Orzeł: Matury do likwidacji
„Zrezygnujmy z prac domowych!”, krzyczy do mnie nagłówek na portalu natemat.pl. Dobrze – ale w takim razie najpierw znieśmy egzaminy po szkole podstawowej i gimnazjum, a przede wszystkim maturę.
Jeśli mamy postawić na rozwój pasji i konkretnych umiejętności naszych dzieci, nie pozostaje nam nic innego, niż wrócić do egzaminów wstępnych na studia i do techników – przyszły żak będzie musiał wykazać się konkretną, najczęściej praktyczną wiedzą. Jeśli Romek chce odpuszczać matematykę na rzecz historii, niech wykaże się tym, co wie, na teście. Gdy okaże się w tym dobry, dorosły Roman będzie mógł stanowić elitę intelektualną Rzeczpospolitej.
Jeśli jednak miałbym stać się zwolennikiem jakiejkolwiek liberalizacji, wolałbym, żeby nauka w szkole wreszcie stała się wystarczająco efektywna. Przede wszystkim zrezygnujmy z rejonizacji. Z kolei przez brak zadań domowych stracimy szansę wyłapania zdolnych uczniów z wiejskich szkółek, w których ktoś taki zdarza się czasem jednostkowo, czasem nawet raz na kilka lat. Pan Wesołowicz w swoim tekście patrzy na sprawę tylko od strony mieszkańców dużych miast, gdzie zdolni uczniowie nie muszą być motywowani, z różnych zresztą względów, metodą kija.
Bolączką nie jest tak naprawdę ilość prac, a harmonogram ich zadawania – jednego dnia dziecko nie ma do zrobienia nic, a kolejnego nie wychodzi spod sterty papierów. Oczywiście utrudnia to też rodzicom i uczniom planowanie zajęć dodatkowych, a co za tym idzie rozwijanie pasji – nie wiadomo przecież, jak sytuacja będzie wyglądać za tydzień. Ustalenie rozsądnych, dziennych ram czasowych na wykonanie pracy domowej i równomierne ich rozłożenie – to powinno stać się priorytetem.
Wracając jeszcze krótko do efektywności edukacji szkolnej – w przypadku niektórych przedmiotów oznacza ona tylko i wyłącznie „oranie” w domu. Ilu uczniów, którzy nigdy nie chodzili na korepetycje, ma problemy z mówieniem w języku angielskim? Bardzo wielu. Na lekcji do znudzenia przerabia się ćwiczenia gramatyczne i pisanie (przygotowujące do egzaminu pisemnego właśnie), zamiast, po nauczeniu regułek, postawić na znacznie bardziej praktyczny aspekt: rozmowę.