Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  30 października 2013

Kaszczyszyn: Polską rządzi sytuacja

Piotr Kaszczyszyn  30 października 2013
przeczytanie zajmie 5 min

W ostatnich dniach oczy polityków, dziennikarzy oraz komentatorów zwrócone były na wewnętrzne wybory w Platformie Obywatelskiej. Medialna gorączka związana z rywalizacją Grzegorza Schetyny oraz Jacka Protasiewicza jest kolejnym dowodem potwierdzającym tezę, że świat telewizyjnych kamer oraz publicystycznych rubryk daleki jest od politycznej rzeczywistości. Tak naprawdę nieistotne jest bowiem to, czy karty rozdaje Donald Tusk, czy Grzegorz Schetyna. Naszym krajem rządzi sytuacja, a nie polityka.

Władza symboliczna i realna

Podejmując próby identyfikacji faktycznych decydentów oraz lokalizacji właściwych ośrodków decyzyjnych, warto sięgnąć do dziewiątego numeru „Rzeczy Wspólnych” i tekstu Jana Rokity. W swoim eseju były polityk PO dokonał rozróżnienia władzy na dwa jej odmienne aspekty: auctoritaspotestas. Auctoritas oznacza władzę zwierzchnią, której bliżej do sfery symbolicznej dominacji niż do obszaru realnego sprawowania władzy. Obecnie w Polsce tak rozumiana władza zwierzchnia przynależy premierowi, który pełni rolę pierwszego (princeps) i najlepszego obywatela (optimus civis), a w odniesieniu do państwa pełni funkcję sternika państwowej nawy (rector rei publicae). Auctoritas swoim zasięgiem obejmuje władztwo personalne Donalda Tuska nad rządem, klubem parlamentarnym oraz partią, swoją legitymizację znajdując w mediach.

Odnosząc się do pojęcia potestas, oddajmy głos samemu Janowi Rokicie: Być zdolnym do utrzymania uprawnionego zwierzchnictwa to zupełnie nie to samo, co po prostu rządzić. Władza sternika jest zresztą usytuowana na zbyt wysokim pułapie, aby na co dzień sprawować zwykły zarząd wielosektorową administracją. Co w takim razie z przeprowadzaniem reform i realizacją programu politycznego? Według Rokity premier Tusk jest obecnie niezdolny do jego wprowadzenia i wcale nie chodzi o to, że nie ma on ku temu woli. Po prostu jedną z istotnych cech nowoczesnego dobrego rządu jest zdolność jednoczesnego sterowania dużą liczbą procesów i panowania nad rezultatami licznych, w tym samym czasie toczących się procedur. A do tego Donald Tusk, pozbawiony „doskonale zorganizowanego zarządczego centrum”, jest zwyczajnie niezdolny.

Premier z odznaką szeryfa

Chociaż niedzielne wybory wskazują, że premier wciąż pozostaje głównym rozgrywającym w swojej partii, to wydaje się, że drugi z filarów jego symbolicznej władzy zaczyna się powoli kruszyć.

Rolę jednego z kluczowych mechanizmów sprawowania władzy przez Donalda Tuska pełnił dotychczas „interwencjonizm punktowy”. Jego specyfika polegała na bezpośrednim zaangażowaniu prezesa Rady Ministrów w rozwiązywanie konkretnych problemów. Jako że niestety żyjemy w czasach demokracji medialnej, selekcja tychże problemów zdeterminowana była ich medialną atrakcyjnością bądź społecznym poparciem. Mechanizm „interwencjonizmu punktowego” był za każdym razem podobny. Premier organizuje konferencję prasową, na której z marsową miną i pełnym stanowczości głosem zapowiada niczym strażak gaszenie kolejnych „politycznych pożarów”. Tak wykreowane telewizyjne spektakle pozwalały na stworzenie paternalistycznego wizerunku premiera-szeryfa, który z czujnością i niezbędnym refleksem przezwycięża kolejne trudności oraz kryzysy.

Na dzień dzisiejszy wydaje się jednak, że ta formuła powoli się wyczerpuje. W buty premiera przez jakiś czas wchodził minister Sienkiewicz, zapowiadający swoistą „krucjatę” przeciwko osławionym „kibolom”. Czy Donald Tusk zdecyduje się powrócić do sprawdzonych rozwiązań medialnych? Czas pokaże.

