Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Bieliszczuk  6 listopada 2013

Bieliszczuk: Perypetie z polską tarczą

Bartosz Bieliszczuk  6 listopada 2013
przeczytanie zajmie 4 min

Podczas wczorajszej wizyty w Polsce John Kerry potwierdził, że w 2018 roku w naszym kraju rozlokowane zostaną elementy tzw. „tarczy antyrakietowej”. Polska prowadziła wcześniej negocjacje ws. ich lokalizacji, jednak 17 września 2009 r. Waszyngton ogłosił rezygnację z tego pomysłu i odsunął jego realizację na wiele lat. Wybór dnia, w którym ogłoszono decyzję, krajowi komentatorzy uznali za „zdradę” lub (w najlepszym wypadku) „niezręczność”. Wiele wskazuje jednak na to, że nie był to przypadek, lecz reakcja na konkretne działania Warszawy.

Początkowo wydawało się, że w sprawie budowy elementów tarczy antyrakietowej w Polsce panuje ponadpartyjny konsensus. Rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi rozpoczęły się jeszcze za rządów SLD. Kontynuowały je zarówno PiS jak i PO. Jednak za rządów Donalda Tuska ogłoszono decyzję o wycofaniu się Waszyngtonu z pierwotnego pomysłu i rozmieszczeniu elementów systemu dopiero w 2018 roku.

Negocjacje Platformy Obywatelskiej bardzo jednoznacznie ocenił Lech Kaczyński. Według zmarłego prezydenta, ich przeciąganie „to była celowa taktyka, ponieważ Donald Tusk po prostu nie chciał zawarcia umowy o obronie przeciwrakietowej. On sibał”. Jak dodał: „Miałem z nim zresztą w tej sprawie dramatyczną rozmowę. Była ostra wymiana zdań, nerwy, kłótnia”. Słowa te można by uznać za radykalną ocenę, będącego w sporze z rządem, prezydenta. Potwierdzają ją jednak fakty związane z samymi negocjacjami.

Negocjacje PiS

Radosław Sikorski, będąc jeszcze ministrem obrony narodowej w rządzie PiS, zabiegał o rozmieszczenie w Polsce (wraz z „tarczą”) amerykańskich wyrzutni rakiet Patriot. W listopadzie 2006 roku po raz pierwszy podczas rozmów w Waszyngtonie podniósł on kwestię „Patriotów”. O rozdrażnieniu strony amerykańskiej pisał po tej wizycie korespondent „Gazety Wyborczej”, Marcin Bosacki. Na marginesie – jest on obecnie… rzecznikiem MSZ-u. Sikorski miał podczas wizyty za oceanem zażądać znacznych kwot na modernizację armii oraz właśnie dodatkowej obecności „Patriotów”.

W styczniu 2007 roku do Polski nadeszła oficjalna propozycja rozmieszczenia elementów systemu obrony przeciwrakietowej. Po odwołaniu ze stanowiska w lutym, Radosław Sikorski napisał artykuł, w którym zaznaczał potrzebę dodatkowego zabezpieczenia Polski systemem Patriot bądź THAAD. Przez kolejne miesiące trwały negocjacje: na posiedzieniu sejmowej komisji spraw zagranicznych zjawili się amerykańscy przedstawiciele, a Aleksander Szczygło (nowy szef MON) spotkał się ze swoim amerykańskim odpowiednikiem. Podczas lipcowej wizyty w Stanach Zjednoczonych Lech Kaczyński ogłosił, że kwestia tarczy jest praktycznie przesądzona, a we wrześniu strona amerykańska przekazała Polsce projekty umów. W połowie listopada PiS straciło jednak władzę.

Negocjacje PO

Ministrem spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska został Radosław Sikorski. Według Polskiego Instytutu Spraw Zagranicznych, rozmowy z Waszyngtonem de facto nie były prowadzone,  aż do połowy 2008 roku.

