Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Wojciech Łysek  6 września 2013

Łysek: Złapał Białorusin Rosjanina…

Wojciech Łysek  6 września 2013
przeczytanie zajmie 6 min

W cieniu wojny celnej Rosji z Ukrainą, toczy się spór z Białorusią. Konflikt omawiany przez szereg mediów rosyjskojęzycznych dotyczy przedsiębiorstw produkujących nawozy potasowe. Ze względu na sektor ma on istotne znaczenie z punktu widzenia niezależności Białorusi. Zakończenie kolejnej wojny handlowej na obszarze post-radzieckim może istotnie zdeterminować kolejne miesiące i lata zarówno w polityce Moskwy jak i Mińska.

Gospodarka a wielowektorowość

Płaszczyzna gospodarcza odgrywa w relacjach Rosji z państwami post-radzieckimi istotną rolę. Ten instrument, szczególnie w postaci ograniczeń w dostawach surowców energetycznych, to ważny czynnik wpływu Moskwy na Ukrainę i Białoruś. Z drugiej jednak strony, w przypadku Kijowa i Mińska istnieją wrażliwe sektory, których waga dla utrzymania niezależności rosyjskiego centrum jest duża. Poza wspomnianymi gazem i ropą, w przypadku Ukrainy taką rolę odgrywa przemysł ciężki – huty oraz kopalnie, a dla Białorusi istotne są zakłady przeróbki ropy naftowej oraz produkcja nawozów potasowych.

Pozycja Mińska wydaje się trudniejsza niż Kijowa ze względu na zdecydowanie bardziej autorytarne praktyki władz. W ten sposób osłabiony zostaje ewentualny drugi wektor polityki zagranicznej – Zachód. Mniejsze są możliwości balansowania. Poza tym jego pozycję osłabiają zarówno wyraźniejsza dominacja języka rosyjskiego, jak i inne czynniki. Z drugiej jednak strony to, co wydaje się słabością – niedemokratyczny przywódca – może być również atutem. W przeciwieństwie do Kijowa, decyzje są podejmowane sprawniej, gdyż z potencjalnie mniejszą liczbą grup należy je uzgadniać. Poza tym konflikt wewnętrzny jest mniej dostrzegalny dla obserwatora z zewnątrz.

Rynek nawozów potasowych

Do tej pory rynek nawozów potasowych w perspektywie światowej był typowym duopolem dwóch karteli. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z kanadyjską firmą Canpotex wraz z innymi przedsiębiorstwami z nią powiązanymi, z drugiej natomiast z rosyjskim Uralkalijem wspartym przez białoruskie spółki. Oba podmioty kontrolowały 70% rynku, a ich pozycję dodatkowo wzmacniała dwustronna zmowa. W razie konieczności zmniejszano podaż towaru na danym rynku, choć przede wszystkim dbano raczej o jednolitą cenę.

Niestety, mijający rok zakończył funkcjonowanie tej koalicji. A jak pokazują wydarzenia ostatnich tygodni, erozja postępuje, wpływając na stosunki białorusko-rosyjskie. Kanadyjski koncern rozpoczął wojnę, obniżając podaż dla zachowania ceny. Również na rynkach lokalnych podjęto działania sprzeczne z dotychczasową polityką. W Brazylii tamtejszy oddział kanadyjskiego giganta – Mosaic – zmniejszył podaż o 40% i obniżył cenę do 400 dolarów za tonę. W rzeczywistości duopol Canpoteksu i Uralkalija chyli się ku upadkowi. Główna przyczyna takiego rozwoju wydarzeń to zapowiadane na 2015 r. wejście brytyjskiego giganta energetycznego BHP Billiton.

