Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Karol Kleczka  21 listopada 2013

Kleczka: Wykluczeni z powodu braku perspektyw

Karol Kleczka  21 listopada 2013
przeczytanie zajmie 4 min

Kuriozalny przykład przekroczenia etyki dziennikarskiej przez Gazetę Wyborczą, którego ofiarą padło w ostatnich dniach środowisko Klubu Jagiellońskiego, wydaje się być symptomem głębokiego procesu kulturowego załamania, mającego miejsce w Polsce po 1989 roku.

Nie jestem zwolennikiem Ruchu Narodowego ani jakiejkolwiek innej działalności, która odwołuje się do tradycji przedwojennej endecji. Choć zdaję sobie sprawę z ogromnego udziału i wysiłku włożonego w budowę polskiej polityczności przez środowiska zgromadzone wokół Romana Dmowskiego to ,jeśli Polską rządzą groby, mi zdecydowanie bliżej do pomnika marszałka Piłsudskiego. I właśnie dlatego tym bardziej chciałbym zrozumieć powody, dla których Ruch Narodowy, będąc przedmiotem zdecydowanych ataków, potrafi przyciągnąć tak wielu młodych ludzi.

Wczoraj wróciłem do lektury pism pewnego przenikliwego włoskiego komunisty, znanego przede wszystkim z twórczości filmowej – Pier Paolo Pasoliniego. W wydanym przed rokiem tomie „Po ludobójstwie” znajduje się tekst – „Prawdziwy faszyzm, a zatem prawdziwy antyfaszyzm”, – zaskakująco bliski temu, co możemy obserwować w Polsce po 11 listopada.

Pasolini, opisując sytuację kulturową Włoch lat siedemdziesiątych, wskazuje na dominujący model, który skutecznie doprowadził do wyniszczenia dawnego porządku wartości. Poszukując odpowiedzi na to, czym właściwie jest kultura narodu, Pasolini stwierdza, że nie mogą jej tworzyć same idee intelektualistów. Nie może jej także budować oddolnie tworzona kultura ludu. Dla kultury narodu czymś nieodzownym jest, aby oba te elementy tworzyły pewną naturalną średnią, która polega na wzajemnym przenikaniu i warunkowaniu. Tymczasem, we współczesnych reżyserowi Włoszech, nastąpiła radykalna homogenizacja, polegająca na skonstruowaniu nowego, obcego i opresyjnego porządku wartości.

Przyczyną niebezpiecznego ujednolicenia jest pojawienie się tajemniczej „Władzy” naszych czasów – amorficznego bytu, który charakteryzują powszechna industrializacja i wyparcie tradycyjnej włoskości przez transnarodowość. Nowa władza odrzuciła stary dotychczasowy model naturalnej koegzystencji, zastępując go czysto gospodarczymi wyznacznikami produkcji i konsumpcji. Dawnemu chłopstwu i środowiskom robotniczym postawiono nową, jednolitą poprzeczkę posiadania. Na tej pokojowej drodze dokonała się prawdziwa rewolucja, która skutkowała tyranią bożka posiadania. Brutalnie zjednoczyła Włochy pod batem płytkiego hedonizmu, który Pasolini opisuje jako „totalną formę faszyzmu”, bazującą na konsumpcji i odpodmiotowieniu jednostki.

Mówiąc wprost – to jakim jesteś człowiekiem, wyznacza to, czy jesteś łysy, czy zapuściłeś włosy; czy zdecydowałeś się marzyć o ferrari czy porsche; jakie oglądasz programy telewizyjne; w jakie ciuchy się stroisz (one same są narzucone jako modne bądź nie); czy zgodnie z nowym modelem utrzymujesz „obsesyjne stosunki z dziewczętami trzymanymi obok siebie dla ozdoby, wymagając jednocześnie żeby były »wolne«”. To wszystko powyżej to świat nowej kultury: niewrażliwej na kontekst indywidualny, przycinającej ludzi do jednej miary. Kultury, która niszczy w zalążku subtelności języka – bo przecież ten został zdeterminowany przez oświeconą sferę publiczną przez tych, którzy już mają i tylko z tego powodu powinni ci narzucać kim właściwie powinieneś być (popatrzmy na fenomen tzw. celebryctwa). Włochy Pasoliniego to kraj z jednym ustandaryzowanym podmiotem totalnym. I w tym kraju, w latach siedemdziesiątych miał miejsce szereg zamachów terrorystycznych dokonanych przez środowiska związane z radykalną prawicą.

