Saulski: Jest gorzej niż myślimy
Po ciężkim budżecie w 2013 miało przyjść odprężenie w roku 2014. Tymczasem mamy utrzymanie wszystkich stawek VAT na obecnym poziomie i likwidację ulgi budowlanej, a także podwyżki akcyzy. Czy naprawdę nasz budżet jest w tak złej kondycji? Z czego to wynika?
Myślę, że budżet jest w jeszcze gorszej kondycji, niż nam się wydaje i niż ogłasza to rząd, z tego tytułu, że dla mnie taką kluczową wartością, która mówi o kondycji budżetowej, są wpływy z podatków. Polska na pewno jest w pierwszej lidze, jeśli chodzi o nieściągalność dochodów do budżetu z podatków, więc to jest pierwszy poważny czynnik, który sprawia, że nasz budżet nie jest stabilny. Nie mogę powiedzieć, że jest w opłakanym stanie, bo tak naprawdę to wie tylko minister finansów. Nie do końca wierzę nowemu ministrowi Mateuszowi Szczurkowi, który twierdzi, że budżet będzie bezpieczny i stabilny, choć daję mu jakiś kredyt zaufania. Sądzę, że rok 2014 będzie tym testowym. Premier Donald Tusk ogłaszał, że kryzys się skończył, więc trzeba powiedzieć „sprawdzam”. Chciałbym dodać jeszcze to, że przekonamy się, jaka będzie koniunktura w usługach i w przemyśle. Opieranie wpływów budżetowych na samej konsumpcji i opodatkowaniu samej konsumpcji, czym de facto jest utrzymanie VAT i wzrost akcyzy, to według mnie trochę za mało. Konsumpcja przeniesie się do szarej strefy. Chodzi oczywiście o przemyt papierosów czy alkoholu.
Na korzyść podatników można zaliczyć zmiany w prawie do odliczeń przy kupnie aut z kratką oraz paliw do tych samochodów. Poza tym w nowym budżecie nie znajdziemy obniżek podatków czy wprowadzania ulg, a wręcz przeciwnie. Coraz trudniej jest obarczyć winą europejski kryzys. Mam wrażenie, że taki sam budżet mogłoby opracować bardziej socjalne SLD czy PiS.
Mówiąc o kryzysie, nie miałem na myśli kryzysu europejskiego, którym co rusz zasłania się rząd. Mam na myśli bardzo realny kryzys, który szaleje w Polsce, który jest oczywiście odpryskiem kryzysu europejskiego, ale myślę, że przy tej, jakości rządów on by wybuchł tak czy inaczej.
Natomiast ma Pan rację, kiedy Pan mówi, że ten budżet mógłby być tak naprawdę rozpisany przez każde ugrupowanie. Chciałbym wskazać na coś innego. Po raz kolejny mamy do czynienia z fatalistyczną prawidłowością władzy, szczególnie władzy w Polsce, to znaczy z poszukiwaniem dochodów drogą najprostszą z możliwych – w kieszeni podatnika. To jest największy absurd, jaki można sobie wyobrazić. Podatnik powinien mieć jak najwięcej pieniędzy w kieszeni, powinien jak najswobodniej dysponować własnymi środkami. Nie można opodatkowywać absolutnie każdej dziedziny życia, jaką tylko można sobie wyobrazić, bo to doprowadzi do tego, że podatnik niedysponujący funduszami najpewniej nie będzie się kierował tym optymizmem, o którym mówił Jacek Rostowski, tylko będzie oszczędzał. Oszczędzający obywatel to nie jest nic dobrego dla budżetu i gospodarki państwa. Nie wiem, czy dość dobrze wyraziłem, o co mi chodzi. Skracając – pieniądze powinny zostać w kieszeniach obywateli, a nie powinny być im zabierane i ściągane rozmaitymi haraczami, podatkami itd.