Łukaszenko przelicytował

Na tym tle ma miejsce kolejna odsłona konfliktu między Moskwą a Mińskiem o ostatnie białoruskie „rodowe srebra”. Jak zostało już wspomniane, produkcja nawozów potasowych zajmuje istotne miejsce w gospodarce Białorusi. Dla opisania tego sektora należy podać zależności między trzema najważniejszymi spółkami. Monopolistą jest rosyjska firma Uralkalij, której odpowiednikiem na Białorusi jest Biełoruskalja. One obie, wraz z białoruskimi kolejami (które mają 5% udziałów), kontrolują spółkę joint-venture Białoruska Kompania Potasowa (BKP). Strona białoruska posiada w sumie 50% akcji. Identyczna liczba udziałów, tylko że w rękach jednego podmiotu, znajduje się w rękach rosyjskich. Do tej pory, aż do grudnia 2012 r., Białoruska Kompania Potasowa posiadała wyłączność na eksport na zagraniczne rynki produktów obydwu firm. Jednak pod koniec ubiegłego roku prezydent Białorusi zniósł dekretem monopol BKP na wywóz nawozów potasowych z kraju.

Decyzja ta rykoszetem uderzyła w Białoruś, gdyż Uralkalij zadecydowało się wstrzymać eksport potasowych nawozów za pośrednictwem joint-venture. Rosyjska spółka posiada bowiem jeszcze jednego partnera, dzięki któremu eksportuje swoje produkty. Jest to Uralkali Trading – firma szwajcarska, której możliwości w tym zakresie są wystarczające. Stąd podjęte kroki nie wiązały się z żadnym ryzykiem, szczególnie, iż rynek białoruski pełni rolę peryferyjną. Natomiast z punktu widzenia Białorusi sytuacja można oznaczać poważne komplikacje. Zdaniem ekspertów możliwe jest wystąpienie spirali inflacyjnej.

Tak więc zamiast tworzyć zgrany tandem na rozpadającym się duopolistycznym rynku potasu, władze Białorusi zdecydowały się wzmocnić pozycję względem Moskwy. Niestety, jak widać, użyły do tego nie do końca właściwych instrumentów. Wydaje się, iż Mińsk przelicytował swoje możliwości, źle oceniając obecną sytuację. Aktywność pozostającej w gestii państwa firmy Biełoruskalija jest jednak faktem. Przedstawicieli przedsiębiorstwa widziano bowiem w maju br. w Brazylii; również w Chinach lobbowano na rzecz białoruskiej kompanii. Podczas lipcowej wizyty Aleksander Łukaszenko podpisał długoterminowy kontrakt na dostawę potasu, co stanowiło atut Mińska w rozmowach z Pekinem na temat mającego powstać w najbliższych latach wspólnego parku przemysłowego na Białorusi.

Szantaż, nie kompromis

Konflikt białorusko-rosyjski rozpoczął się po decyzji Uralkalija, z końca lipca br., o zaprzestaniu korzystania z usług BKP. Niezadowolenie w Mińsku można zrozumieć – potas to jeden z filarów tamtejszej gospodarki, a zatem także reżimu Łukaszenki. Utrata rosyjskiego partnera, połączona ze spadającą ceną produkowanych towarów, musi budzić niepokój elit politycznych. Zaznaczmy jednak wyraźnie: o ile rozejście się z dotychczasowym sojusznikiem to efekt działań Mińska, o tyle spadek cen wynika z próby zablokowania rynku przez dotychczasowych graczy. Zmniejszenie wielkości potencjalnych zysków ma odstraszyć ewentualną konkurencję. Niestety, z punktu widzenia elit białoruskich nastąpiło nałożenie się dwóch niekorzystnych procesów. Stąd próba wywarcia presji na Rosję.

