Steinhoff-Traczewski: Marsze, marsze i jeszcze raz marsze
11 listopada spędziłem w Krakowie. Byłem w kościele, oglądałem przemarsz defilady z Wawelu na plac Matejki, słuchałem powstańczych piosenek w wykonaniu ulicznych grajków i śpiewałem wraz z tysiącami mieszkańców Krakowa patriotyczne pieśni ze śpiewników rozdawanych przez władze Krakowa. Wszystko, co działo się w Warszawie, zobaczyłem w Internecie.
Oczywiście nie wiemy, jak było naprawdę. Kto zawinił, kto prowokował, a kto był po prostu ofiarą. Oglądałem transmisje TV Republiki, TVN24, gazety.pl i cały czas śledziłem Twittera. Byłem też na Marszu Niepodległości w 2010 i 2011 roku. W związku z tym myślę, że mam prawo do wypowiadania się w charakterze kogoś, kto z boku patrzy na te wydarzenia.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to liczba i skala zamieszek wewnątrz Marszu Niepodległości. Na tej podstawie możemy śmiało stwierdzić, że Straż Marszu zawiodła. Widziałem fragmenty filmów, na których członkowie Straży odciągali prowokatorów, łagodzili sytuacje, współpracowali z policją, co potwierdzał w komentarzu rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji, Mariusz Sokołowski. Na antenie TVN24 relacjonował na żywo, że mają kontakt z organizatorami i podkreślał, że docenia próby zapanowania nad sytuacją przez strażników marszu. Niestety z drugiej strony ani od narodowców, ani od TV Republiki nie usłyszałem ani słowa o tym, że kilkunastu policjantów zostało rannych, że widać pracę Policji itp. Były tylko teorie spiskowe, że to policja zaczęła burdy i że interwencję mundurowych można porównać (sic!) do pacyfikacji strajków robotniczych w PRL.
Widziałem marsz Prezydenta RP; było mało osób, ale za to dużo kamer i dygnitarzy. Takie przedsięwzięcia wcale nie zachęcają do udziału zwykłych mieszkańców Polski. Ten marsz z kolei był naprawdę dziwny i sztuczny – oglądając transmisję, miałem wrażenie, że każdy się tak samo uśmiecha i tylko macha beztrosko otrzymaną przed momentem papierową flagą.
Zastanawiało mnie, dlaczego wszystkich bardziej interesują marsze i manifestacje niż setki lokalnych, wartościowych inicjatyw, odbywających się w wielu miastach Polski. Wystarczy zobaczyć, co działo się w poniedziałek w Krakowie, Wrocławiu, Gliwicach czy Poznaniu. Można świętować inaczej, nie maszerując i nie wznosząc butnych, bojowych haseł. Można, – ale po co?
Nasze święto niepodległości to wciąż święto przegranych. Jest to uroczystość narodu, który cierpiał, cierpi i powinien cierpieć. Taki właśnie obraz tworzą wszystkie manifestacje warszawskie. Najpierw narracja Marszu Niepodległości, potem w kontrze idea Marszu, a na koniec apolityczność Biegu Niepodległości. Wszystko jest wokół „bycia po którejś stronie”. Potrzebujemy dylematu wyboru, tragedii w działaniu i dyskusji nad konsekwencjami. Czy cokolwiek z wczorajszego dnia wyniknie? Śmiem wątpić.
Nie wiem, kto zawinił, ale wszyscy wokół już wiedzą. Kiedy jutro będę rozmawiał o 11 listopada, to jedni będą mówić o prowokacji policji i legendarnych „lewaków”, a inni o „faszystach, podpalaczach i kibolach”. Czy coś z tego wynika? Nic.
Smuci mnie tez poziom dziennikarzy z TV Republiki i TVN24 ze względu na ich stronniczość.
Podam tylko dwa przykłady:
TV Republika:
TVN24: