Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Grzegorz Oleksy  22 października 2013

Oleksy: Naród wspaniały!

Grzegorz Oleksy  22 października 2013
przeczytanie zajmie 3 min

Polacy to naród ludzi pracowitych i uczciwych, otwartych i życzliwych, w dodatku, a może przede wszystkim, operatywnych. Ostatnia ta cecha jest zasadniczym elementem złożonej układanki naszego narodowego charakteru, dzięki któremu w ogóle dotrwaliśmy do XXI wieku w tak dobrym stanie. Fantazja i nieszablonowość przerodzone w cwaniactwo i skłonność do przekrętów nie dość, że dotyczą tylko pewnego odsetka członków naszej wspólnoty, to w dodatku nie są przyczyną naszego złego położenia, ale jego skutkiem.

Ukazywanie ich jako bariery stojącej na drodze do lepszego życia, jak to czyni w swym artykule Łukasz Sęk, jest stereotypowym spojrzeniem na nasz kraj oczyma sąsiadów zza Odry i postawieniem problemu dotykającego nasze społeczeństwo na głowie. Z kolei podciąganie cwaniactwa do rangi narodowej wady jest zagraniem charakteryzującym postępowych Europejczyków spod znaku czerwonego prostokąta.

Czytając we wspomnianym artykule akapity o dorastaniu w atmosferze oszustw i kombinacji, poczuć można niemal zmysłowo swąd minionej epoki, w której republika kolesiów budowała cały swój status stojąc na plecach zwykłych Kowalskich. Dla mas horyzont możliwości ograniczony był bowiem co najwyżej do zdobycia ponadwymiarowej liczby papieru toaletowego i kawy. Odnoszenie więc wspomnianego obrazka „patologii cwaniactwa” do ogółu czyni całą opowieść dość fantastyczną, gdyż zarówno wtedy, jak i dziś cecha krętactwa i skłonności do oszustw nie odnosiła się do większości, lecz do mniejszości mieszkających nad Wisłą ludzi. Codzienność Polaka nie kręci się wokół szukania drogi na zrobienie systemu w konia, lecz wokół zmagania się z niedomaganiami organizacji państwowej i przede wszystkim wokół pracy, często ciężkiej i kiepsko płatnej.

Polska poszczycić może się jednym z najwyższych (jeśli nie najwyższym) w Europie wskaźnikiem osób pracujących na umowy terminowe, oscylującym wokół 25%. Jesteśmy w czołówce najbardziej zapracowanych narodów europejskich, a dwie trzecie z nas nie osiąga średniej krajowej. Gdyby spojrzeć na najczęstsze wynagrodzenie w gospodarce (dominanta), jest jeszcze gorzej: daleko nam do pensji na poziomie 2500 zł. Do tego w całej gospodarce pracuje szacunkowo ponad milion osób zatrudnionych na umowach śmieciowych. W 2012 roku ze sprawdzonych przez PIP blisko 40 tysięcy takich umów, ponad 16% zostało zakwestionowanych jako zawartych z naruszeniem prawa. Drugie tyle napisać można by o przejrzystości prawa, trzy razy tyle o dostępności świadczeń, a cztery o codziennej dawce dobrych przykładów płynących z błyszczących zegarków, Rychów, Zbychów i innych kwiatków rodzimej klasy politycznej. Wmontowanie w tę perspektywę nieco ponad połowy procenta naszego ogólnego czasu pracy, który konsumowany jest na lewe L4, stanowi oczywiście problem, ale jego skala w obliczu powyższych, przyznacie, zasługuje co najwyżej na miejsce w szeregu.

Postulowane przez pana Łukasza zdrowe zasady funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego nie zadziałają nigdy w niezdrowym państwie, nakładającym na obywateli niezrozumiałe, a czasem absurdalne wymagania. Państwie nieefektywnym i ociężałym, które codziennie dostarcza prostemu zjadaczowi chleba niezliczone przykłady własnej nieefektywności. Tutaj musi dokonać się zasadnicza zmiana, jeśli chcemy marzyć o przekonaniu ludzi do celowości płacenia podatków i działania na rzecz państwa.

Oczywiście można wyjść z założenia, że władza i jej organy są w prostej linii emanacją społeczeństwa, jeśli więc żyjemy w grupie złodziei, to rządzić będzie nami złodziej. Do tego będzie się kierować bandyckimi metodami, powielając wyniesiony z domu schemat. Ale to uproszczenie nieuprawnione i poniekąd naiwne. Przyczyny, dla których nasze społeczeństwo obywatelskie tak wolno wychodzi z organizacyjnego bagna, leżą zupełnie gdzie indziej.

Historyczne wypadki (żeby nie powiedzieć wprost – sąsiedzi) pozbawiły nas w znacznej mierze elit, które dałyby pewność sprawowania władzy w imię prawa i dobra państwa, a nie własnego interesu. Z górką sto lat zaborów oraz ponad czterdzieści lat funkcjonowania Polski w systemie powszechnego dostatku i szczęśliwości wytworzyło ponadto pewne patologiczne mechanizmy działania państwa i społeczeństwa, których do dziś nie udało się w pełni wyeliminować. Co więcej, cwaniactwo według jednych, a według innych umiejętność odnalezienia się w dynamicznej i niekorzystnej sytuacji, dała asumpt naszym dziadkom i ojcom do przeżycia w burzliwych czasach. Dała podstawę do wytworzenia odpowiednich metod funkcjonowania w państwie niewydolnym, w gospodarce trwałego niedoboru i demokracji bez wolności. Następująca po niej III Rzeczpospolita nie była i wciąż nie jest państwem wolnym od patologii PRL, a więc i społeczeństwo nie jest wolne od przyzwyczajeń i nawyków antysystemowych. Oczywiście nie jest to forma usprawiedliwienia dla nadużyć, a jedynie wskazanie właściwej kolejności ich eliminacji.

Dwutorowość problemu jest widoczna gołym okiem. Ograniczenie jego diagnozy do tworzenia obywatelskiego społeczeństwa w nieobywatelskim państwie jest z góry skazane na niepowodzenie. Co więcej, zmiany, jakie dokonują się w społeczeństwie polskim po 1989 roku, wyprzedzają moim zdaniem ewolucję systemu sprawowania władzy, który jest o wiele bardziej „zastały w PRL” niż sami obywatele. Z tego chociażby powodu naród nie zasługuje na to, by traktować go jako zbiorowość nastawioną na oszustwo i przekręty. Pedagogika wstydu to nie jest dobry kierunek.