Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Arkady Saulski  28 września 2013

Saulski: Potrzebujemy stoczni

Arkady Saulski  28 września 2013
przeczytanie zajmie 4 min

Wczoraj Agencja Rozwoju Przemysłu ogłosiła, że nie jest w stanie dłużej pomagać Stoczni Gdańskiej. Wskazano na ogólną niewydolność i nierentowność SG, a także na niewywiązywanie się ukraińskiego właściciela z obowiązków. Od razu rodzi się pytanie: czy to słuszna decyzja? Co z pracownikami?

Niestety, generalnie w świetle prawa i twardej ekonomii jest to decyzja słuszna. Bo Stocznia Gdańska była prowadzona w taki sposób, że jest po prostu nierentowna. Trzeba by się było cofnąć o tych 20 lat, ponieważ przemysł stoczniowy w PRL był jedną z tych niewielu gałęzi, które pozostały rentowne. Generalnie PRL nie był jakimś ekonomicznym rajem, natomiast przemysł stoczniowy faktycznie przynosił państwu dochody, dawał sporą ilość pracy i po prostu spełniał wszystkie warunki, jakie przemysł powinien spełniać.

Obecna sytuacja w Stoczni to kwestia zaniedbań ostatnich 20 lat. Z tym, że nie zaniedbania takiego, o jakim zwykło się myśleć w sposób polityczny, a zaniedbania w zarządzaniu. Sprzedaż tej stoczni ukraińskiemu właścicielowi była błędem. Przecież istnieli poprzedni prezesi stoczni, którzy potrafili wyciągnąć ją z kłopotów i zarządzać w taki sposób, że generowała ona zysk. Co do decyzji o zamknięciu, bo już de facto możemy mówić o upadku stoczni, możemy traktować ją dwojako. Z jednej strony jest to decyzja słuszna, bo stocznia przynosi straty. Z drugiej natomiast Francuzi przy pomocy państwa zdecydowali się stocznie utrzymywać, postrzegają je bowiem jako inwestycję długoterminową. Rynek stoczniowy się zmienia, rynek okrętowy się zmienia i należy brać pod uwagę, że stocznia, która obecnie jest nierentowna, może być za lat pięć czy dziesięć bardzo rentowna, być osią przemysłu i może wnosić do skarbu państwa bardzo wymierne zyski. I dlatego jestem zwolennikiem tego, żeby chociaż minimalnie te stocznie wspierać. Przykład Gdyni pokazuje, że na tereny postoczniowe, bardzo szybko sprzedane, wchodziły przedsiębiorstwa mające tę lukę zapełnić. One teraz masowo upadają i mamy bardzo dużo terenów, które są już tylko nieużytkami przemysłowymi.

ARP poinformowała, że posiada informacje, jakoby już rozpoczął się demontaż urządzeń stoczniowych. Jednak Stocznia Gdańska jest pewnego rodzaju symbolem; w ogóle z przemysłem stoczniowym w Polsce wiąże się swoisty mit. SG jest jedną z ostatnich stoczni, która nadal istnieje. Abstrahując od kwestii tego, co dalej z pracownikami, warto przypomnieć, że ostatnio na terenie SG miał miejsce strajk. Mimo tego ogłoszono decyzję o upadłości. Czy oznacza to, że obecnie stoczniowcy czy robotnicy nie mają już żadnego wpływu na to, co dzieje się zakładach?

To jest sprężenie zwrotne. Robotnicy 30 lat temu, kiedy były strajki sierpniowe, mieli siłę przebicia właśnie ze względu na to, że przemysł stoczniowy był jednym z  kręgów kręgosłupa przemysłowego państwa. Tak samo jak przemysł górniczy. Teraz, wskutek tego, że przemysł stoczniowy tak naprawdę umiera, nikt nie musi się liczyć z protestami stoczniowców – tak samo jak nikt nie musi się liczyć z protestami branży górniczej.

