Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Petros Tovmasyan  30 października 2013

Tovmasyan: Gdybym był Grzegorzem Schetyną

Petros Tovmasyan  30 października 2013
przeczytanie zajmie 4 min

W Platformie już pogodzono się z faktem, że poparcie partii nie będzie rosło, a całkiem prawdopodobne, że tendencja spadkowa się nie zmieni.

Wydaje się, że na naradzie w KPRM postanowiono przerzucić spadki sondażowe na grupę Schetyny: jeżeli poparcie partii będzie coraz niższe, to skutki tego ma ponieść głównie opozycja wewnętrzna. W nagraniu, do którego dotarł „Newsweek”, słychać, jak stronnik Protasiewicza, poseł Norbert Wojnarowski, obiecuje jednemu z delegatów załatwienie stanowiska w KGHM w zamian za głos na Protasiewicza – obrzydliwe i naganne, ale wszyscy wiemy, że to się dzieje na co dzień. Ciekawszy moim zdaniem jest inny fragment rozmowy. Gdy delegat imieniem Edward zaczyna mieć wątpliwości co do obietnicy posła Wojnarowskiego, ten postanawia otworzyć się przed nim:

Bo mi też z żoną taki numer wycięli, że moja żona złożyła rezygnację z KGHM Ecoren. Bo mieszkam już w Warszawie, nie? I o niej zapomnieli, od 1 października jest bezrobotna, ale na razie jeszcze jakoś ogarniam.

Uciśniony poseł postanowił wybrać się do samego rzecznika rządu z dramatycznym apelem: K…, to jest chore, że naszych ludzi czyszczą. Paweł Graś miał mu odpowiedzieć: To podziękuj Schetynie i idź do Protasiewicza (…). Tusk wykorzystuje swoje ostatnie atuty; wydaje się, że wielu schetynowców w zamian za zdradę dostało propozycję pracy, reszta została lub zostanie „wyczyszczona”.

Jednak wykańczanie Schetyny jeszcze na półmetku. Finał tej bitwy będzie miał miejsce 23 listopada podczas rady krajowej PO, gdzie aktualny wiceprzewodniczący partii – Grzegorz Schetyna – ma stracić stanowisko. O obsadzeniu tej pozycji decyduje rada, która po ostatnich wyborach w powiatach i regionie w większości stoi po stronie premiera. Od wyborów w Karpaczu będą trwały negocjacje byłych przyjaciół. Schetyna musi przekonać Tuska, że warto go zostawić na stanowisku, bo w przeciwnym wypadku zrobi woltę, która uderzy w całą partię. Liczby nie kłamią – decyzja jest w rękach premiera. Moim zdaniem Tusk zrobi następny krok i Schetyna straci stanowisko w partii. Po takiej decyzji nie będzie mieć personalnie żadnego wpływu na kształt list wyborczych. Powstanie pytanie – jaki będzie sens trwania resztki schetynowców przy swoim patronie,  jeżeli nie był on w stanie utrzymać swojej własnej posady? Po wyborach regionalnych Halicki (Mazowsze), Grupiński (Wielkopolska) i Tyszkiewicz (Podlasie) utrzymali pozycje, ale to zaledwie 3 z 26 członków Zarządu Krajowego. Nie wierzę w ich bezgraniczną wierność Schetynie. Według mnie ta grupa rozpadnie się chwilę po usunięciu Schetyny z zarządu krajowego.

Można zaryzykować tezę, że Schetyna w partii Tuska jest skończony. Nie pamiętam nawet, która to z kolei jego porażka o wpływy w partii. To czas, aby przestać się łudzić i marzyć o cudownym odbudowaniu wpływów po odejściu Donalda. Donald nie odejdzie – a nawet jeżeli, to na dno z całym statkiem. Przejdźmy do pytania postawionego w tytule: co bym zrobił, gdybym był Schetyną?