Ministerstwo Finansów negatywnie zaopiniowało kilka zmian w ustawie budżetowej, a mimo to zostały one uchwalone. Czy minister Szczurek ma faktyczny wpływ na kształt budżetu? Czy zmiana ministra była jedynie personalna, a nie jakościowa? Może w rzeczywistości za budżetem stoi Jan Krzysztof Bielecki?
Wydaje mi się, że ma Pan sporo racji. Z racji mojej działalności, jako redaktora portalu ekonomicznego znałem ministra Szczurka, jako dość dobrego finansistę, dlatego byłem podwójnie zaskoczony jego nominacją na ministra finansów. Wydaje mi się, – choć tutaj nie mamy niestety bezpośrednich informacji od samego ministerstwa, bo to byłoby najbardziej wiarygodne – że może on być zmianą twarzy, natomiast nie jest to zmiana jakościowa. On ma być, mówiąc po bandycku, „słupem”, który ma brać na siebie największe „gorąco” związane z uchwalaniem budżetu i rozmaitymi tematami, a gdzieś za nim będą działali na pewno Jan Krzysztof Bielecki i dotychczasowy minister Jacek Rostowski. Ja też nie widzę jakiejś dotychczasowej zmiany polityki.
Zresztą to było bardzo wyraźnie widać nawet wtedy, kiedy premier Donald Tusk przedstawiał swoich nowych ministrów. Wyraźny akcent położono na dwa ministerstwa: na wielkie ministerstwo Bieńkowskiej i na Ministerstwo Sportu, zarządzane teraz przez Biernata, który miał skupiać soczewkę kontrowersji. Tymczasem minister finansów był trochę schowany, miał krótką wypowiedź, taką zwartą, więc wydaje mi się, że to właśnie o to chodzi: o zdjęcie tego resortu z soczewki opinii publicznej. O to, by widoczne były inne ministerstwa, żeby ten rząd miał trochę ładniejsze twarze. Ale te ładniejsze twarze nie sprawią, że obywatele będą mieli więcej pieniędzy w kieszeniach.
Pozytywną opinię uzyskała, mimo sprzeciwu Ministerstwa Finansów, poprawka przeznaczająca 12,7 mln na ubieganie się przez Kraków i region tatrzański o rolę gospodarza Zimowych Igrzysk w 2022 r. Czy w Pana opinii wydawanie takich sum jest w ogóle zasadne?
Powiem krótko: dla mnie to totalny absurd. Tragiczna szkoła, jaką dla wielu przedsiębiorstw było Euro2012, powinna jednak być odrobioną lekcją. Nie jesteśmy, wbrew różnym wypowiedziom rządzącej partii, żadnym pierwszorzędnym graczem europejskim i tym samym nie mamy pierwszorzędnego europejskiego budżetu, a szczególnie na takie imprezy. Najpierw zbudujmy silną gospodarkę, później organizujmy festiwale próżniactwa, jakimi są różne imprezy sportowe, bo w tej chwili nas na to po prostu nie stać.
Podsumowując wszystkie zmiany w budżecie na przyszły rok: przy utrzymującym się zamrożeniu podwyżek w sektorze budżetówki, można powiedzieć, że ci ludzie relatywnie zbiednieją?
Ja bym to nazwał tak: jest budżetówka i jest budżetówka. W moim przekonaniu inną budżetówką są na przykład nauczyciele i oświata, ponieważ mówiąc językiem ściśle ekonomicznym, są to instytucje, które coś produkują, gwarantują jakieś usługi – a czym innym jest budżetówka w ciężkim biurokratycznym sensie, z której przerostem mamy teraz do czynienia. Czy oni relatywnie zbiednieją? Myślę, że w 2014 roku niemal wszyscy zbiednieją, więc nie wydaje mi się, żeby ta grupa była jakoś szczególnie poszkodowana. Co więcej, uważam wręcz, że na ten moment jest to grupa uprzywilejowana.
Rozmawiał Bartosz Brzyski
Arkady Saulski
Bartosz Brzyski