Zapewne w celu zawarcia korzystnej umowy premier Białorusi Michaił Miasnikowicz zaprosił dyrektora generalnego „Uralkalija” Wladislawa Baumgartnera, właściciela Uralkaliji Sulejmana Kerimowa oraz szefa rady dyrektorów kompanii Aleksandra Wołoszyna. Na spotkanie przybył tylko ten pierwszy, pozostali wytłumaczyli się brakiem czasu. Rozmowa z dyrektorem generalnym odbyła się za zamkniętymi drzwiami, a po niej, już na lotnisku, Baumgartner został zatrzymany pod zarzutem nadużycia władzy i działań na szkodę Białorusi. Zgodnie z decyzją białoruskich władz poszukiwani są również czterej menadżerowie, którzy według powszechnie znanych informacji znajdują się w Moskwie.

Krok białoruskich elit należy traktować nie tylko jako wzięcie zakładnika, lecz także jako podjęcie radykalnych środków, wynikających z nikłego arsenału instrumentów posiadanych przez Mińsk. Aresztowanie i zapowiedzenie procesu zaostrzyło relacje białorusko-rosyjskie. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało białoruskiego ambasadora w Moskwie i zażądało wyjaśnienia sytuacji. Po raz kolejny na obszarze post-radzieckim spór przeniósł się z płaszczyzny gospodarczej na polityczną.

Należy jednak zwrócić uwagę na to, iż reakcja rosyjskiego ministerstwa wydaje się dość stonowana. W oświadczeniu podkreślono, że relacje polityczne oraz współpraca między obydwoma państwami powinna pozostać na dotychczasowym poziomie i nie powinna ucierpieć. Łagodne stanowisko Kremla to nie tyle dbałość o odbiór na arenie międzynarodowej, co świadomość własnej siły w starciu ze słabszym partnerem. Z punktu widzenia Rosji korzystniejsze wydaje się uspokojenie sytuacji, a dopiero później uzyskanie korzystnych dla siebie kolejnych koncesji na Białorusi, niż działania ukierunkowane na wzrost napięcia.

Finał

Możliwe, iż ostatecznie dojdzie do sprzedaży Biełoruskali, zwłaszcza, że Łukaszenko wspominał już o takiej możliwości. Należy uznać takie deklaracje za próbę rozpoczęcia negocjacji przed dokonaniem transakcji, z pewnością więc ta gra potrwa dłuższy czas. Nie tylko ze względów czysto technicznych, lecz również dlatego, że Łukaszenko będzie chciał uzyskać jak najlepszą cenę. Pewną wskazówką może być sprawa białoruskich gazociągów.

Atutem w rękach Mińska jest coraz powszechniejszy proeuropejski trend wśród państw post-radzieckich. Zresztą w listopadzie, podczas szczytu w Wilnie, będzie można ocenić jego skalę. Wówczas, wobec poważnych trudności Kremla z Kijowem, alians z Mińskiem zyska na wartości. Łukaszenko, choć niedoceniany, z pewnością będzie potrafił ugrać w takiej sytuacji wystarczający margines swobody, mimo że jest wyraźnie słabszym partnerem w rozgrywce z Moskwą.

Na niekorzyść Białorusi wpływa spadek cen potasu wynikający z turbulencji na dotąd duopolistycznym rynku. Wątpliwe, by rozgrywka wokół tej kwestii trwała wystarczająco długo, by ceny zaczęły rosnąć, co znalazłoby odzwierciedlenie w wartości firmy. Zakres niepewności powiększa się tym bardziej, że istotną rolę odgrywają również interesy polityczne. Pewne jest jednak to, że zawarcie takiej transakcji z dłuższej perspektywy osłabi niezależność Białorusi od Rosji. Czy ten proces można odwrócić? Z pewnością tak, ale każda sprzedaż cennego przedsiębiorstwa zmniejsza szanse na zmianę obecnego trendu. Wyzbywanie się „rodowych sreber” czyni z Białorusi bezwolnego gracza, pozostającego na łasce Kremla. Nawet jeśli prezydent Białorusi będzie sprawnie manewrował, finał rozgrywki białorusko-rosyjskiej, a przynajmniej łukaszenkowsko-kremlowskiej jest już bliżej niż dalej.