Gdybym był Grzegorzem Schetyną – nie poszedłbym do prezydenta. Tuż po przegranej w Karpaczu, (nie)życzliwi dziennikarze zaczęli doradzać byłemu marszałkowi zostanie ministrem w kancelarii Komorowskiego i odpowiadanie za kampanię prezydencką. Poradzić niegdyś drugiej osobie w państwie, aby została pracownikiem słabego politycznie prezydenta, to zdecydowanie mało kulturalna rada. Możliwy jest układ między Komorowskim a Schetyną na zasadzie równych partnerów, ale tylko wtedy, jeżeli Komorowski będzie umiał zaryzykować wystartowanie do wyborów bez Platformy i zdecyduje się zagrać na zmarginalizowanie Tuska. Na to jednak prezydent nie ma ani siły, ani zasobów.  

Gdybym był Grzegorzem Schetyną – nie poszedłbym do Europarlamentu, jak zaczęli doradzać inni (nie)życzliwi. Co by o Schetynie nie powiedzieć, nie jest to człowiek, który w polityce szuka szansy na zarobienie pieniędzy. Nie potrzebował polityki, aby zarabiać, tworząc Radio Eska czy zasiadając w radzie nadzorczej Śląska Wrocław. Zarobki w PE nie przekonają byłego marszałka do samowygnania z polityki krajowej. Schetyna to świetny organizator polityki partyjnej, który mrówczą robotę wykonywał dla dużo ładniejszego i bardziej wygadanego Tuska. Jeżeli ostatecznie zdecyduje się porzucić Tuska, może jeszcze w polityce krajowej poważnie namieszać. W Europarlamencie będzie szeregowym politykiem, któremu będzie przeszkadzała słaba znajomość angielskiego; panuje tam zresztą pewien rodzaj lenistwa i zawieszenia, który za bardzo by dusił Schetynę. Decyzja o starcie w wyborach byłaby jego ostatnią porażką.

Gdybym był Grzegorzem Schetyną – zaprzyjaźniłbym się z Jerzym Buzkiem. Wybory wewnętrzne w PO zmarginalizowały nie tylko byłego marszałka. Ostatnio bardzo niezadowolony z działań rządu jest także były przewodniczący PE. Dodatkowo premier odesłał bliskiego współpracownika Jerzego Buzka, silnego w strukturach partyjnych Krzysztofa Kwiatkowskiego, na zesłanie do NIK. Choć dla samego byłego ministra to awans, to jednak na pięć lat utraci jakiekolwiek wpływy w polityce partyjnej. Dodatkowo Buzek, który na Śląsku w pojedynkę przekracza próg wyborczy do Europarlamentu z wynikiem 400 tys. głosów, jest od lat marginalizowany przez szefa regionu Tomasza Tomczykiewicza, który jest zaufanym Tuska. Buzek ma wiele atutów, których Tusk nie docenia: przede wszystkim jest bardzo dobrze umiejscowiony w polityce europejskiej, ma wokół siebie bardzo profesjonalną grupę młodych współpracowników i ogromne poparcie wyborców. Jego ostatnie ataki na Rostowskiego świadczą o tym, że Buzek nie boi się starcia z Tuskiem. Jeżeli Schetyna porozumie się z nim, będzie mógł poważnie powalczyć o wpływy w PO, gdy twarzą całej rozgrywki byłby Jerzy Buzek.

Wreszcie gdybym był Grzegorzem Schetyną – pogodziłbym się z Jarosławem Gowinem. Krążą plotki, że Schetyna bardzo intensywnie pomagał przy tworzeniu PJN, co później poskutkowało nagłym zwrotem Kluzik-Rostowskiej w newralgicznym momencie kampanii. Niewielu wie, że PJN stworzył klub parlamentarny dzięki pewnemu nieznanemu posłowi, który na ten czas opuścił szeregi PO. Jeżeli wtedy Schetyna działał na rzecz innego ugrupowania w celu osłabienia Tuska, to i tym razem powinien zaangażować się w ciche wsparcie Ruchu Gowina. Ono jest w stanie poważnie zagrozić w powstaniu koalicji PO-SLD. Byłby to jednak ruch, na który polskiego Underwooda nie będzie stać. 

Kiedy kończyłem ten tekst, na jaw wypłynęły kolejne nagrania pokazujące próby przekupywania delegatów. Złożono także wniosek o powtórzenie wyborów regionalnych na Dolnym Śląsku. Grupiński gryzie Biernata, Protasiewicz rzuca się na Halickiego, Schetyna idzie na starcie frontalne… Niedobrze, panie Underwood, niedobrze.