Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marek Steinhoff-Traczewski  19 września 2013

Steinhoff-Traczewski: W obronie zdrowego rozsądku

Marek Steinhoff-Traczewski  19 września 2013
przeczytanie zajmie 7 min

Czytając tekst Piotra Wójcika, można odnaleźć szereg argumentów często używanych przez zwolenników keynesizmu oraz państwa opiekuńczego. Problem z nimi jest zasadniczy: ze względu na swoją ideologiczność, najczęściej nie przystają do rzeczywistości. Nie inaczej jest także w przypadku wnioskowania prezentowanego przez Wójcika.

Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym fragmentom artykułu:

1. Do wzrostu gospodarczego w każdym miejscu na Ziemi potrzebny jest popyt. Jeśli jego nie ma, w bezruchu zastygają gotowi do pracy fryzjerzy, kelnerzy snują się bez celu pomiędzy pustymi stolikami restauracji, a właściciele niewielkich sklepów z elektroniką zwijają biznes. By istniał popyt, niezbędni są wyposażeni w odpowiednią ilość pieniędzy klienci – to jasne jak to, że do oddychania potrzebne jest powietrze.

Z powyższych twierdzeń wynika, że jedynym problemem gospodarki jest brak „pieniędzy”. Jeśli zwiększymy ilość pieniądza, zwiększy się jednocześnie przyrost PKB. Jeśli to założenie odpowiadałoby rzeczywistości, to od kiedy Gutenberg wynalazł druk, na świecie powinien zapanować powszechny dobrobyt. Bogactwo nie powstaje od ilości pieniądza w obiegu, lecz od ilości dóbr, które trafiają do obiegu gospodarczego. Pieniądz jest jedynie wyrazicielem towarów oraz usług, a nie wartością samą w sobie. Podniesienie płacy minimalnej nie stwarza żadnych nowych zasobów, a jedynie sprawia, że pewne prace stają się droższe i nieopłacalne. Argument i narracja użyta przez Piotra w powyższym fragmencie nie jest żadną nowością. Już na początku XIX wieku pojawiło się kwestia czy sztuczne stymulowanie popytu rzeczywiście tworzy własną podaż oraz w pewnym okresie przekłada się na wzrost bogactwa. Na to pytanie przecząco odpowiedział  francuski ekonomista Frederic Bastiat w swojej słynnej anegdocie o zbitej szybie. Polecam Piotrkowi zapoznać się z nią ponieważ z tekstu rażąco wynika, iż nigdy o niej nie słyszał.

2. Wzrost płacy minimalnej spowoduje presję na wzrost płac wśród większości Polaków, także wśród tych pracujących na umowę zlecenie, bezrobotnych, a więc pośrednio jej wpływ na zarobki Polaków będzie dużo większy, niż mogłoby się wydawać po samej liczbie zatrudnionych na umowę o pracę. W segmencie ludzi słabiej zarabiających płaca minimalna jest pewnym odniesieniem – gdy ona rośnie, rosną również oczekiwania co do zarobków osób, których przepisy o płacy minimalnej nie dotyczą bezpośrednio.

Redaktor Wójcik zakłada, że wysokość płacy jest wartością niezależną od danych makroekonomicznych. Z powyższego fragmentu możemy wyczytać, iż wzrost płacy minimalnej zwiększy średnie płace. W tym założeniu w ogóle nie bierze się pod uwagę faktu, że wzrost bezrobocia, jakie podwyższenie płacy minimalnej zawsze powoduje, w efekcie przekłada się na spadek średnich wynagrodzeń wynikający ze wzrostu podaży pracy. W tym momencie Piotr pewnie by zaprotestował, podając przykłady krajów, gdzie bezrobocie jest niższe niż w Polsce, a płace wyższe. Norwegia, Niemcy, Szwecja to państwa, w których płaca minimalna jest znacznie wyższa niż w Polsce, ale i tak znacznie poniżej równowagi rynkowej dowolnego rodzaju pracy.

Przekładając to na mniej ekonomiczny język, wyobraźmy sobie rynek jabłek, na którym najtańsze owoce kosztują 2 zł. Ustanowienie płacy minimalnej na poziomie 1 zł nie będzie miało żadnego wpływu na ceny. Taka sytuacja ma miejsce w większości państw Europy Zachodniej. Prawne ustanowienie ceny jabłek na poziomie 3 zł, gdy cena rynkowa wynosiła 2 zł, powoduje, że nikt już nie będzie miał prawa legalnie kupić tych jabłek, które kosztowały poniżej 3 zł. Znikną one z rynku. I taka właśnie sytuacja ma miejsce w Polsce. Wiele prostych prac nie wymagających żadnych kwalifikacji w takiej sytuacji znika z rynku. Oczywiście kierowcy autobusów, kucharze czy listonosze nie zostaną zmuszeni do przekwalifikowania, bo zwykle ich praca przynosi pracodawcy znacznie większy zysk niż wynosi koszt pracy, ale istnieje wiele prac, gdzie przychód dla pracodawcy jest niewiele większy niż koszt (np. roznoszenie ulotek). Tego typu prace albo zostaną zlikwidowane, albo przeniesione do szarej strefy.

