Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Krzysztof Nędzyński  24 października 2013

Nędzyński: Taleb wielkim naukowcem jest

Krzysztof Nędzyński  24 października 2013
przeczytanie zajmie 5 min

Taleb nie proponuje żadnej przełomowej teorii, ale oczyszcza dla niej przedpole. Wskazuje, co nauką nie jest, choć usiłuje za nią uchodzić.

Dziś nauka jest ostatnim niekwestionowanym autorytetem. Jednocześnie właśnie z tego powodu postępuje szybka inflacja tego, co naukowe. Dlatego obecnie klasę naukowca powinno się mierzyć bardziej tym, co zdołał odjąć od korpusu „wiedzy naukowej”, niż tym, co do niej dodał.   

Podziwiam więc Taleba za jego skuteczność.

Było wielu mądrych ludzi, którzy krytykowali błędy współczesnej ekonomii. I co? I nic. Ich prace zostały pominięte milczeniem. Nawet kryzys niewiele tu zmienił.

Taleb stosuje inną taktykę. Oprócz argumentów merytorycznych, rozmyślnie wszczyna intelektualne bijatyki. Identyfikuje szkodliwe społecznie zjawisko, szuka najbardziej uznanego uczonego, którego można z nim zidentyfikować i go flekuje – publicznie, po nazwisku, bez ogródek.

Na przykład: Alan Blinder jest profesorem Princeton, zasiadał w Radzie Doradców Ekonomicznych Clintona i był wiceprezesem Rezerwy Federalnej – gruba ryba każdą miarą. Taleb opowiada, że Blinder podszedł do niego w czasie konferencji w Davos i zaproponował mu usługi pewnej firmy. Ta zaś oferowała gwarancje depozytów dla bardzo bogatych – w USA depozyty są gwarantowane przez rząd do wysokości 100 tys. dolarów, ale firma, rozbijając oszczędności na mniejsze kawałki, „rozciąga” tę gwarancję na dowolnie dużą kwotę.

– Czy to nie jest nieetyczne?

– W firmie pracuje wielu byłych urzędników amerykańskiego nadzoru bankowego – odpowiedział Blinder, sugerując, że co jest legalne, jest też etyczne.

Nie, nie jest. Wykorzystywanie doświadczeń i kontaktów zdobytych w instytucjach publicznych do obchodzenia regulacji po powrocie do sektora prywatnego jest bardzo nieetyczne. Odpowiedzi Blindera nie było. Spór skończył się, zanim się zaczął.

Podobne zarzuty oczywiście formułowało wielu innych. Różnica jest jednak taka, że ich oskarżenia można było w ten lub inny sposób zneutralizować – wskazać jeden “niedorzeczny” pogląd lub wytknąć “kompromitującą” sympatię, przypiąć łatkę oszołoma i mieć święty spokój.

Taleb zaś jest bardzo zręczny: mówi do rzeczy i tylko do rzeczy oraz mądrze dobiera sojuszników. Gdy zaczął krytykować nadużycia w farmakoterapii, wielu zwolenników alternatywnej medycyny myślało, że znajdzie w nim wsparcie. Taleb zdecydowanie się od nich odciął: To, co robię, jest hiperortodoksyjnie naukowe i nie chcę mieć nic wspólnego z alternatywną nauką.

W „Antykruchości” Taleb rozprawił się ze Josephem Stiglitzem i Robertem Rubinem. W kolejce są Markowitz, Samuelson i Krugman. Taleb nie owija w bawełnę. Moim celem jest zniszczenie establishmentu ekonomicznego. I dopnę swego.

Mam dużo sympatii do Talebowego „uprawiania ekonomii za pomocą młota” nie dlatego, jakoby establishment był z gruntu czymś złym. Gdyby na świecie ogólnie panował dobrobyt, zapewne starałbym się jak najszybciej stać się częścią elity ekonomistów, tak jak oni sami ją rozumieją. Ale świat jest pogrążony w kryzysie i nie jest to wyłącznie wina krótkowzrocznych polityków, ale również establishmentu ekonomicznego, który kształtuje pojęcia, przy użyciu których toczy się debata. Pojęcia te obrosły ogromną literaturą, ale w istocie są nienaukowe.

Ponadto mam ogromne uznanie dla praktyczności idei Taleba. Jest to nauka, do której uprawiania nie jest potrzebny tytuł naukowy. Taleb pokazuje, że zdrowy rozsądek wystarczy, aby poradzić sobie w „świecie, którego nie rozumiemy”.

