na niepokojach społeczeństwa brytyjskiego. Ponadto jest to najbardziej widoczne, bo rzeczywiście język polski stał się drugim najczęściej używanym językiem w Wielkiej Brytanii, więc Polacy są wymieniani jako przykład, ale problemy dotyczą całej emigracji z Europy Środkowo-Wschodniej. Temat zwrócił uwagę brytyjskiej opinii publicznej z powodu otwarcia rynku pracy dla Rumunii i Bułgarii. Ciężko jest przewidzieć, co później; sporo badań wskazuje na fakt, że kwestie związane z imigracją stanowią ważny problem dla wielu Brytyjczyków.

Tak jak Pan wspomniał, niedawno brytyjska granica otworzyła się dla przybyszów z Bułgarii i Rumunii. Przez długi czas mieszkańcy właśnie tych krajów byli swojego rodzaju straszakiem dla Brytyjczyków. Z drugiej strony „The Guardian” podjął akcję, w której imigranci mieli przysyłać zdjęcia ze swoich pierwszych dni na wyspach. Keith Vaz zaprosił nawet dwóch z nich na kawę, czyżby więc niektórzy Brytyjczycy wyciągnęli nauczkę i nie tylko dostrzegli problem, ale także postanowili wyciągnąć rękę do imigrantów, pomagając im u siebie w kraju? Pamiętajmy, że za ograniczeniem imigracji opowiedziało się ponad 70% Brytyjczyków.

To jest właśnie skomplikowane, bo Wielka Brytania jest jednym z bardziej otwartych krajów w Unii Europejskiej. To, w jaki sposób te poszczególne mniejszości mogą kultywować tradycję, budzi szacunek. W wielu szkołach kładzie się nacisk na to, żeby na przykład zatrudniać asystentów, nauczycieli, którzy władają językami Europy Środkowej po to, żeby pomagali uczniom. To jest jedna strona medalu. Natomiast z drugiej strony są istotne problemy społeczne, to znaczy każdy, kto jeździ do Wielkiej Brytanii, od jakiegoś czasu zauważy, że na przykład w Londynie ludzie nie ustawiają się już w kolejki do autobusu, co było czymś charakterystycznym, że często nie chodzą już lewą stroną ulicy. To tylko drobnostki, jednak bardzo znamienne. Ale najważniejsze są kwestie bezpieczeństwa: większa przestępczość często łączona jest z imigrantami z różnych stron świata.

Może uściślę. Które nastroje nad Tamizą dzisiaj przeważają? Czy te, które mają złowieszczą twarz premiera Camerona, czy jednak te ocieplające wizerunek imigrantów?

Szczerze mówiąc, nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Moim zdaniem jest już więcej otwartości. Trzeba pamiętać, że Brytyjczycy stosunkowo niewiele wiedzą o naszym regionie, w szczególności, że w mediach brytyjskich przez kilkadziesiąt lat, żeby nie powiedzieć, że przez stulecia, dominowały informacje dotyczące krajów Wspólnoty Narodów i byłych kolonii, a kraje Europy Środkowej stanowiły białą plamę. W związku z tym podatność na różne uproszczenia czy populistyczne hasła jest większa. A z drugiej strony moim zdaniem Brytyjczycy prezentują dużą otwartość i jest to społeczeństwo, które w dłuższej perspektywie zacznie doceniać imigrantów z Europy Środkowej, wśród których większość stanowią pracowici ludzie nieźle asymilujący się w społeczeństwie brytyjskim.

Związany jest Pan z projektem Polskiego Ośrodka Naukowego UJ w Londynie, a tym samym również z wieloma organizacjami polskimi w Wielkiej Brytanii. Czy w przypadku osób studiujących na brytyjskich uczelniach i ludzi zaangażowanych w działanie różnych stowarzyszeń możemy mówić jeszcze o Polakach, czy właściwsze byłoby określenie angielscy obywatele polskiego pochodzenia?

Stała obecność Polaków w Wielkiej Brytanii sięga roku 1940. Wówczas była to emigracja polityczna – niepodległościowa. Jednakże dopiero ostatnia fala emigracji ma charakter masowy, a jej przyczyny są głównie ekonomiczne. Można więc w Wielkiej Brytanii spotkać cały wachlarz postaw prezentowanych przez osoby związane z Polską. Od potomków niezwykle patriotycznej emigracji wojennej i powojennej, poprzez emigrację solidarnościową z lat osiemdziesiątych, aż do osób, które na Wyspach pojawiły się kilka lat lub kilka miesięcy temu. Mamy więc liczne przykłady starannej dbałości o wychowanie w przywiązaniu do polskości. Ogromną rolę pełnią tutaj nie tylko rodzice, ale także sobotnie szkoły, harcerstwo i wiele organizacji stworzonych przez tzw. Drugą Wielką Emigrację. Najczęściej osoby wychowane przez pokolenie niezłomnych, nawet jeśli nie znają języka polskiego,  demonstrują mocne przywiązanie do polskości. Z drugiej strony ostatnia, głównie ekonomiczna, fala charakteryzuje się większym zróżnicowaniem: od chęci jak najszybszego wtopienia się w społeczeństwo brytyjskie i mówienie do dzieci wyłącznie w języku angielskim (nieraz z błędami), poprzez obojętność wobec spraw polskich, aż do bardzo żywego zainteresowania Polską i podkreślania polskości.

W tej chwili toczy się wielka gra o utrzymanie polskości tej najnowszej emigracji, o przekonanie rodziców, że dwujęzyczne dzieci, zanurzone w dwóch fascynujących kulturach i tradycjach, będą miały szersze horyzonty i więcej zyskają w przyszłości.

Rozmawiał Krzysztof Bieda