Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Kamil Markiewicz  27 września 2013

Markiewicz: Przewidywalność i pragmatyka

Kamil Markiewicz  27 września 2013
przeczytanie zajmie 4 min

Wspaniała w niemieckiej polityce jest jej przewidywalność. Fenomen ten przełożył się również na wybory do Bundestagu sprzed kilku dni. I tak na przykład liczono się z upadkiem FDP, która w kilku ostatnich wyborach krajowych odnotowywała bardzo słabe wyniki, a także przewidywano wzrost poparcia dla partii protestu, takich jak Alternatywa dla Niemiec. Jak należało się jednak spodziewać, podobnie jak w przeszłości, żadne z tych ugrupowań nie przekroczyło pięcioprocentowego progu wyborczego. Tym samym Bundestag pozostanie jednym z najbardziej przewidywalnych ciał ustawodawczych Europy.

Matka zwycięstwa

Jedynym prawdziwym zaskoczeniem tych wyborów mogły być rozmiary zwycięstwa CDU/CSU nad socjaldemokratami. Ostatnie sondaże wskazywały na mniej więcej 12-procentową różnicę poparcia, tymczasem chadecy wygrali z przewagą prawie 16 procent, a nawet otarli się o pierwszą od 56 lat absolutną większość w Bundestagu. Dodać należy, że Union uzyskała najlepszy wynik wyborczy niemieckiej chadecji od roku 1990. A przecież od tamtego czasu w Niemczech, podobnie jak w całej Europie, zwiększyła się liczba partii na scenie politycznej i nastąpił ogólny spadek zaufania do tradycyjnych ugrupowań. Ojca, a raczej matki tego sukcesu łatwo się doszukać – główną i praktycznie jedyną twarzą kampanii chadeków była Angela Merkel. Gdzie leżą przyczyny takiego triumfu „żelaznej kanclerz”?

Zarówno dziennikarze, jak i zwykli obywatele podkreślają, że Merkel zapewnia właśnie przewidywalność – utrzymuje kurs środka, odcinając się od skrajności i niebezpiecznych eksperymentów, a zarazem skutecznie równoważąc różne grupy interesów we własnym obozie. Media niemieckie zwracają uwagę, że o ile za czasów kanclerza Kohla wybuchały co jakiś czas bunty przeciwko chadeckiemu patriarsze, o tyle cichy i nastawiony na kompromis styl przywództwa obecnej kanclerz skutecznie zapobiega takim sytuacjom. Przykład: przed ostatnimi wyborami Merkel zręcznie zażegnała konflikt między siostrzaną CSU, domagającą się wprowadzenia opłat za autostrady dla cudzoziemców, a liberałami z FDP, zdecydowanie sprzeciwiającymi się tej koncepcji. Dzięki takiej strategii wyborcom oszczędza się politycznych awantur, jakie miały miejsce również za czasów jej poprzednika Schrödera. Część głosujących na CDU wychodziła zapewne z założenia, że ten wybór nie jest może idealny, ale lepsze znane zło…

Sukces wizerunkowy

Drugą ważną zaletą pani kanclerz w oczach wyborców jest twarda postawa w polityce zagranicznej, co czyni ją postacią często nielubianą w innych krajach, ale zarazem znajdującą powszechny posłuch w Europie. Niemcy to doceniają – nawet znaczna większość wyborców SPD i Zielonych uważa, że Merkel dobrze reprezentuje ich kraj na arenie międzynarodowej. Są to paradoksalnie ludzie, którzy często potępiają analogiczną strategię gospodarczą w wymiarze wewnętrznym.

Niewątpliwie ważną rolę w wizerunku pani kanclerz odgrywa również płeć. W niemieckiej polityce samo bycie kobietą stanowi zaletę, a niewymuszony i sympatyczny sposób bycia dodatkowo przysparza jej zwolenników. Być może to zbyt daleko idąca hipoteza, ale wydaje się, że biorąc pod uwagę wymienione czynniki, Angela Merkel przywróciła wielu Niemcom dumę z ich klasy politycznej, a poniekąd również z ich kraju.

