Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Pawlik  30 listopada 2013

Nowy, lepszy hip-hop

Marcin Pawlik  30 listopada 2013
przeczytanie zajmie 3 min

Tekst Piotra Wójcika „Hip-hop, Donatan i Polska” prezentuje losy większości polskich raperów jako nieustanny marsz w stronę kiczu, tandety i żenady. Nie dostrzega on, poza pojedynczymi przykładami, niemal nic pozytywnego na dzisiejszej scenie hip-hopowej. Uważa, że hip-hop nie komentuje już rzeczywistości i właściwie warto zwracać uwagę tylko na producentów. Jak wiedzą zainteresowani tematem, nie ma on racji.

Piotr Wójcik zdaje się wyrażać tęsknotę za czasami brudnych klatek i „kwadratowych” rymów. Za czasami, gdy wersy przywołanego w jego tekście Wzgórza Ya-Pa 3: Będziesz wyglądał jak Mickey Mouse / Wzgórze Ya-Pa-3 is in da house były na porządku dziennym, a raperzy zastanawiali się, czy można muzykę amerykańskich ulic przenieść żywcem na polski grunt. Za czasem, gdy Sylwester Latkowski pytał, kim są polscy raperzy, co to polski rap, wyjaśniając przy tym takie tajemnice jak choćby ta, że ksywka „Peja” wywodzi się od wszy. Niepojęte jest, jak ktoś może tęsknić do czasów, kiedy rap pełnił rolę nauczyciela, a umoralniające, tzw. „prawilne” teksty stanowiły znakomitą większość całej twórczości. Wiara w mityczny przekaz powinna zostać już dawno wykorzeniona.

Nie wiem, jak dziś można gloryfikować tytuły z minionej hip-hopowej epoki, a stwierdzenie: (…) udowadniali, że uliczna liryka nie jest wcale gorsza od tej zamieszczonej w tomikach poezji jest tak bardzo nieprawdziwe, jak każde słowo Piotra Szumlewicza gloryfikujące PRL. Nie oszukujmy się: nikt normalny nie posłucha dziś „Chleba powszedniego” ZIP Składu. Nie wytrzymałby trzech utworów, a przypomnę, że jest to rok 1999, czyli trzy lata po debiucie Jaya-Z płytą „Reasonable Doubt”, której do dziś słucha się z przyjemnością. Nie mówiąc już o „Illmatic” Nasa z 1994 roku. Porównując ze scenami we Francji czy w Niemczech, także w owym czasie wypadamy blado. Wspomnieć trzeba o płytach takich jak choćby „Bustaflex” artysty o tym samym pseudonimie, która po dziś dzień brzmi świetnie i bez wstydu można ją głośno puścić w większym gronie ludzi.

Nie trzeba wspominać o tym, że pierwsze zainteresowanie muzyką hip-hopową w Europie Zachodniej to już początek lat 80.; polskie płyty z muzyką rap do roku 2000 są natomiast niemal w komplecie asłuchalne. Zgodzę się, co do postrzegania ich w czasie, w którym się ukazały. Wtedy były „fajne”, bo tylko takie były, wszyscy mieli też słynne „Relaksy”, ale to nie znaczy, że warto je dziś ubierać. Mówienie więc o tym, że potencjał na stworzenie najlepszej sceny w Europie był duży, jest nieprawdą. Dopiero w ostatnich kilku latach stajemy się mocnym graczem, a wynika to w dużej mierze z pieniędzy w hip-hopie, których Piotr Wójcik tak mocno nie lubi.

To oczywiście kawał historii i możliwość powrotu myślami do pierwszych imprez, dziewczyn, niepowodzeń. Raperzy byli wtedy tacy, jak ówczesne blokowiska. Te z biegiem lat się zmieniały – a sami raperzy dorastali. Część starej gwardii została z rynku wyrzucona, po prostu ze względu na słabe umiejętności, a część świetnie się rozwinęła, jak choćby Eldo z nieistniejącej formacji Grammatik. W przyszłym roku wyda siódmą solową płytę, a w planach ma także wydanie książki i nie wydaje się, aby jego liryczne teksty straciły z biegiem lat na sile przekazu. Przykłady artystycznego rozwoju można by mnożyć. Do najbardziej znanych wykonawców dołączyli tacy raperzy jak Zeus, VNM, Medium, Tetris czy Ten Typ Mes. Scena jest dziś niesamowicie bogata. Możemy wybierać od rapu typowo ulicznego (HempGru, Firma), przez rap w stylu bragga (Donguralesko), aż do rapu społecznego czy zaangażowanego (Medium, Łona). Co warto dodać: próżno szukać na polskim rynku produkcji w stu procentach komercyjnych, czegoś w rodzaju Pitbulla. Środowisko wciąż pozostaje niechętne „podejrzanym” ruchom. Nie można mówić już chyba o czymś w rodzaju „streetcreditu”, ale pewna doza prawdziwości wciąż jest mocno ceniona.

Jakim cudem płytę „Równonoc” Donatana, która osiągnęła status diamentowej, sprzedając się w ponad 75 tysiącach egzemplarzy, autor nazywa kompromitacją? Tego nie wiem. Zarzuty o komercyjność wypada głosić gimnazjalistom, szczególnie, że akurat tę płytę należy uznać za udaną pomimo zawodu, jaki sprawiła duża część gości; trudno jednak coś zarzucić podkładom. Nie wiadomo także, skąd opinia autora na temat Tede, który według niego jest spasionym i spoconym troglodytą, oblizującym się lubieżnie na widok każdej kobiety, ponieważ wszystko wskazuje na to, że Jacek Graniecki przeżywa najlepszy okres w swojej karierze. Jego ostatnia płyta „Elliminati” uznawana jest przez wielu za najlepszą płytę roku 2013, a na pewno najlepszą w dyskografii warszawskiego artysty. Smutnym zjawiskiem jest ocenianie po tylko pobieżnym zaznajomieniu. Nie jest w stanie realnie ocenić stanu sceny rockowej ktoś, kto ostatni raz słuchał rocka w 2001 roku. Metallica skończyła się przecież na „Kill 'Em All”.