3. Dane Eurostatu za rok 2012 wyraźnie pokazują, że wciąż jesteśmy tanią siłą roboczą Europy. Całościowe, godzinowe koszty pracy ponoszone przez przedsiębiorców (łącznie z pozapłacowymi) to w Polsce 7,40 euro. Nie możemy równać się z Czechami, w których wynoszą one średnio 10,60 euro, a nawet na Słowacji są one o prawie euro większe (8,30). Wchodząca z nami do Unii Słowenia ma średnie godzinowe koszty pracy na poziomie 14,90 euro, czyli dwa razy większe.

W tym fragmencie mamy do czynienia z wybraniem jednej tylko danej makroekonomicznej, na podstawie której budujemy całą tezę. Niestety ekonomia jest na tyle skomplikowaną nauką, że mimo setek różnych wskaźników nie jesteśmy precyzyjnie zdiagnozować, w jakim stanie jest gospodarka, a Piotr robi to na podstawie jednej ledwie zmiennej. Zastanawia mnie jednak, dlaczego zostały dobrane takie, a nie inne państwa. Polska, Czechy i Słowacja to rzeczywiście kraje o podobnej historii ostatnich 20 lat. Jednak Wójcik przytacza kwoty, które są kwotami brutto, a nie netto. Dla przykładu zawarta w tekście kwota 7,40 euro to suma płacy i kosztów pozapłacowych. Wysokość płacy brutto wynosi 6,20 euro. Z tego około 25% stanowi zaliczka na podatek dochodowy oraz składki. W efekcie pracownik dostaje realnie pensję w wysokości mniej więcej 4,65 euro na rękę, a nie 7,40 euro. W Czechach, gdzie kwota brutto wynosi średnio 7,70 euro, koszty płacy wynoszą 19,5%, co przekłada się na 5,20 euro na rękę. Gdyby państwo polskie było mniej pazerne i na zapewnianie nam „socjalnego bezpieczeństwa” (które notabene jest znacznie mniejsze niż w Czechach) zabierało przykładowo tyle co w Czechach, przeciętny Polak dostawałby na rękę 5 euro bez jednego centa.

Zwiększenie efektywności i gospodarności funkcjonowania urzędów państwa pozwoliłoby na poprawe realnych zarobków przeciętnego Polaka o 242,50 zł, bez konieczności kolejnego podwyższania podatków. Oczywiście o wiele łatwiej zwiększyć podatki i inne daniny publiczne, niż zwiększyć gospodarność ZUS, ale oznacza to, że coraz większa kwota pieniędzy jest marnotrawiona. Piotr troszczy się bardzo o los ludzi pracy, ale chyba nie zależy mu na tym, żeby pieniądze przez nich zarobione były następnie wydawane rozsądnie.

4. Tak więc wzrost płacy minimalnej, według mnie, wciąż wpływa pozytywnie na globalny fundusz płac w kraju. I nie tylko według mnie; dokładnie ta sama teza wielokrotnie pojawia się w omawianym raporcie NBP – podniesienie płacy minimalnej wpływa na oczekiwania płacowe Polaków.

Piotr Wójcik uważa, że:

Wzrost płacy minimalnej przekłada się na globalny wzrost funduszu płac w kraju.

Natomiast NBP twierdzi:

Wzrost płacy minimalnej przekłada się na wzrost oczekiwań płacowych Polaków.

Czy oczekiwanie rozwoju równa się samemu wzrostowi?

5. Nie trzeba być obdarzonym wielką empatią społeczną, by zauważać, że płace w Polsce są czasem skandalicznie niskie. Bo to, że pielęgniarka z 30-letnim stażem pracująca w niepublicznym zakładzie opieki zdrowotnej nie mogłaby się sama utrzymać ze swojej pracy, jest skandalem.

Zadekretowanie wysokich zarobków niczego nie zmieni. Wójcik pragnie powiedzieć: „od dzisiaj niech nie będzie biedy”. Rząd podwyższa płacę minimalną i podatek dochodowy, wprowadzamy dodatkowe podatki dla najbogatszych, a wtedy wszyscy będą bogaci. Czy nie jest to już zwykły populizm?