Pomimo niechęci Amerykanów, nowy rząd starał się za wszelką cenę wynegocjować rozmieszczenie rakiet Patriot. Warto dodać, że Waszyngton zmuszony był wówczas dyskutować z Rosją o rozlokowaniu elementów tarczy antyrakietowej, zaś Kreml sprzeciwiał się ewentualnej obecności dodatkowych rakiet. Upór polskiego rządu był zatem kolejną przeszkodą na drodze do szybkiego zakończenia rozmów.

Ich sfinalizowanie było tym pilniejsze, że w styczniu 2009 kończyła się kadencja Georga Busha. Na początku 2008 roku amerykańscy i brytyjscy dyplomaci ostrzegali zakulisowo Donalda Tuska, że zwłoka jest źle odbierana przez ich państwa. Mimo to polski premier podczas marcowej wizyty w Stanach Zjednoczonych powiedział, że w kwestii „tarczy”: „dajemy sobie po przyjacielsku trochę czasu”. Kolejnym sygnałem ostrzegawczym byłorozpoczęcie przez Biały Dom rozmów z Litwą, jako alternatywnym gospodarzem dla systemu antyrakietowego. Polsce dano wówczas czas na decyzję do lipca.

Wkrótce Donald Tusk oświadczył, że nie wyraża zgody na budowę „tarczy”. Swoją decyzję motywował brakiem dodatkowego zabezpieczenia, w postaci stałej obecności rakiet typu Patriot. Co gorsza, wystąpienie premiera miało miejsce 4 lipca – w dniu amerykańskiego Święta Niepodległości. W końcu Waszyngton zgodził się na rotacyjną obecność jedynie szkoleniowej baterii Patriot (trudno więc uznać to za „zabezpieczenie”, po paru latach zresztą Polska zaczęła optować za obecnością kilku amerykańskich samolotów zamiast wspomnianych rakiet), a 20 sierpnia 2008 roku podpisano umowę w sprawie budowy „tarczy”, jednak Sejm jej nie ratyfikował.

20 stycznia 2009 nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych został Barack Obama. Już za jego prezydentury do szybkiej ratyfikacji umowy wzywał sekretarz obrony, Robert Gates (ostatecznie Sejm poparł jej ratyfikację dopiero w marcu 2011 roku). Innym przeciągającym się problemem były również negocjacje umowy o statusie amerykańskich wojsk na terenie Polski, SOFA (Sejm wydał zgodę na ratyfikację w lutym 2010 roku). W końcu Waszyngton rozpoczął negocjacje z Moskwą traktatu START (układ o ograniczeniu zbrojeń), a o rezygnacji z „tarczy” poinformowano Polskę (z zapowiedzią powrotu do projektu w 2018 roku) 17 września.

Mit „resetu” i Obamy

Jako usprawiedliwienie rządu często wymienia się fakt odejścia Białego Domu od koncepcji „tarczy” na rzecz ocieplenia relacji z Rosją. Warto przy tym jednak pamiętać o dwóch kwestiach z tym związanych. Po pierwsze, przyjmując nawet tezę, że po objęciu stanowiska przez Baracka Obama, nastąpił natychmiastowy zwrot w relacjach z Rosją, polski rząd nie zrobił do tego momentu wiele, aby zerwanie rozmów z naszym państwem „utrudnić” – wprost przeciwnie. Po drugie, decyzja o „resecie” po zmianie władzy dojrzewała w Białym Domu stopniowo, a jeszcze w lutym Robert Gates apelował do Polski o ratyfikacje umowy. Dodatkowo, trudno usprawiedliwić datę „odmowy” premiera Tuska (4 lipca) wobec presji Waszyngtonu.

Możliwych jest kilka interpretacji działań rządu PO: chęć wynegocjowania lepszych warunków niż PiS, celowe sabotowanie rozmów, czy strach przed Rosją i chęć zabezpieczenia kraju przez dodatkowe gwarancje (szczególnie po wojnie z Gruzją). Jednak każdy z powyższych scenariuszy stawia rząd w niekorzystnym świetle. Jeśli zaś mierzyć działania duetu Tusk-Sikorski jedynie ich realnymi efektami, a nie dobrymi(?) intencjami, bilans ten jest wręcz kompromitujący.