Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Krzysztof Mazur  25 listopada 2013

Jak rozwijać miasto? Przedsiębiorca, urzędnik, społecznik

Krzysztof Mazur  25 listopada 2013
przeczytanie zajmie 8 min

Podstawowy problem polskich miast widać już na poziomie języka potocznego. Większość z nas używa słowa „miasto” utożsamiając go ze słowem „magistrat”. Widać to zwłaszcza w określeniach „miasto znowu zawaliło”, albo „idź ze skargą do miasta”. Takie zwroty językowe nie pozostawiają wątpliwości: zwyczajni obywatele, którzy nie pełnią funkcji radnych czy burmistrzów, nie poczuwają się do odpowiedzialności za miejsce, w którym żyją. Wynika to z mocnego przekonania mieszkańców, że kluczowe decyzje podejmowane są ponad ich głowami.

Brak miejskich elit…

Brak elit umiejących wziąć odpowiedzialność za długofalowy rozwój Polski jest negatywną spuścizną po okresie PRL. W literaturze opisującej skutki społeczne poprzedniej epoki utrwaliła się metafora walca, który zrównywał z ziemią naturalne hierarchie społeczne. Widoczne jest to zwłaszcza na przykładzie naszych miast. Po odzyskaniu wolności cierpimy na chroniczny brak elit, które rozumiałyby długofalowy interes miasta i działały w jego imieniu. Dlatego wielu wysokich funkcjonariuszy publicznych wciąż realizuje przede wszystkim interesy partykularnych grup, koterii, familiji.

W tej sytuacji miasto przestaje być własnością obywateli, lecz należy do najbardziej wpływowych lokalnych graczy. Brak nam instytucji, które pozwoliłyby społeczeństwu stawać w obronie dobra wspólnego.

Takie uwagi jeszcze dwadzieścia pięć lat temu brzmiałyby jak głos wołającego na puszczy, gdyż odtworzenie naturalnej hierarchii społecznej, zaburzonej przez komunizm to proces długotrwały. Polskie społeczeństwo nie zmarnowało na szczęście ostatniego ćwierćwiecza. Pojawiło się pokolenie przedsiębiorców, którzy wykazali się dużą skutecznością w rozwijaniu swoich firm. Na uniwersytetach coraz bardziej widoczna jest nowa generacja młodych i ambitnych pracowników naukowych. Coraz prężniej rozwija się sektor organizacji pozarządowych. Do głosu zaczyna dochodzić nowe pokolenie dziennikarzy obywatelskich, stawiających rzetelność i jakość ponad zawartość swoich portfeli. W siłę rosną ruchy miejskie oraz młode środowiska artystyczne. Wreszcie, jest cała grupa urzędników oraz radnych mających szersze ambicje niż tylko utrzymywanie się na powierzchni swoich partyjnych organizacji.

Jesteśmy świadkami narodzin nowego pokolenia miejskich liderów, rozbita hierarchia społeczna odzyskuje swój kształt. Niestety wszystkie te grupy nie otrzymują wsparcia ze strony instytucji publicznych, wciąż muszą zmagać się z licznymi barierami formalnymi.

Przez to działają w sposób rozdrobniony, obok siebie, nie mają możliwości na zawiązanie szerszej współpracy. Przez to ich wpływ na rzeczywistość jest dużo mniejszy, niż pozwalają na to ich niewykorzystywane możliwości.

Miejski hub, czyli jak koncentrować energię mieszkańców 

Jakościową zmianę mogłoby przynieść stworzenie huba miejskiego. Termin ten został zaczerpnięty z języka technicznego, gdzie hub oznacza koncentrator sieci łączący urządzenia różnego typu funkcjonujące w ramach tej sieci. Koncentrator najczęściej podłączany jest do routera jako rozgałęziacz, do niego zaś dopiero podłączane są pozostałe urządzenia sieciowe: komputery, serwery, drukarki sieciowe, fax. To hub przesyła sygnał z jednego portu (gniazda) do wszystkich pozostałych.

Miasto również jest siecią łączącą wszystkie działające w jego ramach podmioty („urządzenia”) o bardzo różnym charakterze.

Miejski hub pełniłby zatem funkcję lokalnego centrum innowacji. Jego zadaniem byłaby kumulacja wiedzy oraz doświadczenia z różnych obszarów funkcjonowania miasta (administracja, uczelnie wyższe, biznes, organizacje społeczne, jednostki kultury, firmy).

Co najważniejsze, hub stałby się miejscem do dyskusji na temat kluczowych dla miasta rozwiązań, które następnie można byłoby testować w formie pilotażów („przesyłanie sygnału z jednego portu do pozostałych”). W ten sposób powstawałaby długofalowa wizja rozwoju.