Niestety, w Polsce całkowicie zignorowaliśmy przemysł na początku lat 90. Uznano, że Polska będzie tylko dostawcą usług; szybko jednak okazało się, że usługi bez przemysłu to inwestycja bardzo krótkoterminowa, ponieważ w międzyczasie cały sektor usług przeniósł się do krajów takich jak Indie, Chiny i inne kraje Dalekiego Wschodu, gdzie wartość pracy nie jest tak wysoka. Kraj europejski musi posiadać wykształcony przemysł, który jest konkurencyjny względem przemysłu innych państw. On wtedy w naturalny sposób generuje wokół siebie sektor usług i tzw. small business. Osobiście jest mi przykro, że tak się stało. Sam jestem związany z przemysłem stoczniowym. Mieszkam na Pomorzu praktycznie od urodzenia i widzę, jak ten przemysł najpierw pomagał w rozwoju aglomeracji miejskich, które dziś próbują się utrzymać z małych biznesów, jednak tak naprawdę z tego całego biznesu usługowego niewiele firm jest w stanie przetrwać. Szanse mają tylko te najmocniejsze czy mające największe wsparcie kapitału zagranicznego. Strajk stoczniowców skończył się tak, jak się skończył, to znaczy porażką – po prostu. I to jest bardzo przykre.

Wczoraj dotarła do mediów także informacja, że Kompania Węglowa zamierza w ciągu najbliższych dwóch lat zmniejszyć administrację i na szerszą skalę stosować przenoszenie pracowników miedzy kopalniami. Ma to wpływać na zmobilizowanie większych sił pracowniczych i wykorzystanie ich w sposób bardziej optymalny. Kroki te zostały podjęte w celu modernizacji przemysłu kopalnianego. Czy ta strategia może odnieść sukces?

Nie chcę oceniać działań menadżerów branży górniczej, tym bardziej, że takie działanie jest lepsze niż brak jakichkolwiek działań i scedowanie ich na zagranicznego właściciela, który nie ma interesu utrzymywać przemysłu w jakimkolwiek kraju, jeśli nie przynosi mu dochodu. Pamiętajmy, ze tani węgiel z Chin jest bardzo poważnym konkurentem dla naszej branży górniczej, więc ratowanie tej długoterminowej inwestycji, będącej górnictwem, jest jak najbardziej zasadne. Jakimi metodami? Nie zamierzam wchodzić w buty menadżerów i podpowiadać im, co mają robić. Sam miałbym nie lada zgryz, żeby podjąć jakąkolwiek decyzję. Podejrzewam, że wybrana strategia może na dłuższą metę skutkować wzrostem zatrudnienia – po wcześniejszym spadku, bo część pracowników niestety będzie musiała stracić pracę. To jest kolejna taka branża, odziedziczona po PRL, która przez lata przynosiła dochody dla państwa, a teraz z roku na rok są one coraz mniejsze. Ale czy z tego powodu należy zaniechać działań? Nie sądzę. Te działania są w jakiś sposób zasadne, natomiast na skutki przyjdzie nam poczekać.

Ostatnie pytanie: czy w wypadku, kiedy przemysł „długoterminowy” podupada – stocznie upadają, kopalnie są w tarapatach – istnieje coś, co może zastąpić te dwie gałęzie gospodarki we wspieraniu rozwoju aglomeracji miejskich i sektora usług w Polsce?

W takim małym kraju jak Polska, bo paradoksalnie jesteśmy małym krajem, w moim przekonaniu nie. Mogę to wytłumaczyć w ten sposób: jeśli jestem mistrzem szachów, to kiedy idzie mi gorzej, nie przestawię się na warcaby czy grę w chińczyka. Jeżeli w przeszłości mieliśmy wymierne korzyści w tych branżach, to niestety nie widzę dla Polski innej drogi niż powrót do przemysłu górniczego, stoczniowego, samochodowego również. Pragnę przypomnieć, że Autosan rozpisuje programy zwalniania pracowników i zostanie zamknięty. Jeśli polska gospodarka ma pozostać konkurencyjna, a niestety już nie jest, to ten przemysł musi istnieć. Nie zamienimy się w potęgę technologii kosmicznych, jak chciał premier Piechociński, nie przebranżowimy się w ciągu 2-3 lat. Dlatego nie rezygnujmy z tego, co już mamy.

Rozmawiał Michał Kłosowski