Odnosząc się jeszcze do kwestii empatii. Najłatwiej zmierzyć poziom wrażliwości społecznej poprzez  ilość pieniędzy przeznaczanych na cele dobroczynne przez obywateli z własnej, nieprzymuszonej woli. Pierwsze pięć państw z najwyższymi kwotami przeznaczanymi na charytatywność w przeliczeniu na mieszkańca to odpowiednio: Australia, Irlandia, Kanada, Nowa Zelandia i USA. Są to kraje, gdzie poziom opieki społecznej jest niższy niż w Polsce, a od lat króluje w nich relatywnie silny system wolnorynkowy. Z tego wynika, że to są właśnie państwa z wysokim poziomem empatii społecznej. Kraje o mocno rozbudowanym systemie opiekuńczym, które ma w założeniu stanowić tylko uzupełnienie działalności obywateli, według raportu Charities Aid Foundation ( „World Giving Index”) znajdują się daleko w tyle: Szwecja (37 miejsce), Francja (54), Belgia (55); Polska natomiast znajduje się dopiero na 94 miejscu. Wniosek nasuwa się sam. To ludzie o bardziej wolnorynkowych poglądach są bardziej wrażliwi społecznie niż ci, którzy są wrażliwi za cudze pieniądze. Niestety Piotr Wójcik zalicza się do tych drugich.

W trakcie lektury artykułu czytelnik ma wrażenie, że czyta obiektywne opracowanie raportu wydanego przez NBP na temat ankietowego badania rynku pracy. Jednak, gdy ktoś rzeczywiście sięgnie do treści analizy (W tekście Piotra nie było nawet do niego właściwego odnośnika) to ze zdziwieniem stwierdzi, że całość ma  łagodnie mówiąc, charakter zdecydowanie bardziej wyważony.

Pozwolę sobie wymienić te tezy, które zostały przez Piotra pominięte, a również zasługują na uwagę:

– Firmy, które intensyfikują outsourcing, nie zmniejszają zatrudnienia (str. 13)

– Ocena realności oczekiwań płacowych jest zadaniem bardzo trudnym oraz subiektywnym w swoim ostatecznym wyniku (str. 41,42)

– W stagnacji firmy nie zwalniają lecz starają się głównie zmniejszać koszty pozapracownicze (str. 56)

– Umowy na czas określony zazwyczaj sprzyjają dyscyplinie płacowej (w szczególności umowy cywilno-prawne) (str. 57)

A teraz spójrzmy raz jeszcze na fragment numer nr 4:

4.Tak więc wzrost płacy minimalnej, według mnie, wciąż wpływa pozytywnie na globalny fundusz płac w kraju. I nie tylko według mnie; dokładnie ta sama teza wielokrotnie pojawia się w omawianym raporcie NBP – podniesienie płacy minimalnej wpływa na oczekiwania płacowe Polaków.

Sięgnijmy teraz do treści omawianego raportu (str. 43):

W 2013 roku nastąpił nieznaczny wzrost oczekiwań płacowych. Wynikał on jedynie ze wzrastających o 25% najniższych oczekiwań, co mogło mieć związek z podniesieniem płacy minimalnej (netto wzrosła o 6,2% r/r). Wzrost przeciętnych oczekiwań wszystkich osób zarejestrowanych wyniósł 4,3%.

Tak więc uzasadnienia tezy, o której pisze Piotr w dokumencie NBP nie znajdziemy. Jest tam tylko zasygnalizowanie możliwości korelacji między płacą minimalną, a oczekiwaniami płacowymi. Ponadto wzmianka na ten temat pojawia się tylko raz, a nie jak napisał Piotr „wielokrotnie”(choć rzeczywiście jak w edytorze tekstu wyszukamy słowa ”minimalna, minimalny” to pojawiają się one kilka razy, ale w podsumowaniu odnosząc się do fragmentu przytoczonego powyżej). 

Na koniec jeszcze jeden wskaźnik z Eurostatu, który nie powinien zostać pominięty, gdyby Piotr chciał zachować obiektywizm i rzetelność publicysty oraz formułować wnioski na temat wpływu płacy minimalnej na poziom płac. Indeks kosztów pracy to wskaźnik pokazujący, jak płaca minimalna zmieniała się od 2008 roku. Największy przyrost według danych Eurostatu wyniósł 41,6% i miał miejsce w Bułgarii. Na drugim miejscu jest Rumunia (30,2%), natomiast na trzecim Polska (18.7%). Gdyby Piotr jako swój jedyny wskaźnik zawarty w tekście wybrał właśnie indeks kosztów pracy, musiałby przyznać, że poziom płacy minimalnej ma albo negatywny, albo przynajmniej neutralny wpływ na poziom bezrobocia, które wzrosło z 9,6% w czerwcu 2008 do 13,2% w czerwcu 2013.