Nie chodzi przy tym o kolejny kapitałochłonny projekt w rodzaju „klastra przedsiębiorczości”. Przykład wielu inicjatyw tego typu, fundowanych przeważnie za środki unijne, pokazuje, że mają one ograniczony sens. Otoczenie i całe środowisko, w którym dany projekt ma zaistnieć, zmienia się szybciej, niż trwają procedury powołania takiej instytucji do życia. Co więcej, tworzone przez administrację klastry powielają wszystkie jej wady: stają się jednostkami administracyjnymi, dla której innowacja kończy się na zorganizowaniu konferencji o innowacji zgodnie z zapreliminowanym budżetem.

Kluczem jest wolność

Miejski hub ma stać się miejscem o całkowicie odmiennym charakterze. Po pierwsze, ma być to przestrzeń maksymalnie otwarta na ludzi mających innowacyjne pomysły w obszarach ważnych dla rozwoju miasta. Ogólną zasadą jest, że innowacje tworzą się w środowiskach, które nie posiadają zasobów finansowych do rozwijania własnych pomysłów. Stworzenie im pewnego minimum instytucjonalnego w postaci dostępnych za darmo sal konferencyjnych, seminaryjnych i warsztatowych byłoby ogromnym wsparciem. Wolnej wymianie myśli powinna służyć również duża otwarta przestrzeń („open space”) mająca charakter kawiarni, gdzie serwowane mogłyby być również drobne posiłki (dochód wspierałby budżet huba). Z tej przestrzeni korzystaliby różni użytkownicy tego miejsca a jej otwarty charakter miałby zachęcać do wzajemnej interakcji. Doświadczenie uczy, że swobodna rozmowa przy kawie jest często bardziej inspirująca, niż oficjalne warsztaty i konferencje. Otwartość miejskiego huba oznacza również dużą rotację ludzi i pomysłów. Wreszcie, otwartość to także znalezienie takich form pracy, w której ludzie mogliby już na etapie formowania pomysłu spotykać się z bardziej doświadczonymi przedstawicielami biznesu czy administracji miejskiej. Ich koncepcje już w fazie operacyjnej otrzymywałyby merytoryczne wsparcie ludzi posiadających większe doświadczenie.

Zatem miejski hub to nie kolejny wydział urzędu marszałkowskiego, powielający wszystkie wady formalizmu administracyjnego, ale przestrzeń wolnych ludzi i szalonych, kreatywnych pomysłów. A przede wszystkim organizacyjne wsparcie dla zderzania tych pomysłów z rzeczywistością.

Wpływ na miasto

Drugą bardzo ważną cechą huba ma być bardzo krótka droga pomiędzy dobrymi  pomysłami, a decydentami miejskimi odpowiedzialnymi za ich wdrażanie.

Idealnie byłoby, gdyby rosnące zaufanie pomiędzy tymi podmiotami doprowadziło do przekazania podmiotom społecznym i przedsiębiorstwom prywatnym części zadań publicznych. Wydaje się bowiem, że w dobie cyfryzacji mieszkańcy miast mogą wykonywać pewne zadania zarezerwowane tradycyjnie dla administracji publicznej dużo efektywniej i taniej.

Taki crowdsourcing w przestrzeni miejskiej ma wiele zalet: od efektywniejszego wykonania zadania, po zbliżenie mieszkańców do miasta.

Przykładem wykorzystania kapitału ludzkiego w przestrzeni miejskiej może być akcja „adopt a hydrant”. Niosącym zagrożenie problemem Bostonu były zasypane w zimie śniegiem hydranty. Z rozwiązaniem tego, na pozór błahego problemu nie radziła sobie administracja publiczna. Receptą okazała się prosta aplikacja, pozwalająca „zaadoptować” hydranty mieszkańcom miasta. W zamian za dbanie o to, by był odśnieżony, mieszkańcy mogą nadawać imiona swoim hydrantom. W przypadku, gdy nie dbają o nie wystarczająco, inni użytkownicy mogą im je odebrać. Prosty program rozwiązał problem miejski bardzo niskim kosztem, tym samym tworząc relacje pomiędzy uczestnikami akcji i wzmacniając ich więź z miastem. Przyznajmy, ta akcja ma charakter dość humorystyczny. Dużo poważniejszym zadaniem, które wpisuje się w tą samą logikę działania, jest przejmowanie przez lokalne stowarzyszenia szkół publicznych. Także w tym wypadku mieszkańcy przejmują konkretne zadanie należące do kompetencji władz miejskich. Innym przykładem są aplikacje pozwalające monitować mieszkańcom stan dróg przy użyciu smartfona. Stworzenie przestrzeni wspierającej partycypację obywatelską w procesie zarządzania sferą publiczną jest kluczem do nowoczesnego, rozwijającego się miasta.

Finansowe wsparcie dla najlepszych pomysłów

Trzecią cechą miejskiego huba miałaby stać się łatwość w realizacji nowych koncepcji, przynajmniej w skali prototypu/pilotażu. Kluczem jest nastawienie promujące przedsiębiorczość, wolne od lęku przed porażką. To właśnie ten strach uniemożliwia twórcze działanie.

Prostym rozwiązaniem jest system małych grantów (do kilku tysięcy złotych), które pozostają do dyspozycji organu zarządzającego konkretnym hubem.