Rozważmy następujący przykład: eksperci twierdzą, że margaryna jest lepsza niż masło. Parę lat później słyszymy, że masło jednak jest lepsze. Jak w takim układzie przysłowiowy szary człowiek może racjonalnie podjąć decyzję, czym smarować chleb?

Rozumowanie, jakie proponuje Taleb, jest proste.

– Od jak dawna ludzie jedzą masło?

– Od dawien dawna.

– Na pewno więc masło nie jest szkodliwe w krótkim terminie. I na pewno nie jest bardzo szkodliwe w długim terminie. Kiedy pojawiła się margaryna?

– Parę lat temu.

– Została dopuszczona do sprzedaży przez odpowiednie inspekcje?

– Została.

– Na pewno więc nie jest szkodliwa w krótkim terminie. A w długim terminie?

– Też chyba jest bezpieczna…

– No właśnie – chyba. Skąd to wiadomo?

– Nie wiem, naukowcy przeprowadzili zapewne jakieś badania…

– Czy można naprawdę sprawdzić, czy margaryna nie ma jakichś negatywnych skutków na przykład w drugim pokoleniu, dopóki dwa pokolenia nie będą jej jadły?

– Nie wiem, nie znam się na tym, może mają jakieś symulacje…

–  Z jednej strony masz symulacje, a z drugiej tysiące lat, podczas których ludzie jedli masło. Oceń sam, co jest bardziej wiarygodne. Teraz popatrzmy: co masz do zyskania, a co do stracenia.

– Margaryna jest tańsza niż masło.

– Tak jest. Wiesz, jaki masz zysk, i uzyskujesz go od razu. A co masz do stracenia?

– Nie wiem.

– No właśnie. Przy jedzeniu margaryny możliwe szkody w przyszłości są nieznane – mogą być zerowe, małe albo bardzo duże – np. duże ryzyko ciężkiej choroby u twoich potomków. Ja odradzam mały pewny zysk dziś kosztem nie wiadomo jakiego ryzyka w przyszłości. Jeśli potencjalna szkoda jest nieograniczona, nigdy nie używaj nowej technologii, jeśli dostępna jest technologia starsza, która spełnia tę samą funkcję. Jeśli wiadomo, jaka jest maksymalna potencjalna szkoda, nigdy nie używaj znanej technologii, jeśli istnieje nowa. Nowa technologia może mieć jakieś nieznane w tej chwili zalety, niewykluczone, że bardzo duże.

Trzeba zwrócić uwagę, że powyższe rozumowanie nie skupia się na kwestii szkodliwe/nieszkodliwe. Taleb zresztą obrazowo tłumaczy, że ta sama rzecz może być szkodliwa i nieszkodliwa w zależności od dawki. Chodzi o to, aby umieć rozróżnić sytuacje, w których ryzyko podejmować warto, od sytuacji, kiedy lepiej tego nie robić.

Ścieżkami wyzaczonymi przez Taleba podążałem, kiedy wraz z żoną podejmowaliśmy decyzję, że nie będziemy używali żelu położniczego podczas narodzin dziecka, mimo że doświadczona położna podczas szkoły rodzenia mówiła, że znacznie ułatwia on poród. Jest to nowy produkt, przeszedł przez wszystkie badania kliniczne w kraju i za granicą, działa na zasadzie mechanicznej, a nie chemicznej, kontakt z nim jest jednorazowy, a nie długotrwały i powoduje zmniejszenie bólu porodu – nie jest to mała korzyść. Ale nie mogę wiedzieć, ile ryzykujemy – jakie mogą być długoterminowe konsekwencje w „najgorszym razie” i stąd taka, a nie inna decyzja.  

W dodatku przez profil Taleba na Facebooku można trafić na historie niesamowicie inspirujących postaci, takich jak John Boyd, Alexander Grothendieck czy Bruno Frey.

Nikt lepiej niż ja nie wie, że fascynacja Talebem może przekształcić się w talebozę. Choroba na szczęście jest uleczalna. Trzeba zadać sobie pytanie, czy można wierzyć człowiekowi, bez względu na to jak mądremu i odważnemu, który sam nigdy nie przyznał się do błędu. Ja takiego faktu nie odnotowałem.

Podtrzymuję moje twierdzenie, że „Antykruchość” będzie jedną z najważniejszych książek XXI wieku. Jestem skłonny się o to założyć. Jak? Ja i oponent wkładamy po 10 g złota do depozytu. Rozstrzygnięcie nastąpi w 2099 r. na podstawie liczby wznowień, przeczytań i/lub cytowań, a 20 g złota idzie na konto wskazanego dzieła lub spadkobiercy.