Polityka ciepłej wody w kranie

Szukając najkrótszej charakterystyki Platformy Obywatelskiej, należałoby sięgnąć po pojęcie partii postpolitycznej. Poziom politycznej metanarracji (tak mocno artykułowany przez PiS) został w niej całkowicie wyeliminowany i zastąpiony przez figurę Polski jako posthistorycznej arkadii („zielona wyspa” usytuowana w „wiecznej” Unii Europejskiej; Euro 2012 jako „cywilizacyjny skok” w stronę mitycznego Zachodu). Zamiast pomysłów na zmianę zastanej rzeczywistości, otrzymujemy program przez publicystów określany jako „polityka ciepłej wody w kranie”. Jest on oparty przede wszystkim na posunięciach popularnych medialnie – niezagrażających słupkom poparcia – które nie wydają się jednocześnie wynikać z jakiegoś kompleksowego programu reform. Jej jedynym celem ma być raczej umożliwienie ugrupowaniu Donalda Tuska utrzymanie władzy w kolejnej kadencji Sejmu (Platforma Obywatelska jako partia władzy). Jednocześnie zaś dochodzi do konfliktu formuły postideowej z formułą partii władzy. Ta druga, aby mogła być na dłuższą metę skuteczna, powinna opierać się na idei „rządu fachowców”, odpowiedzialnych za skuteczność i merytoryczność rządzenia. Tymczasem Rada Ministrów stała się areną walki o władzę w samej Platformie, a nie wyłącznie narzędziem do zwycięstwa następnych wyborów. Nie wydaje się, aby zapowiadania na listopad „rekonstrukcja” gabinetu miała coś w tym względzie zmienić.

Boże, chroń nas od PiS

Partia Donalda Tuska nie waha się oczywiście rozgrywać kartą własnej „racjonalności” i „umiarkowania” w przeciwieństwie do szkodliwych „radykałów” z PiS. Stosowanie od czasu do czasu tej swoistej polityki strachu (przy wymiernym wsparciu ze strony wiodących mass mediów) ma zastąpić potrzebę stosowania polityki argumentów (co nie oznacza stosowania argumentów przez partię Jarosława Kaczyńskiego, posługującą się raczej językiem redystrybucji społecznego szacunku).

Ostatnie miesiące pokazały, że ta strategia powoli traci swoją skuteczność, a wyborcy już tak łatwo nie dają się złapać na emocjonalny szantaż ze strony rządzących. Mimo usilnych starań Antoniego Macierewicza i jego zespołu parlamentarnego.

Dryfująca Rzeczpospolita

Gdzie w takim wypadku należałoby szukać prawdziwych ośrodków władzy, jeśli nie w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz gabinetach członków PO? Jan Rokita we wspomnianym na początku numerze „Rzeczy Wspólnych” wskazuje jako przykład na grupę ekspertów-lobbystów działających wokół Ministerstwa Edukacji, którzy mieliby być odpowiedzialni za obecnie wdrażaną reformę edukacji.

Bliżej na ten temat w dalszej części numeru pisze Paweł Soloch, ekspert Instytutu Sobieskiego. Opisuje on proces deformacji aparatu państwowego, który przestaje powoli służyć wdrażaniu programu rządu, lecz staje się mechanizmem realizacji partykularnych interesów ich pracowników. Współcześnie mamy do czynienia ze zjawiskiem, jak Soloch go nazwał, „ajentyzacji” aparatu państwowego. Polega ono na przekazaniu uprawnień państwa określonym podmiotom przy jednoczesnym formalnym lub faktycznym zwolnieniu ich z kontroli zewnętrznej. Autor jako przykłady „ajentyzacji” podaje Państwową Agencję Żeglugi Powietrznej, gdzie 40% spośród ponad 1700 pracowników jest ze sobą spokrewnionych, czy przypadek Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie proces rekrutacji pracowników przebiega na podstawie niekontrolowanych zewnętrznie procesów. Dzięki temu służba dyplomatyczna faktycznie uniezależniła się od zewnętrznego nadzoru szefa służby cywilnej. Soloch podaje również inny powód niemożności realizacji programu rządowego przez premiera i jego gabinet, pisząc o oddolnym resortowym realizowaniu inicjatyw ustawodawczych służących przeprowadzaniu interesów sektorowych. Skutkuje to niespójnością prawa, a w konsekwencji również niespójnością polityk, co utrudnia zarówno bieżące funkcjonowanie państwa, jak i realizowanie przezeń strategicznych projektów.

Na koniec oddajmy jeszcze głos profesor Jadwidze Staniszkis, która w tym samym numerze „Rzeczy Wspólnych” postawiła następującą tezę:

„Polska wciąż jest terenem wewnętrznej kolonizacji (…) Nie oznacza to, że ktoś rządzi, co najwyżej z opóźnieniem stara się złagodzić szoki (np. w kwestii politycznej klimatycznej UE). (…) Rząd Tuska epatuje wręcz własną bezsilnością (wymogi UE itp.), szukając w ten sposób zrozumienia i usprawiedliwienia. Paradoksalnie – koresponduje to z „nowym indywidualizmem Polaków” – traktującym instytucję (a nawet współpracę z innymi) jako ograniczenie (…). Tak więc naszym państwem rządzi sytuacja, a nie polityka.”