W ciągu roku można byłoby przyznać określoną ilość takich środków, aby testować najciekawsze projekty. Cechą tych grantów powinna być ich maksymalna dostępność oraz duża wolność w dysponowaniu tymi środkami przez autora pomysłu (uniknięcie negatywnych efektów „grantozy”).

Chcąc stwarzać lepsze warunki dla innowacji a zarazem nie zwiększać przesadnie budżetu huba, niezbędne jest zaangażowanie świata biznesu. Bliskość firm pozwoliłoby w łatwy sposób uzyskać finansowanie nowych przedsięwzięć, czy tworzenie wspólnych inicjatyw. Zakończy się to sukcesem dopiero wtedy, gdy lepiej zrozumiemy potrzeby lokalnych firm. Jeśli aktywni w ramach huba przedsiębiorcy, inwestujący przy tym swój czas i środki finansowe, w zamian otrzymają dostęp do ciekawych współpracowników lub pomysłów pozwalających ich firmie zwiększyć zysk, to hub spełni swoją rolę. Nie należy się tego obawiać. Rozwój lokalnego biznesu jest przecież jednym z wymiarów rozwoju miasta.

Jeszcze inną formą działania byłoby stworzenie przez hub miejski narzędzia finansowego typu capital venture. Do dyspozycji podmiotu zarządzającego takim funduszem byłyby określone środki pozwalające strategicznie dofinansować najbardziej perspektywiczne projekty biznesowe. W zamian fundusz stawałby się współudziałowcem w tym przedsięwzięciu. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie tylko powstawałyby nowe firmy, a przez to nowe miejsca pracy, ale miasto stawałoby się ich współwłaścicielem. W przypadku sukcesu przynajmniej części z nich, coroczna dywidenda z tych firm zasilałby budżet huba.

Jeśli po kilku-kilkunastu latach z huba rozwinęłyby się duże przedsiębiorstwa osiągające sukces, to ich coroczny zysk zasilałby nie tylko huba (czyniąc go instytucją samofinansującą), ale wręcz mogłyby być stać się ważnym źródłem dochodów całego miasta.

Odważne myślenie w dłuższej perspektywie

Wreszcie, czwarta cecha miejskiego huba, to promocja myślenia w perspektywie 50-100 lat. Jednym z największych naszych problemów jest tymczasowość. Zamiast dyskutować o tym, jak wyobrażamy sobie miasta, w których żyć będą nasze wnuki, nasz horyzont ogranicza się do kolejnych wyborów.

Jeśli mówimy o rozwoju, to posługujemy się kalkami z grantów unijnych lub modnymi teoriami z Zachodu. Tymczasem brak autorskiej wizji skazuje nas na peryferyjność.

Jeśli rzeczywiście chcemy „dogonić“ Europę to musimy porzucić wygodne i łatwe kopiowanie gotowych rozwiązań.

Miejski hub jest sposobem na wywołanie złotej epoki

Jeśli zatem na poważnie myślimy o wywołaniu złotej epoki naszych miast, to znakomicie służyć temu może idea miejskiego huba. Potrzebujemy przestrzeni kumulującej całą energię mieszkańców. Miejsca, które pozwoli na stałą współpracę działających dziś obok siebie liderów różnych sektorów: polityków, samorządowców, liderów społeczeństwa obywatelskiego, przedstawicieli świata biznesu, nauki, kultury oraz mediów. W ramach takiej instytucji może następnie zostać wypracowana i zrealizowana śmiała wizja rozwoju miasta. Taka koncepcja może wyjść jedynie od myślącej długofalowo elity miejskiej, gotowej do podejmowania ambitnych projektów. Elity, która myśli kategoriami wolnymi od partyjnej rywalizacji; której liderzy odpowiadają przed mieszkańcami swojego miasta, a nie przed prezesami partii w Warszawie. Zaangażowanie wszystkich środowisk dobrej woli jest pierwszym warunkiem sukcesu całego przedsięwzięcia.

Miasto, które pierwsze zrealizuje ten projekt, stanie się naturalnym liderem innowacji w Polsce. Widoczną miarą jego sukcesu powinno być odwrócenie trendu migracyjnego. Okaże się, że nie tylko z Polski, ale i z zagranicy zaczną przyjeżdżać liderzy szukający dobrych warunków dla urzeczywistniania swoich śmiałych projektów. Ludzie szukający środowiska otwartego na ryzyko, odważnego w stawianiu sobie celów, myślącego podobnie do nich samych. Świadectwem złotej epoki będzie to, że w tym mieście otworzy swoją pracownie wybitny artysta z Berlina, filię swojej firmy utalentowany programista z Hong-Kongu, nową szkółkę piłkarską twórca innowacyjnej koncepcji szkolenia młodzieży z Brazylii. Tak, jak niegdyś przyjechał do nas Wit Stwosz, czy kupcy żydowscy. Nie bójmy się powtórzyć sukcesu naszych przodków z I Rzeczpospolitej.

* Artykuł w całości ukazał się w Roczniku Collegium Nobilium Opoliense.