Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Pawlik  29 października 2013

Pawlik: Nic śmiesznego

Marcin Pawlik  29 października 2013
przeczytanie zajmie 2 min

Seriale paradokumentalne wiodą prym w dziedzinie rozrywki w polskiej telewizji, trudno jednak zdefiniować cechy stojące za ich sukcesem. Każdy z nas zna tytuły takie jak „Dlaczego ja?” czy „Trudne sprawy”, a część historii w nich zawartych odbiła się głośnym echem we wszystkich mediach. Jaki jest klucz do zrozumienia skali ich popularności?

Polska nie jest pierwszym krajem, w którym ten format święci triumfy. Podobne produkcje znajdziemy chociażby w Niemczech czy w krajach Europy Wschodniej. Można więc było przypuszczać, że ta rozrywka łatwo przyjmie się w kraju nad Wisłą, jednak trudno wierzyć w to, iż Polsat, wprowadzając w 2010 pierwszy paradokumentalny serial, ufał, że osiągnie taki sukces. Kilkumilionowa widownia gromadząca się przed telewizorem stała się jasnym przekazem dla innych stacji, że warto w formułę „soap docs” wejść.

Za trendem zapoczątkowanym przez stację Zygmunta Solorza poszły więc TVN i telewizja publiczna. Obojętne nie pozostały również mniejsze stacje, szukające w paradokumentach szansy na większe zaistnienie. Nie byłoby nic złego w tym, że telewizje walczą o widza, który przenosi się na kanały tematyczne czy też całkowicie odchodzi od szklanego ekranu do Internetu. Zapominają jednak w pogoni za słupkami oglądalności o tym, że obniżając coraz mocniej poziom programów, w dłuższej perspektywie przestaną być poważnym medium. Zalążki takiej tendencji widzimy już dzisiaj. Warto zauważyć, że do tej pory wszelkie przejawy jawnej gry na najniższych instynktach były eliminowane przez samych widzów. Telewizje bardzo niechętnie przyznawały się do bylejakości. Nigdy, pomimo niejednokrotnie miażdżących ocen, nie mówiły otwarcie o tym, iż bylejakość i prostota danego programu są jego zaletami.

Formuła paradokumentów wyznaczyła w jakimś sensie nową drogę. Do tej pory nie zdawano sobie sprawy z siły argumentu „tak złe, że aż dobre”. Często z takim podejściem spotykamy się w kinie, gdzie filmy klasy C mają wielu oddanych fanów, głównie ze względu na swoją nieporadność. Z drugiej strony paradokumenty te trafiają do wielkiej grupy odbiorców słabo wykształconych czy do osób starszych, wśród których jest spora liczba widzów podatnych na przedstawiane w nich historie. Jest to pierwszy przypadek w polskiej telewizji, gdy programy zaczęły żyć własnym życiem w Internecie. Niezliczona ilość fanowskich stron wyrosłych w sieci jest tylko wierzchołkiem całego zjawiska związanego z paradokumentami.

Dzisiaj rywalizacja w tej dziedzinie jest tak silna, że można powiedzieć o zamknięciu  tego „rynku”. W ciągu dnia zajmują tyle czasu antenowego największych stacji, że aby wprowadzić kolejne, należałoby o kilka godzin wydłużyć dobę. Niepokój powinien jednak budzić fakt, że utrzymywanie produkcji na fali wymaga dalszego obniżania standardów, a tego już żaden widz może nie wytrzymać.