Bez większych zmian

Na pytanie, co wybór Niemiec oznacza dla Polski, odpowiedzieć będzie można w pełni dopiero po poznaniu przyszłego koalicjanta CDU/CSU. Już teraz jednak można pokusić się o ogólne prognozy. Z pewnością stosunki polsko-niemieckie – przynajmniej dopóty, dopóki u władzy w Polsce utrzymywać się będzie Donald Tusk – stać będą pod znakiem zasadniczej kontynuacji. Dobre relacje osobiste polskiego premiera z panią kanclerz są powszechnie znane i – wbrew opiniom publicystów części naszej sceny politycznej – stanowią one dużą wartość (przypomnijmy sobie bezradność polskiej polityki wobec poczynań Schrödera oraz lodowate stosunki dwustronne z okresu rządów PiS, na których bardziej stracił nasz kraj niż Niemcy). Mogą one znaleźć przełożenie na pieniądze dla Polski z budżetu unijnego, choć oczywiście wyłącznie wtedy, gdy Niemcy dostrzegą w tym swój interes.

W naszym kraju odezwą się zapewne głosy, że prawdopodobny udział socjaldemokratów w rządzie jest zjawiskiem korzystnym dla Polski. Partia ta wyczulona jest bardziej na historyczną odpowiedzialność Niemiec i przypuszczalnie będzie blokować inicjatywy zmierzające do rewizji historii. Faktycznie w okresie rządów koalicji CDU z FDP trudno było się dopatrzyć pod tym względem szczególnie niepokojących zjawisk (decyzja o budowie centrum upamiętniającego wypędzenia została podjęta już w okresie poprzedniej koalicji z socjaldemokratami); ba, w tym roku pani kanclerz Merkel wbrew chadeckiej tradycji nie wzięła udziału w organizowanych przez przesiedleńców Dniu Stron Ojczystych. Jak pokazały niedawne kontrowersje wokół filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”, prawdziwa polityka historyczna rozgrywa się w Niemczech na poziomie innym niż rządowy.

Koalicyjne warianty

Tymczasem, nie negując wagi symboli, prawdziwym problemem dla naszego kraju może okazać się spowolnienie gospodarcze u naszych sąsiadów, którego nie można wykluczyć, jeżeli SPD przeforsuje w przyszłej koalicji niektóre swoje postulaty, jak na przykład wprowadzenie jednolitej płacy minimalnej na terenie całego kraju. Inny potencjalny kłopot dla Polski to tradycyjna prorosyjska orientacja socjaldemokratów i możliwa większa uległość wobec niekorzystnej dla nas ekonomiczno-politycznej ofensywy Kremla. Ponieważ jednak SPD ciągle jeszcze nie wyszła z osłabienia (mimo zanotowanego wzrostu, jej wynik wyborczy był drugim najsłabszym w całej powojennej historii), wszystko wskazuje na to, że karty w przyszłej koalicji rozdawać będzie obecna (i przyszła) pani kanclerz.

Tak czy owak z „wielką koalicją” mieliśmy już do czynienia przed kilku laty i jej działania nie przyniosły w stosunkach polsko-niemieckich katastrofy. Prawdziwą niewiadomą stanowiłaby natomiast ewentualna koalicja chadeków z Zielonymi, której nikt dotąd oficjalnie nie wykluczył. Byłby to pierwszy taki przypadek w historii na szczeblu federalnym (koalicje takie wypróbowywano z różnym skutkiem na poziomie krajów związkowych). Utworzony w ten sposób rząd z pewnością położyłby duży nacisk na politykę energetyczną i przypieczętował zamknięcie niemieckich elektrowni atomowych. O jego szczegółowych działaniach w polityce zagranicznej trudno spekulować, choć zapewne Zieloni wspieraliby proces integracji „twardego jądra” Unii, co groziłoby marginalizacją pozycji Polski.

Niezależnie od tych znaków zapytania, przyszły kurs niemieckiego rządu zależy przede wszystkim od tego, czy pragmatyczna aż do bólu pani Merkel dostrzeże konkretne zalety danych wariantów działania. Trudno jednak przypuszczać, by uderzanie w nasz kraj lub jego upokarzanie przyniosło jej wymierne korzyści.