Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Pawlik  12 listopada 2013

Pawlik: Dobro czynione dzięki złu

Marcin Pawlik  12 listopada 2013
przeczytanie zajmie 2 min

Mówi się, że kolarstwo to najbardziej indywidualny sport drużynowy. Lance Armstrong zbudował dzięki niemu prawdziwe imperium. Powstało jednak na kłamstwie i to tak specyficznym, że aż wartym zastanowienia.

Pierwszy rozdział jednej z dwóch autobiografii Lance’a Armstronga „Mój powrót do życia”, napisanych wspólnie z Sarą Jenkins, rozpoczyna się słowami: (…) Chcę umrzeć w wieku stu lat z amerykańską flagą na plecach i gwiazdą Teksasu na kasku (…). Chcę jeszcze raz przejechać linię mety i zobaczyć pełną wigoru żonę i nasze dzieci klaszczące na mój widok.

Słowa te wielu jawią się dziś jako niesmaczny dowcip. Sam Armstrong chce widzieć siebie właśnie takim. Prawdziwy Amerykanin ze stanu Teksas, człowiek, który spełnił słynny amerykański sen. Wróćmy do sierpnia zeszłego roku, kiedy Amerykańska Agencja Antydopingowa wydała wyrok, który odebrał Lance’owi wszystkie wyniki uzyskane po roku 1998, ale on wciąż nie chciał przyznać się do winy. Dziś wiemy, że całą sprawę chciał zakończyć w programie Oprah Winfrey Show, gdzie publicznie przyznał się do stosowania dopingu od 1995 roku, dodając przy tym, że bez tego niemożliwe byłoby zwycięstwo w Tour de France. W tym miejscu trzeba przyznać Armstrongowi rację: gdy spojrzymy na listy wyników największego wyścigu kolarskiego, zobaczymy, że wszystkie były mniej lub bardziej korygowane, w szczególności na czołowych miejscach. „Czystego” Touru nie było od ponad 10 lat! Jego siedmiokrotny zwycięzca nie jest więc osamotniony w kłamstwach. Niemal wszyscy jego konkurenci z dawnych lat, w tym Niemiec Jan Ulrich (wielka gwiazda kolarstwa w latach 90.), są oskarżeni o stosowanie niedozwolonych środków. To, że wszyscy biorą, nie może nikogo usprawiedliwiać, ale faktem jest, że cały system wytworzony w kolarstwie, gdy wiadomym jest, że bez dopingu się nie wygra, jest chory. Oczekiwania wobec najlepszych są ogromne, a pokusy łatwiejszego zwycięstwa nieuniknione. Z drugiej strony kolarstwo jest jedynym sportem, którego władze rozpoczęły zdecydowaną walkę z dopingiem. Jak często słyszymy o skazanym piłkarzu czy pływaku? Czy możemy wierzyć, że przy dzisiejszej technologii inne sporty są czyste?

W drugiej części show najbardziej uderzające było pytanie prowadzącej o przyznanie się do dopingu przed rodziną. Armstrong mówił wtedy, że było to dla niego ciężkie; najgorsza była konfrontacja z synem, który do końca wierzył w niewinność ojca, i patrzenie na zawód, jaki mu sprawił.

Armstrong był kimś więcej niż znakomitym kolarzem. Dla sportowców – wzorem profesjonalizmu i konsekwencji w dążeniu do celu. Dla chorych, nie tylko na raka – dowodem na to, że można wygrać z chorobą i cierpieniem i nie rezygnować ze swojej pasji. Był najznamienitszym przykładem zwycięstwa z chorobą, stał się ambasadorem wszystkich chorych w świecie mediów. Wyrok mógł okazać się końcem nie tylko bohatera, ale też prowadzonych przez niego fundacji. Odwrócili się od niego sponsorzy, firmy Nike, Trek czy Giro. Jak sam mówił, stracił przez to około 75 milionów dolarów, które wpłynąć miały na jego konto z kontraktów sponsorskich. Wszystko to zakończyło się opuszczeniem przez Armstronga własnej fundacji i zniknięciem jego imienia z jej nazwy. Podejrzewam, że sportowiec został postawiony pod ścianą; mógł odejść lub ryzykować całkowitym finansowym upadkiem swego dzieła.

Kolarzowi odebrano zwycięstwa, medale, część pieniędzy. Strącono z piedestału. Trudno jednak wymazać go z pamięci kibiców. Zawsze będą pamiętać jego wspinaczki na Mount Ventoux, pokonywanie górskich przełęczy, upadki i wzloty. Nie można go rozgrzeszać, ale chyba wciąż powinno się cenić. Dokonał wiele, ale przy pomocy oszustwa. Tu rodzi się fundamentalne pytanie: czy dobro czynione przy pomocy złych środków powinno zostać przekreślone?