Orzeł: Wyrzuceni z wykluczonych
Oczy prawie całej Polski były wczoraj zwrócone na Warszawę, którą opanowali i sparaliżowali związkowcy. Jest jednak grupa, o której często się zapomina, a która nie ma możliwości upomnieć się o swoje prawa – mikroprzedsiębiorcy- pisze Bartłomiej Orzeł.
Czy ktoś widział kiedyś protest krawców albo fryzjerów? Czy kiedykolwiek ogrodnicy z transparentami rozpalili wyobraźnię tłumów przed telewizorami? Z prostej przyczyny nie mogli: opuszczenie stanowiska pracy to utrata całości wynagrodzenia, nie licząc dodatkowych kosztów związanych z wyjazdem. Nie dla nich też walka o obniżenie wieku emerytalnego – i tak będą musieli pracować do końca życia lub liczyć na pomoc dzieci, gdyż za odkładane sumiennie składki będą mogli kupić co najwyżej chleb i smalec.
Nie da się ukryć, że to środowisko nie jest tak skonsolidowane jak dowolny związek zawodowy, w którym wszystkich łączą dokładnie te same cele i zakład pracy, a nikt nie jest dla nikogo bezpośrednią konkurencją. Ludzie, którzy przecież tworzą bardzo dużą część polskiego PKB, nie mają znikąd pomocy. Premier i jednocześnie lider formacji gospodarczo liberalnej wyrzuca ministra, który podjął się wysiłku „deregulacji” kilkudzisięciu zawodów. Lider opozycji straszy karami pracodawców, jeśli nie podniosą płacy minimalnej. A szewc Kowalski stoi w swoim zakładzie i słuchając o tym wszystkim w radiu, nie jedzie palić opon przed Sejmem, tylko zaciska zęby i pracuje jeszcze ciężej. Bo komu jak komu, ale akurat jemu państwo pensji nie podniesie.