Brzmi to dosyć strasznie: z jednej strony niewola uprzedmiotowienia człowieka, z drugiej odpowiedź brutalnej faszystowskiej przemocy. Redaktorzy z Czerskiej pewnie szykowaliby już teksty o brutalnej hydrze podnoszącej swe łby. A co robi komunista Pasolini? Przede wszystkim krytykuje własne postępowe środowisko. Jak pisze:

„Nie uczyniliśmy nic, żeby nie było faszystów. Potępiliśmy ich tylko, zadowalając nasze sumienia oburzeniem; im bardziej aroganckie było oburzenie, tym spokojniejsze stawało się sumienie. W rzeczywistości zachowaliśmy się w stosunku do faszystów w sposób (…) rasistowski: to znaczy pochopnie i bezlitośnie uznaliśmy, że w rasistowski sposób są oni predestynowani do bycia faszystami”

To włoska lewica wraz z liberałami stworzyła nowych faszystów. Przykładając rękę do totalności pustego mainstreamu, odebrała im głos. Faszyści stali się nimi nie z głębokich pobudek ideologicznych, ale ze zwykłego braku alternatywy. Wyrzucono ich poza nawias, umyto ręce i potraktowano jak ludzi niedojrzałych do współczesności. Ot chłopaki z Brescii i Mediolanu nie załapali się do karawany dziejów produkcji i spożywania.

Możecie zachodzić w głowę po co mi właściwie ten „komuch i gej”. Po to, żeby zrozumieć, gdzie popełniono błąd w latach dziewięćdziesiątych. Wychowano nas w kraju zaprojektowanym przez Jeffreya Sachsa i George’a Sorosa, w którym marzeniem dzieciństwa był odbiór Polonii 1 czy sąsiad z Amigą lub klockami Lego. W kraju, którego najpopularniejszy dziennik z automatu identyfikuje konserwatyzm z faszyzmem, a patriotyzm z nacjonalizmem. W którym w 1992 roku pewien reżyser robi film o paleniu teczek i magicznym przemienieniu milicjantów w policję. W którym jednym z najgłośniejszych sukcesów Euro było wypromowanie pewnej młodej damy z obfitym biustem. Święta narodowe zaś obchodzi się w cieniu czekoladowego orła. W którym lepiej nie być dumnym z tego, że jest się Polakiem, bo to przecież wstyd i ciemnogród. A jak już, to takim krytycznym, bo właściwie w Polsce to nie chciałby żyć. W którym wreszcie sami konserwatyści nie potrafili przez 20 lat stworzyć atrakcyjnego modelu nowoczesnego patriotyzmu. Jest stabilnie, ale trochę jak we Włoszech Pasoliniego.

I tak jak bardzo mi nie po drodze z wszelką formą nacjonalizmu, ani nie pochwalam niszczenia przestrzeni publicznej przez zadymiarzy, potępiam brak szacunku wobec prawa i agresję, tak też widzę, że przynajmniej część z tych gości od podpalonej tęczy mogła nie mieć większego wyboru. Bo konserwatyści byli zajęci swymi wewnętrznymi wojnami, a liberałowie elegancko zachowali czyste ręce w błogosławionej krytyce bandytyzmu. Łatwo wskazać palcem winnych, gorzej z zauważeniem własnej odpowiedzialności za symboliczne wykluczenie.